„Para do życia”, Joonas Berghall, Mika Hotakainen
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuFiński kandydat do Oscara. Ale też kino na swój sposób rozbrajające. Bo chociaż nie pozbawione drobnych wad, jednocześnie tak bardzo szczere, bezpretensjonalne i urokliwe, że czepiać się go nie sposób. To surowy, nieuwikłany fabularnie zapis męskich rozmów w saunie, która staje się panaceum na współczesny kryzys męskości.
Fiński kandydat do Oscara. Ale też kino na swój sposób rozbrajające. Bo chociaż nie pozbawione drobnych wad, jednocześnie tak bardzo szczere, bezpretensjonalne i urokliwe, że czepiać się go nie sposób.
Jeżeli wierzyć twórcom pomysł na ten film przyszedł do nich sam. Nękany depresją Berghall postanowił regularnie odwiedzać (uwielbianą od dzieciństwa) saunę. Zaskoczony szczerością zasłyszanych tam rozmów bywał coraz częściej, z czasem uzbrojony w kamerę, w końcu w towarzystwie całej ekipy. I tym właśnie jest Para do życia: surowym, nieuwikłanym fabularnie zapisem męskich rozmów w saunie. Bo też sauna w całej Płn. Europie spełnia specyficzną, głęboko zakorzenioną w kulturze regionu, rolę. To miejsce męskich spotkań, czas relaksu, a jak się okazuje, także i refleksji. Berghall i Hotakainen idą dalej, w uwielbianym przez Finów przybytku widzą panaceum na współczesny kryzys męskości. Widzimy głównie facetów w średnim i podeszłym wieku. A więc tych, dla których analiza własnych emocji, psychoterapia itd. to „babskie bzdury” niegodne „prawdziwego mężczyzny”. Tyle, że Ci prawdziwi mężczyźni (wielcy, w większości otyli drwale, budowlańcy itd.) w odizolowanej przestrzeni sauny pękają jak dzieci. Uzewnętrzniają się, płaczą, wspominają tragedie, rozgrzebują traumy. W pierwszym momencie ich szczerość jest wręcz szokująca. A także krępująca, widzowi towarzyszy wrażenie uczestniczenia w czymś wręcz nazbyt intymnym. Ale tylko przez chwilę. Bo Para do życia traktuje swoich bohaterów z należnym, i coraz rzadziej spotykanym w epoce popularności amerykańskiego dokumentu, szacunkiem. A nawet miłością. Stąd właśnie wrażenie ingerowania w cudzą prywatność bardzo szybko ustępuje miejsca szerszej dyskusji nad ludzką psychiką i wrażliwością.
Co ważne: Para do życia nie jest ciężką, bolesną psychodramą. To w gruncie rzeczy lekkie i bezwzględnie urokliwe kino. Wyśmienicie się je ogląda. Twórcy doskonale wyważyli proporcje. Osobnym bohaterem jest tu przepiękna przyroda Finlandii (która nota bene doskonale uzupełnia psychologię postaci). Swoją rolę w narracji ma też dyskretna, ale adekwatna muzyka. I co najważniejsze: humor. Właśnie komizm najmocniej uwydatnia szczere intencje autorów. Bo chociaż bohaterowie Pary do życia bywają przekomiczni, nigdy nie śmiejemy się z nich samych. Przeciwnie: razem z nimi obśmiewamy absurdy życia. Oswajamy codzienne trudy wspólnie rechocąc. I w tym tkwi siła całego obrazu. W każdym ujęciu czuć, że autorzy naprawdę kochają ludzi. Wraz z wszystkimi ich ułomnościami, uprzedzeniami, ograniczeniami. I dlatego warto się od nich uczyć, warto obejrzeć ich film.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze