Ty nie pracujesz!
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPozwólcie proszę, że jeszcze raz napiszę o swoim zawodzie. Właściwie o ludziach, którzy wykonują zawód taki jak ja, albo podobny do mojego. Mam na myśli pisarzy, publicystów, tłumaczy, grafików, malarzy. Panuje bowiem pogląd, że my nie pracujemy. Niezrozumienie ze strony otoczenia rodzi i inne kłopoty. Ponieważ człowiek wolnego zawodu nie pracuje, przyjęto, że ma mnóstwo czasu i powinien odciążać innych.
Pozwólcie proszę, że jeszcze raz napiszę o swoim zawodzie. Właściwie o ludziach, którzy wykonują zawód taki jak ja, albo podobny do mojego. Mam na myśli pisarzy, publicystów, tłumaczy, grafików, malarzy, choć nie aktorów. W powszechnej opinii utrwaliło się przekonanie, że „aktor to jest ktoś”, choćby grywał ogony w serialach i reklamował rurki z kremem. Być może zwłaszcza wtedy.
Panuje bowiem pogląd, że my nie pracujemy. Po części jest on oczywiście słuszny, gdyż moja praca (malarza, muzyka i tak dalej) nie wytrzymuje porównania z wysiłkiem kasjerki, bankowca, lekarza, żołnierza, robotnika, czyli tych wszystkich ludzi, którzy postanowili wieść życie uczciwe. Niemniej, pracujemy, a świat nie może tego zrozumieć. Mam na myśli starsze pokolenie ze wskazaniem na rodziców oraz dziadków.
Najchętniej zasypałbym ten tekst przykładami. Mam ich aż nazbyt dużo. Weźmy odwiedziny rodziny, zwane również nalotem. Człowiek związany pracą etatową, lub przynajmniej postawiony w oku przykrej konieczności dymania do roboty na śmieciówce, spotyka się z szacunkiem i zrozumieniem. Wiadomo, że musi wstać o ósmej, rypać do szesnastej, a pretensje pojawiają się dopiero wówczas, gdy nie poleci z pracy, na łeb na szyję, żeby męczyć się w towarzystwie najbliższych.
Artycha ma gorzej, gdyż nikt nie uważa jego pracy za pracę. W konsekwencji, musi zajmować się gośćmi od rana do wieczora, a każda próba oddalenia się ku sztalugom, do komputera, do gitary czy czegoś podobnego, odbierana jest jako ciężki afront. Po prostu znudził się rodziną, nie ma ochoty na spędzanie z nimi czasu i umyka do swoich przyjemności. Atmosfera w domu się psuje, rozsupłuje się worek z pretensjami, a w ruch idzie najstraszliwsza z broni w konfliktach międzyludzkich, mianowicie bierna przemoc. Padają zdania w rodzaju „jasne, oczywiście, zajmij się swoimi sprawami”, wypowiadane takim tonem, jakby ich adresat właśnie wracał z płonącego domu starców, wesoło wymachując kanistrem po benzynie.
Człowiek wolnego zawodu nieustannie słyszy, że powinien spoważnieć, wziąć się za siebie i znaleźć jakąś pracę. Tłumaczenie zdaje się na nic. Skoro biedaczyna nie chodzi do pracy, to nie wiadomo z czego żyje. Zapewne jest przestępcą, utrzymankiem, bezrobotnym. Tu znów sięgam po mój, nieskończenie śmieszny przykład. W Danii przez półtora roku nikt nie uwierzył mi, że żyję wyłącznie z pióra. Wszyscy sądzą, że jestem ruskim gangsterem. Rozsądnie, nie wyprowadzam nikogo z błędu. Obawiam się, że to przekonanie mogą podzielać i niektóre czytelniczki Kafeterii.
Niezrozumienie ze strony otoczenia rodzi i inne kłopoty. Ponieważ człowiek wolnego zawodu nie pracuje, przyjęto, że ma mnóstwo czasu i powinien odciążać innych. Można mu się zwalić na głowę razem z kuzynostwem, wysłać na drugi koniec miasta po jakiś bezsensowny pakunek, a nie daj Boże, gdy komuś z otoczenia wypadnie remont i przydałaby się jeszcze jedna para rąk do pracy. Nie pracuje? Niech nam pomoże! Niech coś załatwi! Niech udowodni, że może zrobić coś dla kogoś! I tak dalej. Najgorzej jest, gdy nasz nieszczęśnik się rozmnożył.
Sytuację pogarsza również fakt, że artysta, człowiek wolnego zawodu bardzo często pracuje wykonując zajęcia, które dla innych są rozrywką, stanowią formę odpoczynku. Na przykład większość ludzi czytających książki robi to dla przyjemności, fałszywie wierząc, że lektura ubogaci ich w jakikolwiek sposób (nie przypominam sobie żadnej książki, której bym cokolwiek zawdzięczał). Pisuję tutaj również o książkach. Czytanie książek jest moją pracą (właściwie, półpracą. Ten termin, skądinąd, domaga się osobnego felietonu) i jestem głęboko nieszczęśliwy, gdy muszę po jakąkolwiek sięgnąć. Właściwie, wolałbym przerzucać węgiel.
Tak jest w większości przypadków. Ludzie robią dla przyjemności mnóstwo rzeczy: chodzą do kina, słuchają muzyki, grają w gry video, rysują, uprawiają seks. Te same czynności stają się dla nielicznych, zagubionych w życiu frajerów, uciążliwym sposobem na życie. Krytyk filmowy spędza dnie oglądając jakieś niedorzeczności, a jego kolega zajmujący się muzyką marnuje swoje życia słuchając plumkań i pijanych wyjców. Architekt i plastyk rysują, choć woleliby leżeć z głowami wciśniętymi w poduchy, a aktor porno, powiedzmy, najchętniej popędziłby do kościoła i tam w ciszy rozmyślał nad Bożym miłosierdziem. Niestety, musi pędzić na plan filmowy, gdzie nasunie gumkę na swój środek aktorski i zabierze się do czynu.
Tak, to wszystko jest praca. Dziwna praca, półpraca, niemniej zajęcie, dzięki któremu ja i horda podobnych mi przychlastów zarabia na czarny kieliszek chleba. Powiem więcej. Ta praca nie różni się niczym od pracy kasjerki czy nauczyciela, poza aspektami technicznymi w rodzaju miejsca gdzie się ją wykonuje, planowania czasu pracy lub metody naliczania wynagrodzenia. Finito. Czemu ludzie tego nie rozumieją?
Przypomnijmy, że mówimy o najbliższych. Rodzice, dziadkowie, słowem przedstawiciele pokoleń starszych przywykli do innego trybu pracy i nie chcą, nie potrafią nawet zrozumieć współczesności. W gruncie rzeczy mogę to pojąć. Właściwie po co uczyć się świata na nowo, skoro świat tego nie potrzebuje. Świat, miłe panie, nie potrzebuje nikogo. Warto sobie to zapamiętać.
Jest też inny powód. Ludzie lubią dopieprzać się do siebie. Właściwie, muszą to robić. Tacy po prostu jesteśmy. Mąż dopieprza się do żony o powolne wychodzenie z domu. Żona złości się na męża o balowanie z kolegami. Matka wścieka się na nastoletnią córkę o strój, wulgarny jej zdaniem, a córka widzi w niej zacofaną idiotkę. W nas, idiotów wykonujących wolne (często ginące zawody) warto walić jak z działa, gdyż sami się podkładamy. Gdybyśmy, tak jak chcecie, poszli do „prawdziwej pracy”, skakalibyście po nas korzystając z innego pretekstu.
Tak jak wyżywam się na innych, krzywdząc ich bez powodu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze