„Udręczeni”, Peter Cornwell
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuTen horror zaczyna się niczym dramat rodzinny. Nie ma tu tak częstego we współczesnych horrorach epatowania realistycznymi obrazami tortur, elementami stylu gore. Jest za to solidny rysunek psychologiczny postaci i całkiem niezłe aktorstwo (bardzo dobry Elias Koteas). Debiutowi Petera Cornwella nie sposób odmówić wielu zalet. Do tego dochodzą świetne zdjęcia i pomysłowy montaż.
Ten horror zaczyna się niczym dramat rodzinny. U najstarszego syna Campbellów Matta (Kyle Garner) lekarze wykrywają złośliwy nowotwór. Choroba rozwija się w zastraszającym tempie. Ostatnią szansą jest kosztowna eksperymentalna kuracja w odległym Connecticut. Osłabiony chłopak coraz gorzej znosi męczące dojazdy, ale rodziny nie stać na nowy dom. Do czasu, kiedy Sara, matka chłopca, natrafia na ogłoszenie: duża wiktoriańska posiadłość nieopodal kliniki w zaskakująco niskiej cenie. Niedługo po przeprowadzce Matta zaczynają dręczyć dziwne, niepokojące wizje. Początkowo chłopak odczytuje je jako efekty uboczne przyjmowanych leków. Z czasem odkrywa w piwnicy ślady domu pogrzebowego sprzed blisko stu lat.
Udręczeni to klasyczny przykład filmu straconej szansy. Debiutowi Petera Cornwella nie sposób odmówić wielu zalet. Nie ma tu (na szczęście) tak częstego we współczesnych horrorach niekończącego się epatowania realistycznymi obrazami tortur, elementami niegdyś niszowego stylu gore itd. Jest za to (naprawdę rzadki w tym gatunku) solidny rysunek psychologiczny postaci i całkiem niezłe aktorstwo. Obsesyjnie zdeterminowana matka, nie radzący sobie z kosztami leczenia ojciec, przerażone rodzeństwo — wszyscy oni ofiarowują Udręczonym realistyczne podstawy; zarysowują trudną sytuację ludzi, którym
nie sposób nie współczuć.Do tego dochodzą świetne zdjęcia i pomysłowy montaż. W nastrój filmu grozy udanie wprowadza opiekujący się chorymi wielebny Popescu (bardzo dobry Elias Koteas). To on uświadamia Mattowi, że ludzie bliscy śmierci widzą więcej. Z tej rozmowy wyprowadzony jest naprawdę fenomenalny patent — widz nie wie, czy upiory przeszłości rzeczywiście zamieszkują przeklęte wnętrza, czy są jedynie wytworem wyobraźni naszpikowanego chemią chłopca.
Niestety twórcy utrzymują nas w tej niepewności jedynie przez krótką chwilę (co najwyżej kwadrans).
A cały film, po naprawdę obiecującym początku, nieubłaganie siada. Reżyser najwyraźniej nie miał pomysłu jak zbudować nastrój, na czym oprzeć napięcie czy mówiąc wprost — jak widza skutecznie przestraszyć. Mogła spełnić tę funkcję wspomniana dwuznaczność. Dlaczego Cornwell nie wykorzystał tego pomysłu — naprawdę nie wiem. Zaserwował za to (z czasem coraz bardziej nużący i przewidywalny) przegląd tego wszystkiego, co już dobrze znamy (niepokojące odgłosy, zjawy ukazujące się w lustrach, przeklęta dusza dziecka itd.). Fani horroru powiedzą oczywiście: to reguła gatunku, ostatecznie co nowego jeszcze można wycisnąć z opowieści o nawiedzonym domu? Otóż można. Dowodem na to niech będzie choćby arcydzieło sprzed niespełna dwóch lat — hiszpański Sierociniec. Oba filmy mają dość podobny scenariusz, co z czasem drażni, bo do poziomu Sierocińca jest tu naprawdę bardzo, bardzo daleko. Cornwell w ogóle pełną gębą cytuje klasyczne pozycje z horrorowego kanonu (kłania się choćby Egzorcysta), ale uwypukla to jedynie słabość jego dzieła.
Jeżeli dodać do tego ewidentnie przeszarżowany finał (który do reszty podważa owe, jak reklamowano film, rzekome "true story"), konkluzja staje się prosta: Udręczeni to obraz co najwyżej średni. Oczywiście o klasę lepszy od wszechobecnych ostatnio produkcji z nurtu "torture porn" (kolejne części Piły itd.), ale nie dość dobry, żeby polecić go komukolwiek, kto nie jest zdeklarowanym fanem horrorów.
Zobacz zwiastun: www.bestfilm.pl
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze