"Sposób na rekina", reż. Howard E. Baker, John Fox
DOROTA SMELA • dawno temuNajpierw był cudowny Gdzie jest Nemo, potem jakby na fali jego popularności wypłynęły Rybki z ferajny. Teraz mamy Sposób na rekina, który zamyka tryptyk podwodnych animacji. To historia kolorowego Pysia, rybki osieroconej wskutek działań amerykańskich rybaków, która przybywa na obcą rafę w poszukiwaniu swojej ostatniej żyjącej krewnej, a znajduje znacznie więcej.
Najpierw był cudowny Gdzie jest Nemo, potem jakby na fali jego popularności wypłynęły Rybki z ferajny. Teraz mamy Sposób na rekina, który zamyka tryptyk podwodnych animacji. To historia kolorowego Pysia, rybki osieroconej wskutek działań amerykańskich rybaków, która przybywa na obcą rafę w poszukiwaniu swojej ostatniej żyjącej krewnej, a znajduje znacznie więcej.
Bo oczywiście zawiera tu wiele nowych znajomości, bardziej lub mniej przyjemnych. Na początek sympatyczny, acz nieśmiały kuzyn pokazuje Pysiowi landrynkową rybkę anielską Kordelię, topmodelkę rafy, która natychmiast kradnie serce naszemu bohaterowi. Ona także zwraca na niego uwagę. Jak się jednak można domyślać, ich swaty napotykają pewną przeszkodę, całkiem sporą w dodatku i wyposażoną w kilkurzędowy garnitur zębów. To rekin Ćwiek — taki trochę podwodny dresiarz, który lubi dręczyć znacznie mniejsze od siebie stworzonka, porusza się w obstawie wyjątkowo obleśnych moren i mówi hiphopowymi rymami. Jak każdy bandzior. Ćwiek pragnie mieć fajną laskę i dlatego, choć Kordelia jest wielokrotnie od niego mniejsza, jako gwiazda rafy musi znosić nachalne zaloty tępego osiłka, a ostatecznie nawet obiecać, że przyjmie od niego perłę (odpowiednik pierścionka zaręczynowego u ryb), by kupić innym mieszkańcom rafy spokój i ratować z opresji Pysia. Oczywiście ten ostatni tak łatwo nie odpuści, bo choć jest niewielkich rozmiarów, to jego odwaga nie zna granic. Jednak by dać radę rekinowi, będzie potrzebował pomocy innych, w tym zdziwaczałego samotnika żółwia Nerissana — niezrównanego mistrza stylu ninja.
Odgrzewany fishburger? Trochę tak, bo jak widać, powtarzają się tu pewne elementy z poprzednich filmów, choćby ten sam zestaw postaci, w którym znów dość ważną rolę odgrywa rekin, a wszystko dzieje się na rafie. Ale co poradzić? Żyjemy w czasach rozbuchanej kultury masowej i na co dzień jesteśmy bombardowani tysięcznymi kopiami tych samych pomysłów w nowym opakowaniu, chodzimy do kina na sequele prequeli itd. Dlatego nie bardzo rozumiem żółć i jad, jaki toczą recenzenci zza oceanu. Przecież to tylko film dla dzieci i niczego innego nie udaje. A młodej publiczności z pewnością zależy na czymś zgoła innym niż krytykowi. Liczą się tu kolory, przyjemna animacja 3D, wzruszająca, prosta historia i zabawni bohaterowie.
Wprawdzie w Sposobie na rekina znacznie ciekawsze są akurat ryby z tła — trójka zgredów z powyłamywanymi ząbkami, ciotka z muszlą na głowie i stary żółw, ale słodkiego Pysia i plastikową Kordelię też jakoś da się przełknąć. Najfajniej "zrobiony" jest bez wątpienia Ćwiek — jego świdrujące, świńskie oczka, obciachowe teksty tłumaczone przez niezmordowanego Bartosza Wierzbiętę i "zapodawane" w polskiej wersji przez Przemysława Sadowskiego są czystym ubawem. Wszystko razem jest dość zgrabną satyrą na tzw. miejskie życie. Idea przewodnia, że mała rybka może pokonać dużego rekina, wykorzystując siłę znacznie większego od nich oceanu, jest z pewnością piękna i wzruszająca, choć sprawdza się rzadko. Dzieci jednak o tym wiedzieć nie muszą, a rodzice, do których puszcza się w tym filmie oko, nie muszą im tego uświadamiać. Reszta może zbojkotować multipleksy oraz całą tę przebrzydłą komercję i zabrać swoje pociechy na ekranizację jakiejś lektury szkolnej.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze