Zostaw moje dziecko!
ANNA GAWRYLUK • dawno temuPojawienie się potomka w rodzinie wzbudza emocje. Jeżeli jest to pierwsze dziecko, to tym bardziej z niecierpliwością czekają na nie nie tylko rodzice, ale również dziadkowie. Urządzanie pokoju dla maluszka, kupowanie łóżeczka, wybieranie wózka sprawia ogromną radość. Czasami zostaje ona zburzona, gdy do akcji wkracza mama lub teściowa.
Urodziłam swoje pierwsze dziecko, gdy miałam skończone 30 lat. Wcześniej nie czułam się gotowa. Uważam, że zarówno kobieta jak i jej partner muszą dojrzeć do roli rodzica. Popieram świadome macierzyństwo. Nie zawsze jednak życie układa się tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Ja mam to szczęście, że zostałam matką dokładnie wtedy, kiedy chciałam.
Mam kochającą mamę, która zawsze mnie wspierała i chociaż czasami denerwowały mnie jej komentarze w stylu: Córciu! A kiedy Ty zamierzasz dziecko urodzić? Przecież dobrze jest, żeby przed trzydziestką, bo potem… bla bla bla. Kiedyś były inne czasy, mamo - tłumaczyłam jej to, o czym i tak sama doskonale wiedziała. Ślub brało się w wieku dwudziestu lat, dziewczyna dwudziestopięcioletnia bez partnera uważana była za dziwadło albo starą pannę. Po szkole szło się od razu do pracy, na mieszkanie może i długo się czekało, ale w końcu się je miało. A dziś? O własnym mieszkaniu większość młodych może tylko pomarzyć, pracę znaleźć trudno, a nawet jeśli już się ją ma, to zazwyczaj i tak trzeba bardzo uważać, żeby starczyło „do pierwszego”, gdzie w tym wszystkim dziecko?
Ludzie świadomie planujący powiększenie rodziny będą się bali, że wydadzą na świat potomka, na którego nie będzie ich stać, a na widok swojego dziecka, któremu wszystkiego brakuje, serce pęka. Dlatego rodzi się coraz mniej dzieci, dlatego młodzi ludzie coraz później decydują się na rodzicielstwo. Ale dlaczego mamy, babcie, teściowe czy ciotki tak chętnie dają rady i krytykują młode matki?
Po pierwsze pewnie dlatego, że każde pokolenie rządzi się swoimi prawami, w młodości one same były co chwilę gaszone przez przodowniczki rodziny. Po drugie, jak to mówi moja teściowa: Ja wychowałam troje dzieci, więc mam większe doświadczenie od Ciebie, moja droga. Na nieszczęście mamusi, wrodzona asertywność zawsze szepnie mi do ucha celną ripostę: I właśnie dlatego, mamo, pozwól mi wychować moje dziecko tak, jak będę uważała za stosowne. Swoją szansę już miałaś, teraz kolej na mnie.
Nie mogę powiedzieć, że mam złą teściową, ale potyczki między nami trwają, odkąd wydałam na świat jej wnuczkę. Babcia nie rozumie, jak można nie dawać dziecku dwóch garści słodyczy. Dlatego robi to zawsze, gdy mama nie widzi. Babci nie mieści się w głowie, jak można zabraniać dziecku zabawy pilotem od telewizora, kluczykami do samochodu czy telefonem komórkowym, dlatego zawsze na to pozwala, nawet gdy mama patrzy. Nauczyłam się już, że babcia jest od rozpieszczania swoich wnuków, ale moja teściowa nauczyła się, że stawanie między mną a moim dzieckiem nie posłuży dobrze naszym relacjom.
Ja nigdy nie krzyczę, ja tylko wyciągam konsekwencje - te słowa usłyszałam kiedyś od mojego szefa, gdy przyjmował mnie do pracy. Tak bardzo mi się spodobały, że sama zaczynam się nimi kierować. Nie zamierzam z teściową walczyć, kłócić się czy robić sceny, szczególnie, że dziecko patrzy. Po prostu po każdej takiej sytuacji, w której nie szanuje mojego zdania, mówię jej, że nie podobało mi się, co zrobiła. Po tych słowach babcia już wie, że przez dwa tygodnie nas nie zobaczy.
Czy działa? Czasami działa, ale niektórzy są niestety niereformowalni i szybko zapominają o regułach gry. Właściwie, chyba i tak nie mogę narzekać, bo wiem, że moje koleżanki mają większe problemy ze swoimi teściowymi, zwłaszcza te, które u nich mieszkają.
Moja przyjaciółka mieszka z teściową od kilku lat. Pani ta była nie do wytrzymania tuż po ślubie, a co dopiero po narodzinach dziecka. Wnunio nie miał prawa pisnąć, bo babcia za chwilę już była i krzyczała, że matka wyrodna pozwala dziecku na łzy. Skoro wnunio jadł słodycze, to znaczy, że tego mu było potrzeba, więc niech rodzice nie przesadzają i nie głodzą dziecka, a tak poza tym to dzieciom zęby się nie psują, więc wcale nie trzeba ich myć. Efekt jest taki, że chłopiec (5 lat) jest otyły, rozkapryszony i ma zęby czarne od próchnicy, a moja koleżanka już na zawsze wyleczyła się z chęci posiadania drugiego dziecka.
Możecie mnie skrytykować, ale mimo wszystko uważam, że wina nie tkwi w babci, a w rodzicach, którzy tej babci na zbytnią swobodę pozwolili. Tatuś ciągle w delegacji nie miał czasu na wychowywanie syna, a matka z poczuciem winy, że mimo ciężkiej pracy nie dorobiła się w życiu własnego mieszkania, postawiła na uległość i wolę nieba, z którą to się zawsze zgodzić trzeba.
Drogie mamy, jedna rada — babcia jest do rozpieszczania, matka do wychowywania. Tego nie da się zmienić, więc nawet nie próbujcie na starszyznę krzyczeć: Zostaw moje dziecko!, czy też wymagać zmian w zachowaniu. Powiem więcej — to się zupełnie nie opłaca. Co jak babcia się obrazi i nie przyjedzie do wnuka, kiedy będziemy chcieli wyjść na imprezę? Pozwólmy babciom cieszyć się wnukami, już lepiej niech robią to na naszych oczach, a my skupmy się na tym, jak nad całą sytuacją zapanować bez wywoływania burzy. W końcu za naście lat same takie będziemy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze