Nocny patrol
URSZULA • dawno temuPewnego ponurego, zimowego wieczora siedzieliśmy z Kamilem w domu zupełnie zniechęceni życiem. Właśnie wróciliśmy z wykładów i ledwie zdążyliśmy odsapnąć, a już trzeba było zacząć przygotowywać się do następnych zajęć. Ja miałam wygłosić jutro referat a Kamil napisać kolokwium. Ale minuty mijały, a my siedzieliśmy w kuchni, paliliśmy papierosa za papierosem i patrzyliśmy na śnieg wirujący za oknem. I oczywiście wcale nie byliśmy w nastroju do nauki.
W pewnym momencie Kamil stwierdził, że i tak już nic z tego nie będzie, że jakoś się wyłgamy na uczelni, a skoro tak, to może urządzimy sobie miły wieczór – moglibyśmy wypożyczyć jakiś pogodny film, kupić kilka piw – jakoś zwalczyć ten zimowy marazm. Nie trzeba było mi tego dwa razy powtarzać — sama właśnie szukałam w myślach pretekstu, by tego wieczoru zapomnieć o studiach.
Po krótkich sporach o to, kto wybierze się w tę niesprzyjającą cokolwiek pogodę po piwo i DVD, ustaliliśmy, że sprawiedliwie będzie, jeżeli pójdziemy razem. Z trudem wytoczyliśmy się z domu, dobrnęliśmy na przystanek, gdzie, jak na złość, z rozkładu jazdy wynikało, że następny autobus będzie za 25 minut, wobec czego do sklepu i wypożyczalni powlekliśmy się piechotą. Kupiliśmy piwo, i Kamil, w pełni świadom tego, że łamie prawo, otworzył sobie jedną puszkę, z której popijał idąc. Do wypożyczalni weszłam sama, bo jakoś nie byliśmy w nastroju do kłótni o to, jaki film wybrać. Kamil został na dworze, zapalił papierosa i dopijał piwo.
Kiedy wyszłam z wypożyczalni z dwoma filmami, jednym w moim guście, drugim wybranym z myślą o Kamilu, zobaczyłam mojego ukochanego siedzącego w radiowozie i zawzięcie gestykulującego. Świadoma prawdy życiowej, że w takich sytuacjach bardzo pomocne są wdzięki kobiece, uzbroiwszy się w odpowiedni uśmiech i nie zwlekając ani chwili, podbiegłam do radiowozu; tam, szczebiotliwym głosikiem, nie przestając trzepotać rzęsami, starałam się wytłumaczyć panom policjantom, że mieszkamy tu, w bloku obok, że zeszliśmy tylko na sekundkę, po filmy, a Kamil wyszedł jak stał i pewnie nawet nie zauważył, że trzyma w ręku piwo. Już, już widziałam, jak moje wysiłki przynoszą efekty, jak oblicza policjantów łagodnieją, gdy Kamil, który musiał się już z nimi jakiś czas kłócić i widać było, że kipią w nim emocje, nagle wypalił — Nie wysilaj się kochanie. Czy nie widzisz, że panowie po prostu chcą łapówkę!
Mnie odebrało mowę. Na panach policjantach słowa Kamila też zrobiły duże wrażenie, co nie znaczy, że korzystne, bo twarze im stężały i nie chcieli mnie już więcej słuchać. Jeden z nich przeszedł prosto do rzeczy – Wypisujemy Panu mandat. Czy może – dodał z szyderczym uśmiechem – odmawia Pan przyjęcia?Odmawiam. – odpowiedział bez wahania Kamil na fali buntowniczego nastroju. Policjanci tylko na to czekali. – W takim razie musimy pojechać na komisariat, by spisać wniosek do Sądu Grodzkiego. Kamil, widząc, że się pogrąża, stracił trochę animuszu i począł nieskładnie tłumaczyć, że on bardzo chętnie ten mandat przyjmie. Ale sprawa była już przesądzona. Mój mężczyzna odjechał w siną dal, a mnie, mimo że walczyłam jak lwica, nie pozwolono wsiąść do radiowozu, by mu towarzyszyć.
Zostałam sama pośród śnieżycy, gdzie pozostało mi tylko wspierać telepatycznie biednego Kamila, którego, myślałam sobie, czekają niechybne tortury na komisariacie. Wypadki potoczyły się jednak trochę inaczej, a wiem to z dokładnej relacji Kamila.
Po drodze na komisariat policjanci wlepili mandat jeszcze dwóm osobom: chłopcu, który gdzieś się bardzo spieszył i przebiegł ulicę a czerwonym świetle oraz lekko wciętemu panu, który kręcił się w okolicy sklepu monopolowego; ci osobnicy przyjęli jednak karę z pokorą, więc oszczędzona im była przejażdżka radiowozem. Kamil jednak też nie dojechał do komisariatu. W międzyczasie ochłonął, otrzeźwiał i zaczął rozmawiać z policjantami w zupełnie innym tonie. „No przecież wiedzą panowie, jak to czasami w życiu jest… w tych strasznych czasach wszystko funkcjonuje dzięki naszej wspaniałej policji…” – tego typu gadkami Kamil szybko wkupił się w łaski policjantów. Nie dość, że zrezygnowali z kierowania sprawy do sądu i wypisywania mandatu, to jeszcze zobowiązali się odwieźć Kamila tam, skąd go zgarnęli.
Droga powrotna upływała już w zupełnie innej atmosferze: wszyscy panowie żartowali i opowiadali sobie rozmaite przygody. Aż tu nagle padł komunikat z radia: "Na ulicy Starościńskiej grupa uzbrojonych mężczyzn atakuje chłopaka i dziewczynę, którzy wyszli na spacer z psem. Proszę tam jechać!" Kamil spojrzał na tablice na domach – ulica, którą jechali, to właśnie była Starościńska. I rzeczywiście, po chwili ich oczom ukazała się mała drużyna „miłośników strojów sportowych” otaczająca przerażoną parę i ich cocker spaniela.
Jeśli spodziewacie się teraz opisu akcji policji, to się zawiedziecie. Radiowóz z Kamilem w środku przejechał obok zdarzenia, jak gdyby nigdy nic. Policjantom tylko jakby zrzedły miny i już do końca drogi nikt w radiowozie się nie odezwał.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze