„Casanova po przejściach”, John Turturro
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuIdealna propozycja na majowe wieczory. Lekka, ale elegancka, nie obrażająca niczyjej inteligencji, stylowa. Z gatunku „obejrzeć i zapomnieć”, ale zapewniam: w tym przypadku zarówno oglądanie jak i zapominanie (film nadaje się też na randkę) będzie bez wątpienia bardzo, bardzo przyjemne.
Na pierwszy rzut oka (plakaty, trailery itd.) „Casanova” wygląda niczym nowy film Woody Allena. I tu wypada widzów ostrzec: Allen owszem, gra tu jedną z głównych ról, wyraźnie jest „duchowym” ojcem projektu, ale za całość (scenariusz, reżyseria, rola tytułowa) odpowiada (znany m.in. z filmów braci Coen) John Turturro.
Właściciel antykwariatu, Murray Schwartz (Woody Allen) ma coraz większe kłopoty finansowe. Jedna z jego przyjaciółek, zamożna Dr. Parker (Sharon Stone) zwierza mu się ze zgoła innego problemu: znudzona swoim życiem intymnym chce zatrudnić żigolaka. Nie wie jednak gdzie (i jak) go znaleźć. Schwartz postanawia wykorzystać sytuację. Jedynym znanym mu „młodym” (a więc pięćdziesięciokilkuletnim) mężczyzną jest co prawda nieśmiały (i umiarkowanie zachwycony pomysłem Murray’a) pracownik kwiaciarni, Fioravante (John Turturro), ale czego nie robi się dla przyjaciół? Zabawny duet przyjmuje pseudonimy: Virgil i Bongo i (o dziwo!) odnosi sukces. Kolejne przyjaciółki Dr. Parker wyraźnie cenią urok szarmanckiego Fioravante, Schwartz (jako impresario ma 50%) zgarnia pokaźne zyski…
Przesadne eksponowanie roli Allena (chociaż przyznaję: Turturro całymi garściami czerpie z dorobku nowojorskiego mistrza) może „Casanovie” jedynie zaszkodzić. Brakuje tu Allenowskiej brawury, przekory, cynicznego humoru, ostrych ripost, wariackich puent itd. Z drugiej strony: dla wielu widzów może to być zaletą. Bo „Fading Gigolo” karmi się stylem Allena, ale serwuje go w dalece bardziej optymistycznej, cieplejszej formie. Bez wszechobecnej neurozy, kpin z ludzkich przypadłości… za to ze staroświeckim wdziękiem i niezaprzeczalnym urokiem. Mylące może być także streszczenie: przygody nieśmiałego żigolaka i fajtłapowatego alfonsa są delikatne, wyzbyte grama wulgarności. To w gruncie rzeczy elegancka, daleka od hollywoodzkiego banału, ale jednak komedia romantyczna. Pełna wiary w miłość, wytrwale analizująca kobiece potrzeby, naturę międzyludzkich relacji, trudności towarzyszące tak samotności, jak i budowaniu związku. Do tego rzecz jest znakomicie zagrana, pięknie sfotografowana. Zabawna, ale i nastrojowa…
Ja wolę oszalałe błazenady samego Allena, ale przyznaję: „Casanova” to idealna propozycja na majowe wieczory. Lekka, ale elegancka, nie obrażająca niczyjej inteligencji, stylowa. Z gatunku „obejrzeć i zapomnieć”, ale zapewniam: w tym przypadku zarówno oglądanie jak i zapominanie (film nadaje się też na randkę) będzie bez wątpienia bardzo, bardzo przyjemne.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze