"Intacto", reż. Juan C. Fresnadillo
MAGDALENA LITTERER • dawno temu„Intacto” w reżyserii debiutanta Juana Carlosa Fresnadillo to przyzwoity thriller, wystylizowany i nastrojowy, z osobliwą fabułą; co lepsze, zamiast straszyć widza złowieszczą muzyką i rekwizytami z salonu strachu w wesołym miasteczku, jak to ma miejsce w wielu amerykańskich produkcjach tego gatunku, wywołuje zaniepokojenie o dobrze wyważonym natężeniu, a rozwój fabuły trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej sceny.
Bohaterami Intacto są „wybrańcy losu”, ludzie rekrutujący się spośród tych, którzy ocaleli w okolicznościach, w których szanse przeżycia są znikome: z hitlerowskiego obozu zagłady, trzęsienia ziemi, katastrofy lotniczej, itp. Paradoksalnie, właśnie dla utwierdzenia się w wierze w swój szczęśliwy traf owi „wybrańcy losu” ryzykują własne życie, a także kładą na szali przyszłość swoich najbliższych i w konsekwencji poświęcają tej grze szczęście osobiste. Aury tajemniczości dodaje historii znany już chociażby z „Podziemnego kręgu” motyw konspiracyjnego zakonu, hermetycznego kręgu ludzi, którzy stosują co najmniej bulwersujące i nieetyczne, a niekiedy sprzeczne z prawem, wręcz zbrodnicze metody zaspokajania swoich specyficznych potrzeb.
O ile nietypowe hazardowe gry, np. wariacja na temat rosyjskiej ruletki lub bieg przez ruchliwą autostradę z zawiązanymi oczami, w których — czego się można domyślić z tego opisu - „dzieci szczęścia” ryzykują własne życie dla potwierdzenia, że los im sprzyja, lecz przede wszystkim dla zaspokojenia palącej, wręcz wypalającej im mózgi ciekawości, czy mają więcej szczęścia niż pozostali pomazańcy, w oczach widza zachowują jeszcze pozory realności, to niektóre prawa, którymi rządzi się to podziemie, m.in. „wysysanie” z człowieka szczęścia, handlowanie nim niczym żetonami do gry itp. sprawiają, że film wykracza poza świat realny, a wkracza w sferę metafizyki.
Ten hiszpańskojęzyczny thriller zaskakuje intensywnością przeżyć, które ukazuje i w których pozwala nam uczestniczyć, nieomylną grą pierwszoplanowych aktorów, z których trudno wyłonić lidera, wielowarstwowością, która pozwala interpretować „Intacto” dosłownie i jako przypowieść.
Zaryzykuję twierdzenie, że „Intacto” nawiązuje, oczywiście toutes proportions gardées, do tradycji romantycznych, o czym świadczy, poza sugerowaną widzowi nieracjonalną interpretacją pewnych zjawisk, jeśli nie otwarte, to co najmniej „uchylone”, zakończenie filmu. Losy bohaterów krzyżują się w upiornym kasynie, na Olimpie wybrańców Fortuny, w otoczeniu – moim zdaniem świadomie nawiązującym do amerykańskiej symboliki zatracenia w hazardzie i rozpuście — przypominającym półpustynne, wypalone słońcem prerie otaczające mityczny Hotel California ze słynnej piosenki The Eagles. Komentarz, który cisnął mi się na usta po zakończonej projekcji “Intacto”, zaczerpnęłam właśnie z owej ballady: „You can check out any time you like, but you can never leave”.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze