Dieta, ruch i pewność siebie
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuŚwiat stawia przed nami różne wyzwania. Musimy być przebojowi, inteligentni, bogaci i atrakcyjni. Problem pojawia się wtedy, gdy dobre chęci nie współgrają z możliwościami. Stąd miliony osób cierpiących na anoreksję i bulimię, zmagających się z depresją i obniżoną pewnością siebie. Kolejny przegląd prasy poświęcamy sprawom związanym z naszym zdrowiem. Interesuje nas nie tylko sfera fizyczna naszego organizmu, ale i psychika, od której zależeć może wszystko.
Świat stawia przed nami różne wyzwania. Musimy być przebojowi, inteligentni, bogaci i atrakcyjni. Problem pojawia się wtedy, gdy dobre chęci nie współgrają z możliwościami. Stąd miliony osób cierpiących na anoreksję i bulimię, zmagających się z depresją i obniżoną pewnością siebie. Kolejny przegląd prasy poświęcamy więc sprawom związanym z naszym zdrowiem. Ale interesuje nas nie tylko sfera fizyczna naszego organizmu, ale i psychika, od której zależeć może wszystko.
Przed nami lato (miejmy nadzieję, że gorące). Warto więc zadbać o piękną sylwetkę, szczególnie, jeśli chcemy „brylować” na nadmorskich plażach. Najważniejsza jest oczywiście prawidłowa dieta. A o tym, jak powinna wyglądać, pisze tygodnik Newsweek Polska. Właśnie tam ukazała się rozmowa Krystyny Romanowskiej z Urszulą Mijakowską, specjalistką prawidłowego odżywiania. Tekst zaczyna się od ciekawej dyskusji. Otóż wyobraźmy sobie, że typowa kobieta zjadła właśnie kawałek pysznej tarty cytrynowej. Co zrobić w takiej sytuacji? Dać sobie spokój, czy liczyć kalorie? Urszula Mijakowska stwierdza: Absolutnie nie. Podjęłam dzisiaj decyzję: mam ochotę zjeść tartę i ją zjadłam. O wiele gorzej jest mieć na coś ochotę i odmówić sobie tego z ogromnym poczuciem straty. To przynosi wyłącznie taki skutek, że następnym razem w chwili słabości zjemy więcej, niż powinniśmy. Trzeba dać sobie prawo do tego, żeby jedzenie było przyjemnością.
Tylko jak połączyć przyjemność z jedzenia z dbałością o nasze zdrowie? Przede wszystkim wsłuchiwać się w swoje ciało, w jaki sposób reaguje po zjedzeniu konkretnych potraw. Ważne jest, czy mamy wzdęcie, zatwardzenie, biegunkę, a może zwyczajne uczucie przepełnienia. Powinniśmy również zwracać uwagę na to, czy posiłek był ciężkostrawny. Okazuje się bowiem, że po dobrym obiedzie mamy chęć i siłę do pracy, tak jak pierwotni ludzie mieli siłę do walki. Ale podczas świąt ciężkostrawne obiady to norma. Zamiast najadać się do syta, sporo z nas po prostu ulega obżarstwu. Jeśli czujemy senność po zjedzeniu posiłku, to znak, że przesadziliśmy z jego ilością lub ciężkostrawnością. Romanowska pyta więc, na czym polega różnica między właściwym a złym odżywaniem. Odpowiedź jest banalnie prosta: Obżarstwo zaczyna się wtedy, kiedy odpinamy guzik spodni albo spódnicy. To znak, że powinniśmy wstać od stołu, pójść na spacer, a następny posiłek zaplanować sobie dopiero wtedy, kiedy porządnie zgłodniejemy. Nic nowego, chociaż dla większości polskich żołądków to nowość! Warto więc zajrzeć do tekstu, bo są w nim informacje m.in. o świadomym, uważnym jedzeniu, które daje radość i nie odbiera nam poczucia własnej wartości. Bo z jedzenia trzeba czerpać przyjemność, a nie zadręczać się ilością zjedzonych kalorii. Przecież we wszystkim trzeba zachować umiar.
Źródło: Przykazanie pierwsze: Nie odpinaj guzika, Newsweek
***
Żeby zadbać o sylwetkę, nie wystarczy tylko dieta. Ważny jest również ruch. Pisze o tym Ireneusz Pawlik w artykule opublikowanym w Polityce. A tematem tekstu jest zwyczajny… chód, który okazuje się nieodzowny dla naszego organizmu. Dlaczego odmawiamy sobie tej przyjemności, skoro, jak pisze dziennikarz Newsweeka: Chód jest czynnością odruchową, niemal machinalną, właściwie dzieje się bez udziału naszej woli – dzięki temu rozluźnia skurczone mięśnie, napięte od stresu i nienaturalnych pozycji przyjmowanych podczas pracy. Oprócz korzyści dla ciała poruszanie się pieszo jest zbawienne dla umysłu. Monotonnie powtarzająca się sekwencja ruchów: ręka, noga, ręka, noga – nadaje organizmowi uspokajający, odprężający rytm. Oto idealny relaks!
Tekst Pawlika (co ważne) to nie kolejny zbiór rad dla wielbicieli spacerów, tylko wciągająca podróż w historię. Dowiadujemy się z niej m.in., że: Ludwig van Beethoven rankami i wieczorami zażywał długich spacerów po lesie, a żeby lżej mu się chodziło, rozbierał się przy tym do bielizny. Amerykański myśliciel Henry Thoreau pisał, że nie jest w stanie normalnie funkcjonować, jeśli nie spędzi co najmniej czterech godzin dziennie na łażeniu po łąkach i wzgórzach. Benjamin Franklin przeprowadził się z centrum Paryża pod Wersal, by móc korzystać z dużego parku do spacerów. Arthur Rimbaud pieszo przewędrował Alpy.
W tekście pojawiają się również inne, znane postacie, m.in. rzeźbiarz Constantin Brancusi i reżyser filmowy Werner Herzog. Ale są też współcześni wielbiciele chodzenia i biegania: dziennikarz sportowy Rzeczpospolitej Marek Jóźwik, 38-letni grafik Mark Phillips, który 4 marca 2008 r. wyruszył z Nowego Jorku i już 2 grudnia zameldował się w Los Angeles, przebywszy ok. 6,5 tys. km. To artykuł o ludziach zwyczajnych i nadzwyczajnych jednocześnie, bo przełamujących swoje fizyczne słabości. Świetny tekst, motywujący do podjęcia wysiłku.
Źródło: Marsz to zdrowie, Polityka
***
Kolejny artykuł, który proponujemy naszym czytelnikom, pozornie nic ze zdrowiem nie ma wspólnego. Ale trzeba pamiętać, że nasza kondycja zależy również od psychiki, poczucia pewności siebie. A tej uczymy się od dziecka. O tym, jak łatwo ją złamać, dowiadujemy się ze wstrząsającego tekstu opublikowanego w Dużym Formacie. Sylwia Szwed opisuje w nim przeżycia dzieci, krzywdzonych tylko dlatego, że nie chodzą na lekcje religii lub nie uczęszczają na msze. Bohaterami artykułu są kilkunastoletnie dzieci, Piotrek i Tosia. Ich matka, gospodyni domowa po trzydziestce, mieszkająca pod Warszawą, zapytała kiedyś swoją córkę, czy chce chodzi na lekcje religii i do kościoła: Zadałam jej fundamentalne pytanie: "No ale, Tosiu, ty chcesz chodzić do kościoła czy nie? Może byś chciała i byłoby wszystko w porządku". "No nie, mamo, przestań, mnie się nudzi w kościele”. Tosia i Piotr przestali więc chodzić na lekcje religii. I tu pojawił się problem.
Dlaczego dziennikarka podjęła temat? Z prostej przyczyny: chodzi właśnie o to, jak traktuje się dzieci, które z różnych przyczyn na zajęcia z religii nie chodzą i nie deklarują głośno, że są wierzące. Pamiętajmy, że żyjemy (teoretycznie) w państwie świeckim, więc nie może być mowy o żadnej dyskryminacji. Dzieje się jednak inaczej. Może dyskryminacja to złe słowo, ale krzywe uśmieszki i pokątne spojrzenia, rzucane w stronę dzieci i rodziców, do przyjemnych nie należą: Przed bramą zaczepiła mnie sąsiadka i mówi tak: "Ja jestem doświadczoną kobietą. Różne są hecki z tą komunią, ale komunia musi być. Inaczej nic nie będzie dobrze. Nic". Ją to trochę trzepnęło, że wypisaliśmy Tosię z religii, bo stanowimy dla niej wzór rodziny polskiej, przychodzi do nas i mówi: "Boże, jakie u was ciepło! Tego nigdzie nie ma, żeby się ludzie tak kochali". Więc jak się dowiedziała o wszystkim, zrobiło jej się przykro. Najbardziej cierpią jednak dzieci, które nie rozumieją, dlaczego ktoś wyrządza im krzywdę. Poraża nas ich bezsilność, zagubienie oraz potrzeba akceptacji wśród dorosłych i rówieśników. A musimy pamiętać, że raz skrzywdzone dziecko może cierpieć do końca życia. Dlaczego więc na to pozwalamy?
Czy prawdziwa polska rodzina musi chodzić do kościoła, a dzieci posyłać na lekcje religii? Jak wygląda życie osób, które nie utożsamiają się z Kościołem, a pochodzą z religijnych rodzin? No i na czym polega ta polska religijność? O tym więcej w Dużym Formacie.
Źródło: Czarny kapturek, Duży Format
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze