Zero kalorii
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuZakochanie nakłada nam czasem klapki na oczy. Obawiam się, że w Twoim przypadku są one przerażająco szczelne... Trochę trzeba przetrzeć oczy i, nie przekreślając tego związku, inaczej go poukładać. Zacząć więcej wymagać od tego chłopaka, egzekwować od niego odpowiedzialność, a nie zdmuchiwać mu pyłki spod stóp.
Droga Margolu,
Mój problem może wydawać się błahy, ale spędza mi sen z powiek.
Ponad 2 lata temu poznałam przez internet chłopaka, zaprzyjaźniliśmy się, później zaczęło się coś więcej. Z powodu pewnych zawirowań w naszym początkowo internetowym związku moi rodzice zrazili się do niego. Mój chłopak przeniósł się do miasta, w którym studiowałam, zamieszkaliśmy razem, o czym moi rodzice nie wiedzieli. Wtedy nie mieliśmy pracy i żyliśmy z moich dość sporych oszczędności. Potem mój chłopak miał rozkręcić złoty interes, ale to nie wypaliło, zostały długi, o których nie wiedziałam i przez które sama mogłam mieć poważne kłopoty z prawem. Ta kwestia jest ciągle do rozwiązania, ale póki co spychamy ją na dalszy plan.
Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że każdy rodzic wariowałby z niepokoju o swoje dziecko i starał się je przed takimi problemami uchronić. Zdaję sobie również sprawę z tego, że mój chłopak byłby słusznie znienawidzony przez wszystkich rodziców dziewcząt, które byłyby w mojej sytuacji. Ja wybaczyłam, pomogłam mu rozwiązać część problemów. Zostałam z nim. On zrozumiał swój błąd. W tej chwili oboje pracujemy, on na pełny etat, ja dorywczo. W dalszym ciągu żyjemy z moich pieniędzy, ponieważ mój chłopak pracuje u znajomego, u którego wynajmujemy pokój, więc nie dostaje na razie wypłaty, to rodzaj rozrachunku: mieszkanie za pracę. Kiedy to się ureguluje, zacznie dostawać normalną wypłatę. Wszystko zaczyna się jakoś układać. Ja wyjeżdżam na miesiąc dorobić za granicą, później będę szukać normalnej pracy w kraju, jako że za 2 dni bronię pracę magisterską. Chcę z nim zamieszkać na stałe, uporządkować nasze sprawy i żyć jak przeciętni młodzi ludzie.
Do sedna problemu — moja mama nie rozumie, że mogę kochać kogoś takiego. Przeszkadza jej w moim chłopaku wszystko. Rozmowy na ten temat zawsze kończą się awanturą i płaczem. Nie mam siły już słuchać, że ona nie może nawet umrzeć spokojnie wiedząc, że z nim jestem. Bardzo mnie to boli. Czuję, że krzywdzę rodziców, ale nie potrafię poświęcić swojego życia i szczęścia. Chcę być ze swoim chłopakiem. Jednocześnie chciałabym, żeby oni kiedyś to zaakceptowali, potrafili z nim porozmawiać.
Tkwię między moim chłopakiem a moimi rodzicami, czas dzielę sprawiedliwie, ale chcę własnego życia. Czy jest jakiś sposób, żeby to pogodzić? Czy jest szansa na to, że kiedyś będzie inaczej? Ja naprawdę rozumiem ich obawy, rozumiem, że chcą tylko mojego dobra i wiem, że w wielu kwestiach mają rację, ale pomimo to chcę sama decydować o swoim życiu. Boję się każdej rozmowy schodzącej na ten temat, nie chcę kłótni.
Margolu, proszę doradź mi coś. Co mam zrobić, żeby nie raniąc rodziców prowadzić własne życie? A może źle zrobiłam wybaczając swojemu chłopakowi i powinnam była dla spokoju rodziców go zostawić? Ale co z moim życiem?Już nie wiem co robić. Kocham swojego chłopaka, wiem, że on mnie kocha i wiem, że poza mną nie ma nikogo bliskiego, nie może liczyć na matkę, ojciec nie żyje.Czy jest jakiekolwiek wyjście z tej sytuacji? Czy mam prawo ranić własnych rodziców dla swojego szczęścia? Nie potrafię do końca cieszyć się związkiem, jeśli nie mogę się tym podzielić z rodzicami, są mi bardzo bliscy. Nie chcę też i nie potrafię zostawić kogoś, kogo kocham ze wzajemnością.
Ala
***
Droga Alu,
Ustalmy jedno: dojrzałe jabłko spada z gałęzi i jabłoń w tej sprawie nie może już niczego zdziałać. Tylko, jak widzę, dojrzałość tego jabłka jest kwestią co najmniej dyskusyjną…
O rodzicach napiszę za chwilę. Na razie powiem Ci, że kiedy przeczytałam fragment, w którym niefrasobliwie informujesz o tym, że kwestie, które mogą Ci przysporzyć kłopotów z prawem, spychacie na dalszy plan, zjeżenie moich włosów osiągnęło apogeum. Zaczęły się jeżyć już przy „internetowym związku” – moje zdanie na temat zakochania w literkach już kiedyś wyraziłam, ale dziwi mnie też, że świat wklepanych literek i wirtualnych emocji potrafił wciągnąć Twoich rodziców na tyle, żeby zrazić ich do chłopaka, którego nie widzieli na oczy. Choć z drugiej strony, ja też nie widziałam go na oczy, a tak jakoś… nie zapałałam sentymentem. Ktoś, kto wdaje się w dziwne „złote interesy”, nie informując przy tym osoby najbliższej (zjeżenie włosów nr 2), w dodatku – jak się domyślam – angażując w nie jej środki finansowe, jakoś nie wzbudza mojego zaufania. Wspólne życie z Twoich oszczędności też uważam za szczyt. Szczyt Twojej naiwności. Na życie z oszczędności jednego partnera mogą sobie pozwolić pary z wieloletnim stażem, które coś razem osiągnęły i nagle jednemu „powija się noga” - tak uważam, a jeśli się człowiek decyduje na rozpoczęcie wspólnego życia z kimś, to powinien w ten związek cokolwiek wnieść – np. swoją ciężką pracę, którą opłaci przypadającą na niego część kosztów utrzymania. W innym wypadku jest to zwyczajne żerowanie.
Nachalnie nasuwa mi się na myśl moja koleżanka z lat dziecinnych, która ciężko zakochała się w osiedlowym chuliganie. Pochodziła z tzw. dobrego domu, rodzice byli bogaci. Dopięła swego, wbrew ich woli zamieszkała z nim, wyszła za niego. Najpierw pracował w ich rodzinnym sklepie i podbierał pieniądze z kasy. Potem „pracował” w kilku miejscach i z każdego wynosił się szybko, bo było poniżej jego oczekiwań albo szef był palantem. Rodzice zrezygnowani kupili im dom, ale potem zbankrutowali, wiec zaczęła się wyprzedaż majątku – a ten wycyckawszy, co było do wycyckania, udał się po dziesięciu latach w siną dal z młodszą koleżanką, zostawiając żonę z dwójką dzieci. Nie miała mu mianowicie już nic do zaoferowania. Myślę, że może to być historia pouczająca. Może mam uprzedzenia, ale tak mi się kojarzy Twoja opowieść (i parę innych, które skończyły się zresztą podobnie).
Jeszcze jedna kwestia mnie dręczy. Kto zarobił na te Twoje spore oszczędności? Mam nadzieję, że tak niefrasobliwie dysponujesz pieniędzmi, na które sama zapracowałaś, a nie trwonisz wysiłku Twoich rodziców?
Wiem, że piszę dość ostro (coraz częściej czuję taką konieczność, bo przeraża mnie brak zdrowego rozsądku i naiwność piszących). Moje słowa nie służą ocenianiu kogokolwiek, mają natomiast wywołać zastanowienie, wyciągnąć pewne trudne kwestie na światło dzienne. Nie zamierzam oceniać niczego i nikogo, bo znam tylko wycinek Waszej rzeczywistości, a ten przywiódł mi na myśl wymienione zagrożenia. Myślę, że te problemy widzę nie tylko ja. Widzą je Twoi rodzice. I niestety nie masz najmniejszego prawa wymagać od nich, żeby zaakceptowali sytuację ot, tak. Lepszą drogą jest udowodnić im, że się mylą – czyli Twój chłopak powinien NAPRAWDĘ dojrzeć i wykazać odpowiedzialność. Aktualnie kiepsko mu to idzie. Niestety, tylko przez pierwsze dwa lata można żyć romantycznymi westchnieniami i karmić się płonącymi zachodami słońca i miłością o brzasku. Potem trzeba zapłacić za mieszkanie, zjeść, a później też nakarmić dzieci, kupić im pieluchy, ubrania… Nie może być tak, że raz w roku pojedziesz w czasie urlopu łatać rodzinny budżet, bo Twój wybranek jest lewą nogą do wszystkiego. Nie przekonuje mnie jego praca w zamian za wynajem pokoju. Od kiedy zacznie mu płacić ten znajomy? Gdy już się wyprowadzicie? A dokąd się wyprowadzicie i za co? Czy zadajesz sobie te pytania? A co uczynił, żeby wyplątać Cię z kłopotów, w które Cię wplątał? A może to on powinien pojechać za granicę i zarobić na długi, których to on w końcu narobił?
Najpierw może porozmawiaj z rodzicami. Spokojnie. Pytaj o KONKRETNE zastrzeżenia. Powiedz, że nie interesują cię uwagi typu: „źle mu z oczu patrzy”, tylko – jakie wymogi powinien ich zdaniem spełniać. Nie broń go, to go nie będą atakowali. Powiedz, że się zastanawiasz, czy czegoś nie przeoczyłaś. Zapamiętaj, co powiedzą. I postaraj się obiektywnie spojrzeć na sprawę – zrozumieć ich obawy. Zastanówcie się wspólnie, jak możecie tym obawom zapobiegać. I to wydaje mi się jedyną drogą do zapracowania na uznanie rodziców.
Jeżeli Twój chłopak się zmieni, stanie się odpowiedzialny, a Twoi rodzice nie zmienią zdania na jego temat, to cóż, trzeba się uodpornić i przyznać sobie samej prawo do budowania własnego życia bez zgody rodziców. Naprawdę, nie jest Ci do niczego potrzebna. Po prostu będziesz pytała o konkretne zarzuty i przerywała litanię, jeżeli zarzuty będą nierzeczywiste. W skrajnych przypadkach trzeba swoje szczęście wywalczyć szokowym zawieszeniem kontaktów. Ale może zdążycie się wykazać rozsądkiem, zanim rodzice uprzedzą się na amen.
A jeśli Twój chłopak nadal będzie chciał pędzić żywot niebieskiego ptaka na rachunek Twoich oszczędności, to weź zimny prysznic, włącz arkusz kalkulacyjny i policz, ile będziesz musiała zarabiać, żeby utrzymać Was i Wasze dzieci. I świadoma tych obowiązków oraz nikłej ilości praw, które w takiej sytuacji możesz sobie przyznać, podejmij decyzję o wspólnej przyszłości.
Miłość to naprawdę mało kaloryczne pożywienie.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze