Zaskocz go w walentynki
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuJak każde święto, i czternasty lutego ma swój wymiar publiczny. Oszalałe z miłości media i przedsiębiorstwa najróżniejszego rozmiaru dają wyrazy rozkochania w mojej skromnej osobie. Atakowany przez serca i ckliwe pieśni umykam w głąb siebie, znajdując wewnętrznego doktora Mengele, ale jednak wiem – kochać się trzeba i warto okazać serce. Ale jak?
Walentynki są pięknym świętem; kryją też paradoks właściwy tylko sobie.
Ich piękno polega na braku uwarunkowań społecznych i kulturowych, przynajmniej na naszym, swojskim gruncie. Mówiąc po ludzku, zostały nam zaszczepione z innej części świata, niczym noga jednej salamandry przyszyta do pleców drugiej. Niby dziwadło, a rośnie i macha. W Polsce znamy dwa rodzaje świętowania, oba użyteczne z punktu widzenia scalania społeczeństwa, rozszarpywanego przez konflikty o miedzę, dziewczynę czy przynależność klubową. Najmocniej odciska się tutaj rok liturgiczny, o czym wiedzą robaczki pokroju mojej osoby, beznadziejnie lawirujące między złowrogimi haczykami Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy. Święta o charakterze narodowym z kolei przypominają o wspólnej historii i nie są znów tak głupie, jak życzyliby sobie niektórzy – nad Wisłą natłukliśmy przecież sowietów jak nikt przedtem i potem, co warto wspomnieć i celebrować.
Te rodzaje świętowania służą sprawie publicznej. Dwa nowe – walentynki i Halloween – koncentrują się na dobrej zabawie. Odpowiednio, we dwoje i w grupie.
Dochodzimy do walentynkowego paradoksu. Jak każde święto, i czternasty lutego ma swój wymiar publiczny. Oszalałe z miłości media i przedsiębiorstwa najróżniejszego rozmiaru dają wyrazy rozkochania w mojej skromnej osobie. Atakowany przez serca i ckliwe pieśni umykam w głąb siebie, znajdując wewnętrznego doktora Mengele, ale jednak wiem – kochać się trzeba i warto okazać serce. Wszystkie święta jednak, łącznie z Halloween, spędza się wspólnie, rzekłbym gromadnie i nawet rżnięcie karpia tępym nożem dokonuje się w rodzinnym zgiełku, przy piskach podnieconej juchą dzieciarni. Zakochani również mogą wybrać wariant publiczny, co nie wróży dobrze. Dawno temu, cierpiąc na deficyt uczuć, wybrałem się na rajd po knajpach, restauracjach. Traf chciał, były walentynki i oczom mym, nabiegłym żółcią, ukazał się widok co najmniej niecodzienny: lokal w lokal przy stłoczonych stolikach tuliły się pary, cokolwiek przestraszone wzajemną bliskością. Tłok był jak na okręcie podwodnym, dziwię się też, w jaki sposób pary rozpoznawały się nawzajem – panujący półmrok skłaniał wręcz do pomyłek. Kasia przyszła z Krzysiem, a wyjdzie ze Zbysiem, żywiąc do tego przekonanie, że to ciągle poczciwy Krzychu. Między sterroryzowanymi zakochanymi, niczym sępy nad dogorywającym wędrowcem krążyły kelnerki z kartą win, dziewczęta z koszami kwiatów oraz pieśniarze, gotowi wypełnić chwile między pocałunkiem swym ckliwym zawodzeniem.
Wniosek jest prosty. Walentynki należy spędzać w domu.
Dom to kraina pełna niespodzianek. Wie to każdy, kto choć raz naprawiał klozet.
Można te niespodzianki podkręcić. Kobieta w tym wariancie musi wziąć dzień wolny na przygotowanie (szczęściem, tegoroczne walentynki wypadają w poniedziałek). Mężczyznę wracającego do domu wita pobojowisko niczym z komedii slapstickowej. Obluzowały się drzwi od szafy. Zatkał się zlew. W wannie zamieszkał borsuk. Klepka się obluzowała. Następnie należy błagać faceta o usunięcie wszelkich uszkodzeń, koniecznie natychmiast, nawet bez obiadu. O walentynkach nie wspominamy, łzy natomiast są wskazane. Chłopina, chcąc nie chcąc, rzuci się do kolejnych zadań, zapewne czując już przyjemne łechtanie, przemieszane z wściekłością. W toku pracy odkryje niespodzianki. Za obluzowanymi drzwiami leży butelka porządnej whisky (pamiętajcie dziewczyny, to właśnie pijają mężczyźni, nie butelkę wina na dwoje), zatkany zlew skrywa cygaro owinięte w kondom smakowy, usłużny borsuk podaje ognia i grzecznie się oddala w celu wiadomym tylko sobie. Obluzowana klepka skrywa ulubiony serial na DVD, bicz do stóp, dziewczynę z marcepanu czy co tam jeszcze mężczyźni sobie cenią. Powyższa metoda ma spory urok, niemniej zawodzi w wypadku poetów wszelkiej maści, pracowników sektora bankowego oraz nauczycieli geografii, i tak zresztą samotnych.
Istnieją mężczyźni posiadający coś tak rzadkiego jak zainteresowania (sam interesuję się wyłącznie odpoczywaniem), i walentynki to dobry dzień, aby wyjść im naprzeciw. Kręcą go samochody? Należy wynająć możliwe najbardziej wypasioną furę i pognać w ustronne miejsce celem spółkowania na skórzanych fotelach. Lubi horrory? Toż nic prostszego, przebrań istnieje cała masa, warto też ochlapać ściany krwią, a na pal nabić głowę znienawidzonego przełożonego (uwaga – to musi być jego przełożony). A może kręci go porno? W wypadku takiego hobby warto zacząć od sympatycznego wiązanka, a gdy ukochany już leży skrępowany, wprowadzić gościa płci męskiej, w rozmiarze co najmniej godnym i rzec: teraz się dowiesz, co ja czułam!
Mężczyzna jest dziś mężczyzną o tyle o ile, zaś okazji do wykazania się rzeczoną męskością raczej ma niewiele. Warto by pokusić się o fantazyjne oszustwo, do którego przeprowadzenia potrzebny jest drugi facet. Osobnik ten winien mieć około dwóch metrów wzrostu, klatkę Arnolda, bicepsy jak kule armatnie i gębę niczym kulka papieru ściernego. Wystarczy takiego opłacić, wpaść po ukochanego i zaproponować romantyczny spacer do domu. Spacer winien wieść przez ciemny zaułek, gdzie będzie oczekiwał nasz wielkolud, z naszykowanym już drągiem. Zgodnie z umową zaatakuje, grożąc odebraniem portfela oraz cnoty (czyjej – wybierze już sam), a następnie grzecznie podłoży się pod pięść ukochanego, zobowiązanego przecież do tego rodzaju aktywności fizycznej. Trudno o przyjemniejszy prezent, ukochanego rozedmie duma związana z faktem powalenia takiego osiłka, dalej następuje już tylko powrót do domu i zabawa w Tarzana i Jane do samego świtu. Istnieje niebezpieczeństwo, że wybranek okaże się człowiekiem małego serca (ewentualnie będzie to serce czekoladowe) i umknie. Wówczas należy niezawodnie z nim zerwać, tym bardziej, że zastępstwo oczekuje, jest opłacone i ściska wspomnianego już drąga.
Te rozwiązania nie mają prawa zawieść.
Pozostaje pytanie – czy mężczyźni prowadzą analogiczne rozważania, pragnąc uszczęśliwić w dzień zakochanych swoje Zakochane? Oczywiście, że tak, czynią to jednak niejako pod przymusem, próbując w ten sposób się nie narazić. Ostatnio rozmawiałem z pewnym, szczęśliwym przecież małżonkiem i uznałem za słuszne zagadać: man, a gdybyśmy spędzili walentynki razem, wpadłbym do was, zrobimy parę piwek, będzie miło…
Odmówił, a jakże. Ze łzami w oczach.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze