Pracuję z rozpuszczoną dziewuchą
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuW pracy spędzamy połowę życia, dlatego świetnie byłoby, gdybyśmy mogli zarabiać godziwe pieniądze robiąc to, co lubimy. Ważne jest też zaplecze socjalne, tryb pracy, a także ludzie, z którymi dzielimy etat, pokój, biurko. Nie chodzi o to, by się zaprzyjaźniać, czy pałać do siebie sympatią – wystarczy, jeśli współpracownik potrafi dostosować się do innych ludzi tak, by te kilka godzin w miejscu pracy nie było dla nikogo udręką.
W pracy spędzamy mniej więcej połowę życia, dlatego świetnie byłoby, gdybyśmy mogli zarabiać godziwe pieniądze robiąc to, co lubimy. Nie miej ważne jest zaplecze socjalne czy tryb pracy, a także ludzie, z którymi dzielimy etat, pokój, biurko. Zwłaszcza ten ostatni warunek rzutuje na nasze samopoczucie. Nie chodzi o to, by się zaprzyjaźniać, czy pałać do siebie sympatią – wystarczy, jeśli współpracownik potrafi dostosować się i do okoliczności, i do innych ludzi tak, by te kilka godzin w miejscu pracy nie było dla nikogo frustrującą udręką.
Magda (26 lat, fryzjerka z Warszawy):
— Pracuje ze mną pewna dziewczyna – Emilia. Nigdy dotąd nie spotkałam takiej osobliwości. Myślę o niej „rozwydrzona dziewucha” – no inaczej nie potrafię. Zasadniczo nic mi do tego, jaki ktoś jest, no i co robi ze swoim życiem. Nie mam żadnej misji zbawiania świata, nie uważam się też za ideał. Staram się nie mieć w stosunku do innych żadnych oczekiwań – dzięki temu unikam rozczarowań. Od wielu lat pracuję z ludźmi, to nauczyło mnie trzymać się na dystans. Kiedy przychodzę do pracy, zakładam nie tylko fartuch, ale i pancerz. To pozwala mi przetrwać chwile, kiedy ktoś traktuje mnie jak kosz na frustracje albo poprawia sobie samoocenę, zwracając się do mnie jak do głupiej blondyny po zawodówce, którą nie jestem. W każdym razie być może ten właśnie pancerz sprawia, że nie zastrzeliłam jeszcze Emilii, a i sama nie zmieniłam pracy.
Obydwie jesteśmy dobre w tym, co robimy. Mamy wprawdzie inne wyobrażenie o profesjonalizmie, ale to nie zmienia faktu, że i ja, i ona, mamy wiele stałych klientek. Dobrze zarabiamy, a szefowa obchodzi się z nami jak z kurami, które znoszą złote jaja. To wygodne, ale ma ten minus, że jeśli pojawiają się sytuacje konfliktowe, ona stoi z boku, nie zajmuje stanowiska, co wprowadza straszny chaos.
Teoretycznie mamy w naszym gabinecie recepcjonistkę i sprzątaczkę, ale jest masa rzeczy, które nie są związane z naszym zawodem, nie przynoszą dochodu – tak, jak praca z klientką – ale trzeba je zrobić. Wpisane jest to w zakres obowiązków fryzjerek, to jest mnie i Emilii – tylko hm… nigdy nie wiadomo, która powinna to zrobić. Zamówienia towaru, mycie sprzętu, ogarnianie salonu na bieżąco — niby nic wielkiego, ale te czynności nie tylko zabierają czas, ale stały się też pionkami w grze. Kiedy Emilia coś zaplami farbą, nie sprzątnie po sobie stanowiska, nie zrobi tego, a powinna — tylko głupio się uśmiecha i wzrusza ramionami. Przeszkadza ci bałagan czy nierozłożone pranie? To twój problem. To niedorzeczne, ale tak jest. Ona nawet nie udaje, że zapomniała, czy że nie wie, że to jej kolej. Czuję się jak jeleń, a ona? Oj, ona jest bardzo wyluzowana. Ja nie, bo najnormalniej w świecie jest mi wstyd za ten syf: przed klientkami, przed szefową.
Emilii nie można niczego kazać, o nic poprosić. Można sobie gadać do woli, bowiem wjechać jej na ambicję czy poczucie czegokolwiek – to nieosiągalne! Ale to nie tylko o to chodzi. Ta laska to koszmarek. Pali w pokoju socjalnym, kiedy tylko chce, nie patrząc na to, że ktoś akurat je śniadanie, a na dworze pada i nie można otworzyć okna. Kiedy wyczuje, że klientka jest zamożna, zrobi wszystko, żeby zapisać ją do siebie. Będzie pajacować, płaszczyć się – żenada. A co z kolei z promocjami cenowymi? Mój kalendarz pęka w szwach – Emilia przecież zakazała Ani, naszej recepcjonistce, zapisywania owych niedochodowych kobiet do siebie.
Kiedyś myślałam, że może ona tylko ze mną się nie liczy, że to ja jestem jej problemem. Ale nie, taki sam cyrk ma z nią każdy, nawet szefowa. Bo co z tego, że Emilia to zakała i leń, skoro jest cholernie dochodowa? A że ma w nosie wszystko i wszystkich? Niestety to, że wkurza nie tylko mnie, nie jest ani pocieszające, ani budujące. To nieuczciwe. Chociaż z drugiej strony, dlaczego ona miałaby się zmienić, skoro do tej pory świat wspaniale funkcjonuje na jej zasadach?
Ewa (23 lata, studentka i pomoc biurowa z Trójmiasta):
— Pracuję, odkąd skończyłam liceum – można powiedzieć, że z niejednego pieca jadłam chleb. Byłam sprzątaczką, opiekunką dzieci, telemarketerem. Potem trafiłam do biura rachunkowego, stamtąd tutaj – do firmy pośredniczącej w sprzedaży usług finansowych. Miałam różnych szefów, ocierałam się o trudne sytuacje i różne charaktery. Takiego jednak lenia i cwaniaka, jak moja koleżanka z pokoju, jeszcze nie widziałam.
Ja i Aldona jesteśmy odpowiedzialne za obsługę klienta, najczęściej są to jakieś kalkulacje, aneksy, reklamacje. Generalnie nie jest to wdzięczna materia, a co się czasem trafią ludzie… Tak, moja praca jest stresująca. Naszego kierownika nie interesuje, ile która z nas zrobi, jak się podzielimy obowiązkami – mamy zadanie, terminy, cele – jesteśmy zespołem. Rozliczane jesteśmy razem i — niestety — nic nie da się z tym zrobić. To mnie spala. Kiedy ja zasuwam jak dzika, moja koleżanka ma czas na wszystko, co nie związane z pracą oczywiście – i na plotki przy kawie, i na umalowanie paznokci, na przejrzenia aukcji internetowych i takich tam. Żeby Aldona nie była taka zabawna i miła, wiedziałabym, co zrobić. Ale ona wie, jak mną manipulować, żeby było dobrze.
Trzeba jej przyznać, że jest bardzo sprytna — umie rozłożyć pracę tak, żeby się nie zmęczyć nic nierobieniem. I tak na przykład przez cały dzień zajmuje się jedną umową. A jaka potrafi być zapracowana, kiedy ktoś u nas jest! Kiedy wpada kierownik, ta niemal płacze z zarobienia. Wystarczy jednak, że zostajemy same… Znów ja pracuję, bo gonią terminy, dzwonią klienci, ciągle nas ktoś pogania. A Aldona ma czas. No i mnie – pracowitą, obowiązkową laskę, która – żeby uniknąć publicznego wstydu – zrobi wszystko i za siebie, i za nią — to wkurza! No ale co powiem? Wyjdzie, że nie jestem ani zaradna, ani lojalna.
Co mnie w niej jeszcze denerwuje? Że mądrzy się, tyle wie o życiu – na przykład o tym, jak jest ciężko związać koniec z końcem, może opowiadać godzinami. Tylko hm… ona wciąż mieszka z rodzicami. Mama dba, żeby zapracowanej córeczce codziennie włożyć do torebki kanapkę, podać gorący obiad i czyste ciuszki, tata – żeby samochód córuni zawsze miał pełny bak, no a ona – pełny portfel. Pensję Aldona ma dla siebie – przewala ją na ciuchy, kosmetyki i imprezy. Właściwie to nie wiem, po co ona pracuje – może dla zabicia czasu? Tylko dlaczego przy okazji zabija mnie?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze