Wakacyjny romans
KAROLINA KRÓL • dawno temuGorące słońce, piaszczysta plaża, morskie fale, fantazyjne drinki i on. Schemat, na który nabierają się jedynie nastolatki? Wcale nie! Pokusa wakacyjnego romansu, bez względu na konsekwencje jakie ze sobą niesie, jest kusząca. Magda, Inga i Kasia też się skusiły. I wszystkie poniosły konsekwencje. A ty?
Słońce, plaża i on. Schemat, na który nabierają się jedynie nastolatki? Wcale nie! Pokusa wakacyjnego romansu, bez względu na konsekwencje jakie ze sobą niesie, jest kusząca. Magda, Inga i Kasia też się skusiły. I wszystkie poniosły konsekwencje. A ty?
Magda (32 lata, mężatka, grafik komputerowy z Łodzi):
— Ja i mój mąż Marcin postanowiliśmy, że te wakacje spędzimy oddzielnie. Jesteśmy siedem lat po ślubie, zawsze wszędzie jeździliśmy razem, a w tym roku chcieliśmy od siebie odetchnąć. Wyjechałam więc z dwiema koleżankami. Grecja wydawała się dobrym pomysłem. Chciałyśmy złapać trochę słońca i, nie ukrywajmy, zaszaleć. Nie miałyśmy jednak nic złego na myśli. Przynajmniej ja.
W hotelu mieszkaliśmy w większej grupie Polaków. Jacek od razu rzucił mi się w oko. Był miły, sympatyczny, świetnie się z nim rozmawiało. Nie wiem nawet kiedy, ale zaczęliśmy spędzać czas we dwoje. Rozmawialiśmy, chodziliśmy na spacery. Przyznaję: kilka razy pojawiła się myśl, że może z tego będzie coś więcej, ale ją odganiałam. Zwłaszcza że Jacek opowiadał często o swojej żonie i dwutygodniowym dziecku, które zostawił w kraju.
Jak to zwykle bywa, sporą rolę odegrał alkohol. To było wspólne party na półmetku naszego pobytu. Wszyscy sobie trochę popili, my też. Jacek odprowadzał mnie do pokoju… i jakoś tak wyszło. Pocałował mnie i w końcu wylądowaliśmy u niego. Potem prawie rzuciliśmy się na siebie. Było mi z nim dobrze. Gorzej rano. Bałam się wstać z łóżka i spojrzeć mu w oczy. On zrobił to pierwszy. Zachowywał się, jakby to, co zrobiliśmy, było zupełnie naturalne. Pocałował mnie, spytał, czy spotkamy się później. Skinęłam tylko głową. Kiedy poszedł się kąpać, wróciłam do swojego pokoju.
W ciągu dnia Jacek zachowywał się, jakby nic się nie stało. Wieczorem, kiedy przechodziliśmy koło jego pokoju, delikatnie pociągnął mnie za rękę w swoją stronę, nie oponowałam. Znów wylądowaliśmy w łóżku. Od tej pory praktycznie każdy wieczór kończył się w ten sam sposób. Szliśmy do łóżka, a ja rano uciekałam do siebie.
Nie wiem, co mi strzeliło do głowy. Może udzieliła mi się wakacyjna atmosfera? A może w związku z moim Marcinem czegoś mi brakowało, a nie potrafiłam się do tego świadomie przyznać?
Do tej pory nie powiedziałam mojemu mężowi o tym, co się wtedy wydarzyło. Z Jackiem też od tamtej pory się nie widziałam. Mam okropne wyrzuty sumienia, ale nie zamierzam powiedzieć mężowi. Wiem, jak bardzo mnie kocha i nie chcę niczego zepsuć tą informacją. Nie czuję się z tym dobrze.
Inga (29 lat, singielka, sekretarka z Warszawy):
— Mam kilka koleżanek, z którymi jeździmy na wspólne wypady. To albo dziewczyny wolne, albo w luźnych związkach. Nie pierwszy już raz wyjeżdżałyśmy razem na wakacje. Tym razem postanowiłyśmy pojechać nad polskie morze. Wybrałyśmy jedną z nadmorskich miejscowości, tych z typu: zimą pustki, a latem tłum ludzi. Lubię, kiedy jest dużo ludzi, dobrze się z tym czuję.
Nie ukrywam, że miałyśmy zamiar kogoś poderwać. Większość to oczywiście wypoczywające rodziny, a więc i tatusiowe obwieszeni dziećmi, ale w tym tłumie zawsze można znaleźć coś ciekawego. Ja wypatrzyłam interesującego faceta już w drugim dniu naszego pobytu, kiedy postanowiłyśmy pójść na dyskotekę. Podeszłam do niego, zaczęłam rozmowę. Wydawał się sympatyczny. Wystarczająco, aby ten wieczór spędzić z nim. Tańczyliśmy, piliśmy drinki, było fajnie. W ekspresowym tempie wylądowaliśmy w łóżku.
Tego pierwszego ciosu w twarz zupełnie się nie spodziewałam. Byłam tak zaskoczona, że zaczęłam krzyczeć dopiero, kiedy uderzył mnie po raz drugi. Wpadł w furię, przycisnął mi rękę do ust, próbował mnie uciszyć.
Wrzeszczałam jak opętana. A on mnie bił — po twarzy, po głowie, po całym ciele. Nie odzywał się, tylko okładał pięściami. Krzyczałam coraz rozpaczliwiej. Wiem, że to najprawdopodobniej właśnie moje krzyki uratowały mi życie. W pensjonacie, w którym się zatrzymałyśmy, tego wieczoru nie było wiele osób. Na pomoc przybiegł właściciel. Odciągnął ode mnie napastnika. Zbiegło się więcej ludzi. Ktoś zadzwonił po pogotowie, ktoś inny na policję. Zamiast na plaży, wylądowałam w szpitalu.
Do dziś nie wiem, dlaczego ten facet mnie bił. Ktoś mówił, że temu kolesiowi po alkoholu zawsze odbija. Ja po tej przygodzie bardzo długo wracałam do normy. Przez prawie rok chodziłam do terapeuty. Nie jestem już tak lekkomyślna, jak kiedyś, trudno mi zaufać facetom. Ale to nie tak, że trauma została mi na całe życie. Nadal lubię poflirtować w dyskotece. Na pewno jestem jednak ostrożniejsza. Nawet sympatyczny koleś może okazać się świrem.
Kasia (35 lat, mężatka, nauczycielka z Opola):
— Z Anką znamy się już kilkanaście lat. Razem chodziłyśmy do szkoły średniej, studiowałyśmy, przez pewien czas razem nawet pracowałyśmy. Wspólne wakacje z moim mężem Jarkiem i jej — Mikołajem, to już praktycznie tradycja. Oni zabierali jeszcze swoje dzieciaki, Malwinę i Daniela, my co najwyżej psa, bo dzieci mieć nie planowaliśmy, przynajmniej na razie. Byliśmy bardzo ze sobą zżyci. Mogę śmiało powiedzieć, że Anka była mi bliższa od własnej siostry.
Tego lata pojechaliśmy razem na Mazury. Nie wiem, jakim cudem wtedy to się wydarzyło. Przecież przez tyle lat nic się nie działo. Nagle zaczęłam patrzeć na Mikołaja jak na faceta, a nie męża przyjaciółki. Zauważyłam, że on czuje to samo. Nasi współmałżonkowie nic nie dostrzegli. Zaczęliśmy częściej przebywać ze sobą, coś nas do siebie przyciągało. Praktycznie szukaliśmy pretekstu, żeby iść gdzieś tylko we dwoje. Nie rozmawialiśmy na ten temat, nie musieliśmy.
Jeden dzień wszystko zmienił. Mieliśmy wtedy jechać na wycieczkę po okolicznych miejscowościach. Jakoś tak wyszło, że Jarek nie mógł, a Anka musiała zostać z dziećmi. Sami nas jeszcze namawiali, żebyśmy pojechali tylko we dwoje. Pojechaliśmy. Przez pierwsze dwadzieścia kilometrów siedzieliśmy bez słowa. Potem Mikołaj zatrzymał samochód w lesie i rzuciliśmy się na siebie. Boże, kochaliśmy się jak para nastolatków. Niezdarnie, jakbyśmy robili to pierwszy raz. Ale było nam cudownie. Tego dnia nie pojechaliśmy zwiedzać, cały dzień przestaliśmy w tym lasku. Kochaliśmy się i rozmawialiśmy.
Kiedy wróciliśmy z wycieczki, nie wiem, jakim cudem Jarek i Anka nie domyślili się, że coś się wydarzyło. Mnie wydawało się, że widać to już po naszych minach. Tak było do końca naszego pobytu. Oni nic nie widzieli, a my szukaliśmy okazji, żeby choć przez chwilę pobyć ze sobą. Podobnie było po powrocie z wakacji. Spotykaliśmy się codziennie przez ponad rok. Nasi współmałżonkowie o niczym nie wiedzieli. Nie wiem, dlaczego tak długo ich okłamywaliśmy.
To ja pierwsza zdecydowałam, że powiem Jarkowi o tym, że spotykam się z Mikołajem. Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy, kiedy o tym usłyszał. Miał minę zbitego psa. Wiem, że wyrządziłam mu straszną krzywdę. Nigdy mi tego nie wybaczy. Mikołaj powiedział Ance dopiero dwa miesiące później. Z jego opowieści wiem, że zrobiła mu straszną awanturę. Nie dziwię się jej, Mikołaj ma dzieci. Anka zawsze walczyła o nie jak lwica.
Jestem już z Mikołajem dwa lata. Rozwiodłam się rok temu. Sprawa Mikołaja cały czas się ciągnie. Anka nie chce mu dać rozwodu. Tu już nawet nie chodzi o dzieci. Przyznała mu się, że będzie robiła wszystko, żeby nam się nie udało. Jak na razie skutecznie przeszkadza nam w zalegalizowaniu związku. Ale myślę, że nam się uda, z nim chcę się zestarzeć.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze