Telewizyjna seksualizacja kobiet
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuO zgrozo, myślę sobie, uprawiając któregoś wieczora zapping po kanałach telewizyjnych. Niektóre z nich to prawdziwy kanał, ściek, ohyda. Po dwudziestu minutach przyglądania się temu, co wysącza się z telewizora, gorączkowo zaczynam zastanawiać się, jak mam wychować córkę?
Nie jestem specjalistką od telewizji. Jestem zwykłym oglądaczem, który wybiera z oferty różnych stacji jedynie filmy. Nie oglądam telewizji jak leci. Nie mam na to ani czasu, ani ochoty. Tego jednak pamiętnego wieczora postanowiłam poeksplorować tajniki tysiąca programów, które oferuje mi mój dostawca telewizji. Ogarnęła mnie zgroza już po pierwszej setce. Na więcej nie miałam ochoty. O tempora, o mores! Ciśnie się na usta samo. Kto jednak miałby owo zrzędzenie usłyszeć?
Spieszę z wyjaśnieniem, co takiego mnie zohydziło. Zacznę od programu, w których faceci polewali sobie odbyt sosem tabasco, a potem kefirem, zaśmiewając się przy tym do łez. Aj waj, ja naprawdę oglądam takie coś, pytałam siebie w duchu, przecierając oczy ze zdumienia? Facetów, którzy leją sobie do tyłka ostry sos?
Dalej było może mniej skatologicznie, za to bardziej przerażająco. Oto jakiś konkurs piękności, w którym grono pań i dziewcząt starało się przez cały dzień zdobyć uznanie jakiegoś pana. Wieczorem podsumowanie dnia: oto jakiś chłoptaś z włosami ulizanymi żelem, otoczony wianuszkiem owych pań pouczał zgromadzone, co i jak tego dnia zrobiły źle. A te spijały z jego ust każde słowo, jakby był przynajmniej Bogiem Ojcem, objawiającym Mojżeszowi dziesięć przykazań. Wreszcie czas na wyłonienie zwyciężczyni dnia: Julie czy inna Sandra, dowiedziawszy się, że to ona właśnie tego dnia zachowywała się najlepiej, płacze, jakby przynajmniej odbierała Nobla w dziedzinie medycyny (za wynalezienie lekarstwa na nowotwory). Chłystek klepie ją po ramieniu, puszczając oko do kamery. Jestem tu ekspertem, specjalistą od obłaskawiania i sterowania tymi tępymi krowami – tak mówi jego pełna pobłażania mina.
Potem lecę przez kanały muzyczne. Po chwili wiem już, że żeby zostać piosenkarką trzeba mieć wielki biust, długie nogi, wąską talię i kształtną pupę. Nie trzeba wcale umieć śpiewać! Odpowiednia ekspozycja tego czy owego odwróci uwagę oglądającego teledysk od wokalnych niedociągnięć.
Na kanałach modowych chore na anoreksje widma prezentują wyfiokowane stroje, a podekscytowany tłum wstrzymuje oddech przy każdej nowej szmacie. Cisza jak w świątyni, oto święty obrzęd, sam Armani zstąpił z niebios!
Gdzie indziej pokazuje się piersi kobiet przed operacją plastyczną i po operacji (i nie muszę chyba dodawać, że chodzi o zabieg powiększania biustu?). Młode ofiary chirurgów plastycznych piszczą z zachwytu zapewniając, że teraz, kiedy już mają melony w rozmiarze pożądanym przy castingu na filmy dla dorosłych, ich życie jest pasmem nieustających sukcesów. Innymi słowy: jak masz duże cycki, jesteś królową życia!
Na innym z kolei kanale panoszą się celebryci. Po chwili wiem, kto pierdnął, a kto powinien schudnąć, bo mu wisi na plecach wałek tłuszczu. Kto się zoperował i zbotoksował. Kto ma krzywe nogi. Kogo w dzieciństwie molestował ojciec. Bla, bla, bla.
Wreszcie coś, co znamy wszyscy: reklamy. Wizerunek kobiety jest jeden: głupia kuchta. Idiotka, która nie wie, jak doczyścić kibel. Dopiero obecność Mądrego Męża bądź innego Pana Eksperta, który tłumaczy babie jak to zrobić najlepiej, rozwiązuje problem. Reklamy jedzenia? Uśmiechnięta, piękna i młoda mamunia przy garach, zaraz poda ubranej na biało czeredzie dzieci zupę. Tatuś uśmiecha się z aprobatą. Klepnął, mamusiu, dobrze spełniłaś swój matczyny obowiązek! Pranie? Wywabianie plam? Cokolwiek? Zawsze z odpowiedzią spieszy ekspert-mężczyzna. Kobiety dojrzałe reklamują tylko środki na wzdęcia, nietrzymanie moczu i hemoroidy. A młode piersi pojawiają się nawet w reklamie mydła w płynie. Liczą się tylko melony!
Na kanale dla panów, rzekomo motoryzacyjnym, gołe lafiryndy prężą się do kamery. Ich krocza zasłaniają numery telefonów. Można zadzwonić do ich wagin, by posłuchać jak mlaszczą? Robi mi się niedobrze. Świat mnie tego wieczora przytłoczył. Gdzie ja żyję?
Powiedzmy sobie szczerze: z telewizji sączą się porażające treści, pokazujące, że najważniejszy jest w życiu skrajny, bezmyślny hedonizm. Seksualizacja kobiecości osiągnęła apogeum. Mówi się nam, że jedyną drogą do sukcesu jest ciało, piękne, młode, doskonałe, doskonale ubrane. Jeśli nie ma się takiego ciała od Matki Natury, żaden to problem – zawsze można sobie wszczepić silikonowe źródło szczęścia u chirurga. Naszymi boginiami stają się celebrytki, czyli osoby sławne dlatego, że są sławne i top modelki. Seks na jedną noc? Ależ przecież mamy do tego prawo! Choroby weneryczne? To zaszczyt! Bulimia i anoreksja? Normalka!
Czy nie jest tak, że większość z nas przywykła do takich przekazów, nawet ich nie zauważając? Wszystko dzieje się poza naszą świadomością. Obrazy, które do nas docierają, bardzo mocno podkopują naszą pewność siebie. W głębi duszy mamy do siebie żal i pretensje, że nie jesteśmy takie, jak powinnyśmy być. Jeśli nie pasujemy do jedynego obowiązującego wzorca, same siebie skazujemy na poczucie bycia gorszą. A Jedyny Słuszny Wizerunek jest wszędzie: w telewizji, gazetach, na bilbordach, w reklamach, i nieustannie bombarduje naszą świadomość – trucizna wsącza się wszystkimi możliwymi kanałami. Nie wiadomo kiedy chorobliwe dbanie o ciało stało się naszą religią. Szkoda tylko, że z tego kościoła nie można się wypisać.
Co możemy zrobić? Jak wykorzenić z siebie przekonanie, że najważniejszy jest wygląd? Że nie musimy wcale być ciągle piękne i miłe? Nie wiem, nie znam odpowiedzi na to pytanie. Na razie zrezygnuję z tysiąca kanałów. Niech się w nich taplają ci, co uważają, że wielki biust jest jedynym źródłem szczęścia.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze