„Położna. 3550 cudów narodzin”, Jeannette Kalyta
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuKsiążka zasługuje na uważną lekturę. Oprócz opisów porodów i trudnych relacji z rodzicami, Kalyta pisze w niej o swoim dzieciństwie, o wyborze kierunku studiów i pierwszych zawodowych doświadczeniach. Ten tytuł bez wątpienia przypadnie do gustu obecnym rodzicom oraz tym, którzy planują założenie rodziny.
Przyjście dziecka na świat to jedna z najpiękniejszych chwil, jakie doświadczyć możemy w naszym dorosłym życiu. Szczególnie, jeśli jesteśmy rodzicami. Za sprawą narodzin nasza rzeczywistość wywraca się do góry nogami, a życie nabiera sensu. Obecność dziecka sprawia, że codzienna gonitwa za sukcesem i powodzeniem nie jest już tak ważna: bo wszystko robi się z powodu dziecka i dla dziecka. Właśnie o tym pisze w swojej interesującej książce Jeannette Kalyta – polska położna z 25-letnim stażem pracy; osoba, która przyjęła około trzech tysięcy porodów. Jej opowieść to relacja z najbardziej ekstremalnych, dziwnych, lecz i najpiękniejszych, najbardziej poetyckich porodów, jakie przyjęła w swojej karierze. Na kartach jej wspomnień pojawiają się m. in. zagubieni rodzice, którzy nie potrafią radzić sobie ze stresem i wpadają w panikę, kiedy coś dzieje się nie tak. Wtedy właśnie do akcji wkracza wykształcona i doświadczona położna, która potrafi opanować sytuację i pomóc w porodzie.
Książka Jeannette Kalyty przywraca właściwą pozycję i szacunek zawodowi położnej. Kalyta pisze: „Cieszę się, że od pierwszych dni mojej pracy byłam świadkiem najistotniejszych zmian w polskim położnictwem, jakie zaszły na przełomie wieków. Na moich oczach kobieta odzyskiwała godność podczas wydawania dziecka na świat, a położna – spychana dotychczas do funkcji jedynie pomocy lekarza – powoli powracała do swojej roli. To ona ma wspierać rodzącą, służyć jej wiedzą i fachowością, być strażniczką fizjologii. A przede wszystkim powinna dać rodzącej poczucie bezpieczeństwa, uśmiech, dzielić się życzliwością i stworzyć nastrój wyjątkowości tej chwili.” Właśnie taką atmosferę wprowadza Jeannette Kalyta, pokazując, że poród to nie tylko ból, wysiłek i stresująca sytuacja, lecz i cudowne doświadczenie zbliżające do siebie rodziców.
Nie jesteśmy w stanie opowiedzieć o wszystkich porodach, jakie przyjęła Jeannette Kalyta. Dlatego wspomnijmy o dwóch. Klientem Kalyty było kiedyś młode, kochające się, ale dość specyficzne małżeństwo, Dawid i Hania. Mężczyzna był bardzo religijną osobą i nie wyobrażał sobie, by jego dziecko urodziło się w szpitalu i „było poddawane taśmowej obróbce”. Dlatego nakłonił żonę do urodzenia dziecka w domu, a przy wyborze imienia stwierdził, że synek ukazał mu się we śnie i wybrał sobie imię Noe. Kalyta uśmiechnęła się tylko, bo takie opinie o niezwykłości dziecka to dla niej codzienność. Niestety tuż przed porodem pojawiły się komplikacje. Hanka twierdziła uparcie, że urodzi w domu, więc Kalyta musiała stanąć na wysokości zadania i… przekonać rodziców. Pojechała więc do Hanki i Dawida, trochę na nich nakrzyczała, wsadziła w samochód i pojechała z nimi do szpitala. Po skomplikowanym, długim porodzie dziecko wreszcie się urodziło, ale w dziesięciopunktowej skali Apgar (skala określa stan noworodka zaraz po porodzie) otrzymało tylko 2 punkty. Na szczęście przyszłość okazała się dla niego łaskawa. Chłopczyk zaczął się dobrze rozwijać, a później wrócił do zdrowia. Dawid stwierdził wówczas: „Jeannette, Bóg nam cię zesłał." Kalyta tak to skomentowała: "Nie wiem, czy zesłał mnie Bóg, ale często w swoim życiu zawodowym mam poczucie, że to dzieci mnie wzywają.”
Kalyta w swojej książce wspomina również o wykształconej kobiecie, która rodziła drugie dziecko. W latach 80-tych USG było luksusem, więc kobieta w trakcie porodu dowiedziała się, że na świat przyjdą dwojaczki. A kiedy dostała je do karmienia, spojrzała na nie i podjęła decyzję, że zatrzyma tylko jedno dziecko, gdyż nie jest z mężem przygotowana na wychowywanie chłopca i dziewczynki (kobieta wcześniej urodziła córeczkę). Położna próbowała przekonać matkę do tego, by nie rozdzielała bliźniaków i by taką decyzję podjęła razem z mężem. To była dla Kalyty wyjątkowo trudna sytuacja. Autorka zastanawiała się wtedy, co powiedzieć, by być delikatną, a jednocześnie zaproponować komuś inną życiową drogę? Jak ostatecznie zakończyła się ta sytuacja? Tego warto dowiedzieć się z książki „Położna. 3550 cudów narodzin”.
Książka Jeannette Kalyty zasługuje na uważną lekturę. Oprócz opisów porodów i trudnych relacji z rodzicami, Kalyta pisze w niej o swoim dzieciństwie, o wyborze kierunku studiów i pierwszych zawodowych doświadczeniach. Ten tytuł bez wątpienia przypadnie do gustu obecnym rodzicom oraz tym, którzy planują założenie rodziny. Po lekturze książki większość z nich na pewno zdecyduje się na zatrudnienie położnej.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze