"Wpadka", reż. John McKay
LEWI • dawno temu"Wpadka" jest obrazem nie tylko niezbyt wyrafinowanym, żeby nie powiedzieć prostackim, ale i nielogicznym. Filmu nie wart żadnych pieniędzy, a tym bardziej czasu.
Trzy samotne przyjaciółki spotykają się co tydzień przy alkoholu, papierosach i słodyczach,aby wyżalić się, niczym na forum terapii grupowej, na marne życie erotyczne i wybrać"najsmutniejsze pieprzenie tygodnia". Uczestniczkami tego "oczyszczającego" rytuału są: Kate (Andie MacDowell), marząca w skrytości ducha o dziecku, seksowna, zbliżająca siędo 40-tki dyrektorka miejscowej szkoły, Janine, pucołowata policjantka, dowcipna i pełnażycia matka dorastającego syna i lekarka Molly (Anna Chancellor — porzucona przed ołtarzemprzez Hugh Granta w "Czterech weselach"), trzykrotnie rozwiedziona, trudna we współżyciu materialistka, choć najdowcipniejsza z tej trójki.Nad tymi dobrze usytuowanymi kobietami ciąży fatum: nie mogą trafić na faceta, z którym warto by było wejść w poważny związek. Komitywa trzech kobiet narzekających na niemożność ukojeniapożądania jest ich przystanią i oferuje im prawdziwy komfort psychiczny, więc gdynajładniejsza z nich, Kate, ma szansę opuścić ich klub dla młodszego od niej o 15 latbyłego ucznia, Molly stara się storpedować ślubne plany zakochanej pary…
Jak na debiut, "Wpadka" Johna McKay'a jest wyjątkowo nieświeża, a ponieważ ryba psuje sięod głowy, przewodni temat filmu — samotne kobiety po 40-ce, które znalazły się w tym punkcieich życia, kiedy się mówi: "teraz, albo nigdy" - zapożycza bezwstydnie z serialu"Ally MacBeal" czy "Dziennika Bridget Jones". Zresztą sam pomysł kanapowychzwierzeń też należy datować na lata 80-te, okres rozkwitu sitcomów; w studyjnychwarunkach naturalną, zarazem najtańszą i najłatwiejszą do sfilmowania formą spędzaniawolnego czasu przez przyjaciółki stały się "nasiadówki", w trakcie których padająśmiałe wyznania na temat życia seksualnego, a szczerości sprzyja alkohol oraz słodyczei papierosy — w końcu chyba trzy największe symbole folgowania własnym słabościomw XX-wiecznej Ameryce.
Jakby twórcom "Wpadki" było mało zapożyczonych pomysłów i wyświechtanych formułek,próbowali skopiować przepis na sukces romantycznej komedii "Cztery wesela i pogrzeb",zmieniając proporcje między pogrzebami i ślubami — na korzyść tych pierwszych.Przypuszczalnie niezamierzenie Johnowi McKay wyszła parodia tego wielkiego przebojubrytyjskiego kina depcząca rachityczną równowagę, na której opiera się angielskiepoczucie humoru. Jedyny własny dowcip tego filmu, a właściwie seria dowcipów — w końcuszczęśliwy człowiek, to taki, który umie się cieszyć z tej samej rzeczy o wiele razy za dużo,niż ta rzecz na to zasługuje — polega na skojarzeniu wyrazów: organista (kochanek Kate)i organy kościelne z męskim organem płciowym.
"Wpadka" najbardziej jednak zawodzi na płaszczyźnie konstrukcji fabuły z powoduzlekceważenia przez twórców filmu zasady stylistycznej ciągłości. Punkt kulminacyjny tejni to komedii, ni to melodramatu następuje prawie na początku, w scenie, gdzieAndie MacDowell dokazuje ze swoim młodym ogierem na płycie nagrobnej, a potemjest już tylko gorzej.
Nie chcąc zdradzać dalszego biegu wypadków, dodam na koniec, że fabuła "Wpadki" a przesłanie,jakie próbuje do zobrazowanej historii dorobić reżyser, pozostają w jaskrawej sprzeczności.Spiritus movens akcji jest zawiść przyjaciółek Kate, ich niezgoda na jej szczęście,natomiast film kończy się umiarkowanym happy end'em, w którego podtekście wyraźniesugeruje się widzowi, iż przyjaźń i solidarność kobieca, patrz na powyższą historię,są wielką wartością w życiu. "Wpadka" jest obrazem nie tylko niezbyt logicznym, ale i psychologicznie fałszywym. Filmu nie wart żadnych pieniędzy, a tym bardziej czasu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze