Ślady po gwoździach
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: gdy wyjąć gwóźdź, zostaje dziura. Szpachla, szlifowanie, malowanie – pomaga, wygląda lepiej, ale ślad zostaje... To niełatwe żyć nadal razem po zdradzie. Niestety, mężczyźni rzadko zdradzają platonicznie, więc udręka związana z pracującą na wysokich obrotach wyobraźnią, zwłaszcza w pierwszym stadium odbudowywania związku, jest pewnie ogromna, wręcz nieznośna.
Witam, Margolciu,
Mój mąż mnie zdradził. Nie fizycznie – zakochał się w innej kobiecie. W naszym związku psuło się powoli, ale skutecznie. Przestaliśmy się rozumieć, rozmawiać, żyliśmy tak bardziej obok siebie. Ja byłam tą ustępującą, wybaczającą, wzorową żoną z dwudaniowym obiadkiem i kanapkami do pracy dla niego. Równocześnie czułam się wykorzystywana i niedoceniana. A on czuł, że go nie rozumiem. No i chciał się z kimś zaprzyjaźnić, rozmawiać. I z tej przyjaźni wyszła miłość. Dowiedziałam się miesiąc temu, że „mnie też kocha”. Zakończył tamtą znajomość (tak twierdzi), ale czasem kontaktuje się z nią. Mieszka ze mną i nie wie, co będzie dalej. Niczego mi nie obiecuje, bo nie jest niczego pewien. Zamyka się w sobie (zawsze tak robił), większość dnia przesypia. Wiele naszych rozmów (czy raczej moich monologów) kończy się moim płaczem. Mamy za sobą 18 lat małżeństwa. Mamy 17-letnią córkę, która wie tylko tyle, że przechodzimy kryzys małżeński. Reszty może się co najwyżej domyślać.
Mamy też za sobą moją ciężką chorobę, śmierć bliskich nam osób i budowę domu. On nie ma żadnej rodziny poza mną i naszą córką. To on zarabia na utrzymanie – moje dochody są niewielkie. Obecnie moja sytuacja zmieniła się o tyle, że nasze oszczędności zostały podzielone na pół (z jego inicjatywy) i przelane na moje konto. Przedtem nie miałam dostępu do „jego” pieniędzy, chociaż zawsze dostawałam, jeśli potrzebowałam. Zaczęłam też wreszcie uczyć się jeździć samochodem, bo na razie jestem wożona.
Z zawodu jestem psychologiem. Robię wiele różnych rzeczy, żeby sobie pomóc, ale chcę też pomóc nam obojgu, tak jak mogę, czyli poprzez własne zachowanie. Wybaczyłam mu, ale… No właśnie, chciałabym mieć odrobinę nadziei, że nam się uda. Kiedy mu o tym, mówię, słyszę: „Ty nie chcesz nadziei – ty chcesz mieć pewność”. I chyba on ma rację. Chodzę do psychologa (sama, bo on „nie jest gotowy”), staram się być silniejsza, uniezależnić się od niego. Ale strasznie go potrzebuję, jego miłości, czułości, obecności. Wiem, że go osaczam. Jak dalej żyć? Jak nie popsuć do reszty tego, co może da się jeszcze uratować? Jak ratować nasz związek? Skąd czerpać siłę? Wiem, że nie powiesz mi tego, ale czasem jakieś dobre słowo albo klika dla otrzeźwienia też pomaga.
Pozdrawiam serdecznie.
A.
***
Droga A.,
Ustalmy jedno: gdy wyjąć gwóźdź, zostaje dziura. Szpachla, szlifowanie, malowanie – pomaga, wygląda lepiej, ale ślad zostaje…
To niełatwe żyć nadal razem po zdradzie. Niestety, mężczyźni rzadko zdradzają platonicznie, więc udręka związana z pracującą na wysokich obrotach wyobraźnią, zwłaszcza w pierwszym stadium odbudowywania związku, jest pewnie ogromna, wręcz nieznośna. Musisz się przygotować na to, że nie będzie Ci tak łatwo okiełznać emocji, jak sądzisz. I to na pewno wpływa na obecną sytuację. Twoje pragnienie uzyskania pewności (bo nadzieja jest za słaba, by przemóc obecny stan) wynika właśnie z rozchwiania emocjonalnego.
Pytasz, jak sobie pomóc. Myślę, że metoda wyszukiwania iskierki dobra w złym, które Cię spotyka, zawsze jakoś działa… Spójrz: zyskujesz na pewno trochę niezależności, samodzielności. Trochę inną pozycję w tym układzie. Po stronie strat masz dużo więcej, ale to stan na dziś. Sama wiesz, jako psycholog, jak wiele może się zmienić w życiu pod wpływem silnych przeżyć. Przy odrobinie wysiłku z obu stron można przekuć te złe doświadczenia w dobrą wskazówkę na przyszłość.
Kluczowe jest jednak to, że wysiłek musi płynąć z obu stron… To, że pragniesz teraz więcej czułości, wzmożonej serdeczności, nie jest niczym dziwnym ani oczekiwaniem wykraczającym poza to, co Ci się moim zdaniem bezsprzecznie należy od osoby, która tak głęboko Cię zraniła. Niepokojące jest, że Twój mąż słabo się angażuje w próbę zadośćuczynienia Ci za to, co zrobił. Powinien pójść z Tobą na terapię. Co to znaczy, że „nie jest gotowy”? Jeśli teraz nie jest gotowy, to niby kiedy miałby być? Może boi się tego, czego mógłby się o sobie na takiej terapii dowiedzieć…
Obwiniasz siebie – tradycyjnie. Osaczasz go? Jak niby? W dobrym związku nie wyobrażam sobie, by ktoś, kto zwyczajnie czeka na wsparcie, gdy przechodzi trudny okres, miał myśleć o sobie w tak pokrętny sposób. Czas na jego ruch. Ty zgłosiłaś gotowość wybaczenia – ale pamiętaj, że wbrew temu, co się często takim partnerom/partnerkom wydaje, wybaczenie nie jest z natury rzeczy należne po zdradzie. Na wybaczenie trzeba zapracować. Kiedyś już pisałam – wybaczanie to proces, a do niego rękę solidarnie powinny przyłożyć obie strony. Nalegam zatem, abyś sama sobie przyznała prawo do zadośćuczynienia. Oczywiście, możesz usłużnie podłożyć się w charakterze podnóżka i oniemieć ze szczęścia, że jednak wybrał Ciebie, a nie ją, ale… To on powinien oniemieć ze szczęścia, że dostał szansę. I rzetelnie na to zapracować. Taki jest mój radykalny pogląd. Oczywiście, nie uzurpuję sobie prawa do bycia jedyną słuszną wykładnią. Umiem tylko mniej lub bardziej uważnie obserwować rzeczywistość, wyciągając zeń wnioski na własną miarę.
Kochana A. Ktoś Cię skrzywdził – możesz wybaczyć. Ale nawet Bóg do wybaczenia wymaga szczerej skruchy i pragnienia zadośćuczynienia.
Odwagi i asertywności życzę.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze