„Upojony chorobą. Zapiski o życiu i śmierci”, Anatole Broyard
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuRelacja z walki z chorobą nowotworową. Autor od pierwszej do ostatniej strony objawia wyjątkową inteligencję, zdolność autorefleksji i zaciętość pióra, uderzającą w najsłabsze punkty choroby. Ta niewielka książeczka ma w sobie niezwykłą energię. Dzieło przebogate, miejscami wnikliwie analizujące to, co dzieje się w głowie człowieka walczącego ze śmiercią.
Swojego czasu recenzowaliśmy w Kafeterii świetną książkę o amerykańskiej pisarce Susan Sontag, poświęconej jej zmaganiom z chorobą nowotworową (W morzu śmierci. Wspomnienie syna). Teraz na rynku wydawniczym ukazała się również interesująca publikacja amerykańskiego krytyka literackiego i pisarza Anatole'a Broyarda. Upojony chorobą. Zapiski o życiu i śmierci to relacja z walki z chorobą nowotworową, na którą pisarz zapadł w 1989 roku. Ta niewielka książeczka, wydana nakładem wydawnictwa Czarne, ma w sobie niezwykłą energię. Sam Broyard stwierdził w niej: Chciałbym pisać zuchwale. Zagrożenie śmiercią powinno wyostrzać dowcip. Jego zapiski są więc na wskroś zuchwałe. Autor od pierwszej do ostatniej strony objawia wyjątkową inteligencję, zdolność autorefleksji i zaciętość pióra, uderzającą w najsłabsze punkty choroby.
Broyard opisuje m.in. reakcje swoich przyjaciół, kiedy dowiedzieli się, że jest chory na raka. Śmieje się przy tym, że dotąd bardzo zabawni, rozrywkowi ludzie nagle przybrali poważny ton, by mówić o jego chorobie. Bo Broyard chciał czegoś innego: chciał normalności, a nie litości i pobłażliwości. Dlatego nigdy nie zrezygnował z żartobliwego, optymistycznego tonu, twierdząc, że skoro choroba każe nam odgrywać tak niezwykłą rolę na scenie życia, to możemy zadbać, by była to rola pełna twórczej energii – rola, która na zawsze pozostanie w pamięci naszych bliskich. I tak też się stało w przypadku Anatole'a Broyarda, który zmarł na raka prostaty w 1990 roku.
Z całą pewnością doświadczenia, o których pisze autor, są bliskie ludziom cierpiącym, bez względu na poziom ich wykształcenia lub zawód, który wykonują. Na pewno znajdziemy w nich wiele z własnych przemyśleń o ludzkiej kondycji: Poczułem, że czas klepnął mnie po ramieniu, że w końcu wyznaczono mi ostateczny termin. I nie był to lęk przed śmiercią na raka (choć ten zaatakował już nie tylko prostatę), bo wierzyłem, że będzie go można opanować naświetlaniami albo leczeniem hormonalnym. Nie. Uderzyła mnie i zaskoczyła świadomość, że któregoś dnia coś, cokolwiek to będzie, przerwie nieśpieszny bieg mojego życia. To brzmi banalnie, ale mogę tylko powiedzieć, że po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że nie jestem wieczny.
Upojony chorobą to literatura, do której sięgną wielbiciele literatury – czytelnicy poszukujący oryginalnej refleksji o świecie i naturze człowieka. Mamy więc w książce niezwykły rozdział Ku literaturze choroby, w którym pojawiają się refleksje o twórczości Kafki, Manna, Tołstoja i Lowry'ego. Autor odkrywa, dlaczego bardziej wciągnęła go Czarodziejska góra Tomasza Manna niż Śmierć Iwana Iljcza Tołstoja lub Choroba na śmierć Kierkegaarda. Pojawia się tu również analiza słynnych książek Susan Sontag: Choroba jako metafora i AIDS i jego metafory. Bo Broyarda interesuje nie tylko beletrystyka poświęcona chorobie, ale i to, co o cierpieniu pisali ci, którzy literaturę tworzyli. Jak słusznie zauważa, cierpienie staje się dla nich i dla nas rozgrzeszeniem ze wszystkich szalonych, nieposkromionych działań, podejmowanych na skutek choroby. Przez całe życie – pisze Broyard – trzeba było trzymać obłęd na wodzy, ale w chorobie można sobie pofolgować i pozwolić mu się objawić w całej jaskrawości.
Ale znajdziemy w książce refleksje trzymające się bliżej rzeczywistości. Bo Broyard pisze o związku raka prostaty z seksualnością, o relacjach między pacjentem i lekarzem. Mamy tu także relacje z dziennika oraz opowieść o chorobie i śmierci ojca Anatole'a Broyarda. To czyni z Upojonego chorobą dzieło (to słowo idealnie tu pasuje) niezwykłe, przebogate, miejscami totalne, wnikliwie analizujące to, co dzieje się w głowie człowieka walczącego ze śmiercią. Ważne jest to, że Broyard nie zamknął się w sobie, kiedy dowiedział się o chorobie; że podjął wyzwanie i chciał o nim opowiedzieć. Bo to jedyne słuszne podejście w chorobie: zbudować o niej opowieść, zatrzymując tym samym niszczący proces odczłowieczania, przemiany ludzkiego organizmu w bezduszny mechanizm, który wkrótce przestanie pracować. Jak twierdzi Broyard, milczenie jest w sensie dosłownym zamknięciem sklepu z człowieczeństwem. Dzięki jego książce ten sklep wciąż pozostaje otwarty.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze