"Lato miłości", reż. Paweł Pawlikowski
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuNic nie jest tutaj w pełni prawdziwe i poruszające, może poza urodą i talentem odtwórczyń głównych ról. Dekoracje trzepocą na wietrze, spod ślicznego opakowania prześwituje tandetna zawartość. Niby to ambitny film Pawlikowskiego jest koturnowy i oczywisty. Z rozwiązaniami fabularnymi rodem z “ambitnej” telenoweli. Nie przysłużył mu się również cynizm, a cała historia jest przekombinowana. Odkrycie (w zamierzeniu twórców zaskakujące), iż wszystko jest jeno grą, wcale nie oznacza, że w filmie wszystko gra…


Urokliwe, ale okrutnie postmodernistyczne pitu pitu. Nawet nacjonalistyczna duma – angielski film Pawła Pawlikowskiego otrzymał ubiegłoroczną nagrodę BAFTA – nie przysłoniła mi wierutnej pustoty tego dzieła.
Z początku wszystko jest cacy. Nastoletnia Lisa, przezywana Moną, zaprzyjaźnia się z nastoletnią Tamsin. Łączy je uroda, buntowniczość i hormonalne szaleństwo, dzieli zaś usytuowanie społeczne. Rudowłosa Lisa jest dowcipną, utalentowaną dresiarą, nieoszlifowanym kryształem. Tamsin to zblazowana i zepsuta snobka ze skłonnościami do fantazjowania. Czytuje Nietzschego i Freuda, stylizuje się na femme fatale. Jej relacja z Lisą ma podłoże wampiryczne — Tamsin karmi się przywiązaniem dziewczyny i wykorzystuje jej spontaniczną energię.
Dysonans kulturowy, podlany subtelnym sosem erotyzmu lolitek, starcza na jakąś połowę filmu. Dzierlatki dokazują, świrują i ładnie się prezentują. Niczym nimfy czy aniołki Botticellego, pławią się w kwieciu i kąpią w leśnych źródełkach. Wcinają grzybki psylocybki i odprawiają okultystyczne misteria, a także uprawiają tzw. flirt lesbijski. Naigrywają się przy tym (bardzo dowcipnie) z gburowatej i mało finezyjnej seksualności męskiego rodu. Przypatruje się temu brat Lisy, onegdaj brutalny żulik, obecnie wsiowy Savonarola, przywódca purytańskiej sekty. Dochodzi do nieuchronnego konfliktu pomiędzy nieskrępowana ekspresją obu panienek a sekciarskim, małomiasteczkowym dogmatem…

Z pewna dozą życzliwości, można by się w nim doszukać całkiem niebanalnych treści, mianowicie budzenia się wrażliwość, fantazji i erotyzmu. Uchwycenia tego szczególnego etapu życia, kiedy człowiek nie wpada jeszcze w przepisaną mu koleinę, nie jest spacyfikowany przez społeczeństwo i może oddawać się swawolom wierząc w swoje szczęście. (Na marginesie — greckie słowo nymphae - nimfa — oznacza właśnie dziewczynę, która zaraz stanie się kobietą.)
Drodzy czytelnicy. Jeżeli czujecie, że film na pewno wam się spodoba, a do szczęścia i pomyślnego odbioru filmów wystarczają wam rozkoszne widoczki i zwiewne dźwięki , nie czytajcie proszę dalszego ciągu tej recenzji.
Problem z Latem miłości polega na tym, że to wszystko lipa. Tyle tylko, że urocza, zabawna i sprawnie zrealizowana. Tym bardziej rozczarowująca, że poprzedzona obietnicą naprawdę dobrego kina. Piękne obrazy, lawirujące pomiędzy słoneczną estetyką Ukrytych pragnień Bertolucciego i mistycznymi oparami Pikniku pod wiszącą skałą nie kryją, moim zdaniem, żadnej frapującej zagadki. Tajemniczość pierwszej części filmu ustępuje miejsca banalnemu demaskatorstwu.

Najnowsze


Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze