"Wall-E", Andrew Stanton
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuArcydzieło gatunku, obraz kultowy. Kreskówka przeznaczona dla widza w każdym wieku. Tytułowy robot to współczesny Charlie Chaplin - cudowna ciamajda o wielkim sercu. Wall-E'ego i Eve czeka wspólna odyseja, podróż, której konsekwencje zmienią losy całego kosmosu. Tak dobrego scenariusza, tak wyraziście zarysowanych postaci, takiej siły komizmu i humoru w amerykańskiej, kinowej animacji jak dotąd jeszcze nie było.

Przyznam szczerze — jak dotąd krępowałem się przyznać amerykańskiej, komercyjnej kreskówce najwyższą, pięciogwiazdkową notę. Skrzywdziliśmy w ten sposób Ratatuja - tytuł, który ewidentnie na tę ocenę zasługiwał. Najwyższy czas, by zmienić tę sytuację. Z dwóch powodów — dziś nikt już nie może mieć wątpliwości jak ważne miejsce we współczesnym kinie rozrywkowym zajęły wygenerowane cyfrowo animacje — z roku na rok coraz silniej wypierają one tradycyjne superprodukcje takie jak np. Dzień Niepodległości. To animacje są dziś najważniejszymi wakacyjnymi hitami, to o kreskówkach mówi się i dyskutuje. Jest i drugi powód — wchodzący właśnie na nasze ekrany Wall-E to ewidentne arcydzieło gatunku. Jeżeli ów gatunek zdefiniujemy jako wysokobudżetowe, cyfrowe, amerykańskie kreskówki przeznaczone dla widza w każdym wieku, bez żadnego ryzyka błędu mogę stwierdzić - Wall-E to najlepszy film w historii całego nurtu. To tytuł, który spełni marzenia swoich twórców. Bo z jednej strony będzie to ogromny sukces komercyjny. A z drugiej — będzie to tzw. obraz kultowy. Możecie mi wierzyć albo nie, ale za dwadzieścia lat nikt już nie będzie pamiętał wszystkich tych Shreków i Epok Lodowcowych. A Wall-E będzie wciąż oglądany. Trafi też do podręczników — jako film, który ostatecznie potwierdził dojrzałość i klasę całego gatunku.
Wall-E (Wysypiskowy Automat Likwidująco-Lewarujący. E-klasa) przez siedemset lat w samotności oczyszcza Ziemię z odpadów pozostawionych przez ludzi. Pewnego dnia na planetę przybywa EVE — nowoczesna, piękna, myśląca maszyna. Tego dnia życie Wall-E'ego zmienia się na zawsze. Ale nie będzie to tylko i wyłącznie historia miłosna. Wall-E'ego i Eve czeka wspólna odyseja, podróż, której konsekwencje zmienią losy całego kosmosu.
Przy okazji każdej nowej kreskówki powraca temat rywalizacji Pixar i DreamWorks. I powraca słusznie, to właśnie nieustająca konkurencja obu firm daje gatunkowi tak wielką dynamikę rozwoju. Od wielu lat w rozgrywce prowadzi Pixar. I dobrze — to Pixar proponuje rozwiązania ryzykowne i kontrowersyjne, podczas gdy DreamWorks wciąż nie może oderwać się od anachronicznej już dziś formuły filmu "głównie dla dzieci". Wydawało się, że ciosem, po którym przeciwnik już się nie podniesie był wspominany Ratatuj. I tak było w istocie — DreamWorks od czasu Mrówki Z nie wypuścił niczego, co mogłoby konkurować z nieprawdopodobnie dynamiczną i śmieszną historią o szczurze — kucharzu. Pozostawało pytanie — co po tak udanym tytule zrobi Pixar? Czy uda mu się utrzymać poziom? Mało kto w to wierzył. Wall-E odbiera głos niedowiarkom; jako się rzekło — to najlepszy i najodważniejszy film w historii gatunku. A po wielokroć wspominana konkurencja z DreamWorks odchodzi w tym momencie do lamusa. DreamWorks nie będzie w stanie sięgnąć poziomu Wall-E, prawdopodobnie zamknie się teraz w swojej niszy cokolwiek infantylnych bajek okraszonych nielicznymi aluzjami czytelnymi dla dorosłych. Pixar dzięki Wall-E staje się niekwestionowanym królem gatunku.

Czytając tę recenzję czytelnik może odnieść wrażenie, że autor "coś kręci". Zachwyca się, bije brawo, opowiada o bezradności konkurentów, ale czemu ten Wall-E jest filmem aż tak bardzo udanym, powiedzieć nie chce. I tak jest w istocie. Zdarzają się — szczególnie niewdzięczne dla recenzenta — obrazy, w przypadku których zdradzić cokolwiek jest przestępstwem. Tak jest i w przypadku Wall-E - to film oparty na kilku brawurowych założeniach, oscarowych trickach, dzięki którym siła suspensu w nowym Pixarze jest porażająca. Zdradzę tylko jeden z owych patentów - Wall-E to nieomalże niemy film. Zdolność wypowiadania słów i zdań mają w nim jedynie ludzie, a więc bohaterowie drugo-, jeśli nie trzecioplanowi. To śmiałe założenie pozwala twórcom na cudowną syntezę całej historii kina science fiction, i nie tylko. Bo o ile w warstwie wizualnej autorzy cytują właśnie arcydzieła kina science fiction — pojawiają się nawiązania do Mad Maxa, Gwiezdnych wojen, Bliskich spotkań trzeciego stopnia, obu Odysei kosmicznych - o tyle w warstwie narracji i komizmu jest Wall-E brawurową podróżą do źródeł kina. Tak, właśnie tak — tytułowy robot to współczesny Charlie Chaplin — cudowna ciamajda o wielkim sercu. A vis comica całego obrazu to nic innego jak seria arcyinteligentnych cytatów z Bustera Keatona i — może przede wszystkim — wczesnych braci Marx. Ale i to wszystko jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej zbudowanej z niezwykle przenikliwego humoru.
Przy produkcji Wall-E musiało pojawiać się jedno pytanie — jak utrzymać uwagę współczesnego widza bez słów, bez dialogów? Autorzy skupieni wokół Pixara mają na to swoją — wydaje się, że słuszną — odpowiedź. Każdą scenę, a nawet każdy kadr naładowano pomysłami i aluzjami w takich ilościach, że odczytanie ich wszystkich stoi na granicy ludzkiej percepcji. Przykłady? Mówiłem — nie bardzo wypada. No dobrze, jeden — Wall-E kolekcjonuje pamiątki po ludzkości — znane nam wszystkim przedmioty codziennego użytku. Wytrwale próbuje odkryć ich funkcje, zrozumieć do czego były one wykorzystywane — i samo to jest jedną z najtrafniejszych parodii współczesnego konsumpcjonizmu, jakie widziałem ostatnio w kinie.
I na tym koniec — nic więcej nie zdradzę. Podsumowując: tak dobrego scenariusza, tak wyraziście zarysowanych postaci, takiej siły komizmu i humoru w amerykańskiej, kinowej animacji jak dotąd jeszcze nie było. A i nie ubawiłem się równie mocno w kinie od bardzo, bardzo dawna. Trzymam kciuki za Pixar — na dzień dzisiejszy Wall-E wydaje się tytułem nie do przeskoczenia. Ale taką samą refleksję miałem po obejrzeniu Ratatuja. Pixar nie tylko gromadzi najzdolniejszych twórców, ale także — co wydaje się najważniejsze — daje im zielone światło dla realizacji najbardziej nawet dziwacznych i kontrowersyjnych pomysłów. W tym jego siła. I oby tak zostało.

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze