"Kiss Kiss Bang Bang", reż Shane Black
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuPrzewrotna i wielce zabawna komedia sensacyjna, a właściwie detektywistyczna. Drobny złodziejaszek Harry Lockheart (Robert Downey Jr.) ucieka przed policją i przypadkiem trafia na casting do filmu sensacyjnego. Wypada dobrze i już wkrótce bryluje na przyjęciach w Mieście Aniołów. Spotyka tam swoją szkolną miłość, niespełnioną aktorkę Harmony (Michelle Monaghan), i wspólnie z cynicznym detektywem Perrym usiłuje rozwikłać zagadkę pewnego samobójstwa…
Kiss Kiss, Bang Bang (w zarzuconym tłumaczeniu na język polski – Buzi buzi, pif – paf) to hołd, jaki reżyser i scenarzysta Shane Black złożył literaturze kryminalnej klasy B. Zarówno postacie, jak i scenografia są pastiszem niewyszukanego czarnego kryminału. Zdjęcia są barwne, ale celowo wyprane ze zbyt jaskrawych kolorów, a poszczególne ujęcia to kalki okładek popularnych powieści.
Dlatego film spodoba się przede wszystkim widzom, którzy czują tę estetykę. W przeciwnym razie zestawienie wyświechtanych klisz, przerysowanych bohaterów i wisielczego humoru może wydać się sztuczne i niestrawne. Ale dla zwolenników gatunku ta postmodernistyczna wariacja, nawiązująca do powieści Chandlera i filmów z Bogartem, może być prawdziwym rarytasem. Chociażby tytuły kolejnych epizodów filmu, będące małym quizem dla fanów Marlowe’a.
Shane Black ma na swoim koncie scenariusze do filmów, będących klasyką kina akcji, chociażby Zabójczej broni czy znakomitego Ostatniego skauta z pamiętną rolą Bruce’a Willisa. Black wykreował nowy podgatunek kina akcji, tak zwany film partnerski. Liczy się w nim chemia między postaciami, utarczki wynikające z różnic charakterów.
W Kiss Kiss, Bang Bang takich utarczek jest sporo. Główny bohater to łotrzyk o gołębim sercu, przypominający trochę Dustina Hoffmana z Nocnego kowboja, tyle że pozbawionego jakiegokolwiek sprytu. Harry wprowadza do filmu narrację w pierwszej osobie, a jego nieskładne komentarze to kolejna kpina z konwencji. Jego ukochaną jest oczywiście ponętna femme fatale, której fatalnie się układa. Wystawia ona cierpliwość adoratora na bardzo ciężką próbę.
Jedynym twardzielem w filmie jest bezwzględny detektyw Perry, o przydomku Gej. Val Kilmer zagrał tę postać z dystansem, ale nie osunął się w farsę. Homoseksualizm okazuje się ostatecznym tryumfem machismo, a sceny eksploatujące homofobiczne lęki osób trzecich należą do najzabawniejszych w filmie.
A tak w ogóle to Kiss Kiss jest filmem przedstawiającym świat z męskiej perspektywy. Przejawia się to przede wszystkim w gorzko śmiesznych wątkach frustracji seksualnej, upokorzeń, odtrąceń i przykładów niestałości niewieściej. Inaczej mówiąc, w masochistycznym, ale i prześmiewczym rozdrapywaniu blizn, z którymi obnosi się każdy właściciel chromosomu Y. Podobno aktualnie w zaniku…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze