"Zero osiemset", Katarzyna Sowula
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuOpowiadania Katarzyny Sowuli to raczej miniatury literackie niż rozbudowane, pełne szczegółów historie. Niewiele wiemy o bohaterach „Zero osiemset”. To przeciętni ludzie, żyjący lub starający się żyć własnym życiem gdzieś na obrzeżach wielkiego miasta. Ich problemem jest samotność, odrzucenie, brak wiary we własne możliwości.
Życie w wielkim mieście podobno nie jest łatwe. A na pewno nie ułatwia go samotność, tęsknota za rodziną, brak pracy i perspektyw na przyszłość. Człowiek boi się wtedy wyjść z domu, a jego jedynym marzeniem jest ucieczka od zgiełku, pośpiechu i codziennej walki o przetrwanie. Z takimi emocjami zmagają się bohaterowie książki „Zero osiemset” Katarzyny Sowuli. Ta młoda pisarka zadebiutowała powieścią „Fototerapia”, opublikowaną także w wydawnictwie Czarne. Jak podają wydawcy, Sowula mieszka na warszawskiej Pradze, „zafascynowana specyficznym klimatem tej dzielnicy”. Nic dziwnego, że tematem jej książki jest właśnie Warszawa – miejsce wyjątkowe i jednocześnie tak bardzo podobne do innych miast Polski. Niestety rozterki bohaterów „Zero osiemset” wyjątkowe nie są. Coraz częściej takie problemy dotykają ludzi, którzy nie potrafią znaleźć sobie miejsca w hałaśliwej rzeczywistości.
Trudno nie wspomnieć o opowiadaniu „Moja wieczorna modlitwa w sobotę, trzynastego czerwca”. Jego bohaterką jest młoda polonistka, która nie potrafi uporządkować sobie życia. Wcześniej pracowała jako nauczycielka w szkole, ale nie mogła znieść złej atmosfery panującej wśród nauczycieli i relacji z uczniami. Od kiedy zrezygnowała z pracy, nie wychodzi z domu, liczy zaległe rachunki i bije się z myślami o wyjeździe za granicę. Jej ostatnią deską ratunku jest święty Antoni Padewski od zaginionych osób i rzeczy. Tylko on może jej pomóc odnaleźć skradzioną przez złodziei wypłatę.
No, jakoś specjalnie zaradna to nie jestem – mówi o sobie bohaterka – Silna tym bardziej nie. Garb, skóra i kości. Jak byłam mała i ojciec palił jeszcze papierosy bez filtra, to zawsze powtarzał, że nie mam nóg, tylko dwa wykruszone sporty. I tak mi już zostało (…) ja to się w ogóle do niczego nie nadaję. Tylko czytać umiem. To potrafię. Ciągle czytam. Odkąd rzuciłam robotę – znowu całe mnóstwo, czasami może nawet tyle co na studiach. Ilu absolwentów polonistyki, pedagogiki lub historii może podpisać się pod tymi słowami? Ilu czuje się wyrzuconych na margines? Tego nie dowiemy się z opowiadania Sowuli. Autorka nie chce bowiem nikogo oceniać, wyciągać wniosków, udzielać dobrych rad. W tym i innych opowiadaniach najważniejsze są czyste ludzkie emocje. One nie wymagają komentarza.
Jedną z bohaterek książki Katarzyny Sowuli jest młoda mężatka. Nie potrafi ona odnaleźć się w związku z mężczyzną, którego kiedyś kochała. Dlatego postanawia go opuścić i wyjechać do Paryża z głuchoniemym kochankiem. Wcześniej żegna się z Warszawą, podróżując do ważnych dla siebie miejsc – m.in. do kościoła św. Marii Magdaleny i świątyni na placu Trzech Krzyży. To właśnie tam, podczas mszy dla głuchoniemych, odnajduje siebie i swoją miłość.
Ale w tomie opowiadań Katarzyny Sowuli są także historie zabawne, przesycone często inteligentnym, ironicznym humorem. Tytułowe opowiadanie „Zero osiemset” to rozmowa (a właściwie monolog) konsultantki telefonicznej z klientem. Jej tematem nie są jednak promocje i nowe oferty kredytowe, lecz głównie spadochroniarstwo, które, jak się okazuje, jest lepsze niż seks. Ale i tu wkraść się musi smutek i samotność. Jeden z partnerów życiowych naszej bohaterki zginął, skacząc ze spadochronu, a i ona sama, od kiedy przeprowadziła się do Warszawy (Jedź – mówili – Warszawa jest jak dziwka, wszystkich przyjmie), nie potrafi odnaleźć się w obcym mieście: Niby da się wieczorem gdzieś wyjść, niby pełno jest tych knajp, ale faceci albo mają na stałe wmontowane laptopy, albo całkiem jak panienki, dupka ściśnięta na mrozie, kurteczka z ceraty no logo, cekinowy żel na miniirokezie zamarza. Nie dla mnie.
Z kolei opowiadanie „Ahinsa” to zwariowana historia o nastolatku, który z miłości do zwierząt nie potrafi zaakceptować współczesnej rzeczywistości. Kiedy ucieka z domu, rodzice znajdują w jego pokoju książkę „Świat mnichów i zakonów” i dowiadują się przy tym, że Łukasz jest prawdopodobnie członkiem organizacji ekologicznej Wegańska Resza, która grozi śmiercią wszystkim wiwisektorom, czyli zjadaczom mięsa. Okazuje się również, że nastolatek pasjonował się wegetarianizmem, filozofią, religią starożytnego Egiptu, hinduizmem. Zanim więc ojciec Łukasza wyruszy na poszukiwania, musi przejść przyśpieszony kurs religioznawstwa.
Pisanie o samotności w wielkim mieście stało się ostatnio bardzo modne. Niestety autorzy skupiają się na problemach ludzi bogatych, zagubionych w świecie łatwych pieniędzy, luksusowych samochodów i nietrwałych uczuć. Katarzyna Sowula pisze na przekór modzie, udowadniając przy tym, że ma lekkie, błyskotliwe i oryginalne pióro. Po raz kolejny wydawnictwo Czarne udowodniło, że ma nosa do ciekawych autorów.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze