Dajcie spokój moim pysiom!
ANNA GAWRYLUK • dawno temuKażda z nas chociaż raz próbowała się odchudzać. Czasami z marnym skutkiem, innym razem z sukcesem, który i tak kończył się efektem jo-jo. I po co to wszystko? Dla faceta? Mężczyźni i tak nas widzą, jak chcą, testosteron przymyka im oczy, a miłość zaburza ostrość widzenia.
Anka (33 lata, bibliotekarka z Lublina):
— Każda kobieta jest piękna, tylko nie każde oczy to widzą — taką zasadę wyznaję i tego się trzymam!
Mój małżonek, osoba nad wyraz spokojna, uprzejma i empatyczna, stanowi zupełne przeciwieństwo mojego zwariowanego, cholerycznego charrrakteru. Gdzie ja rozpalam ogień — tam on gasi. Stanowimy małżeństwo doskonałe, pierwiastki zupełnie sobie przeciwne niczym jin-jang.
Ponoć każdy pokornieje z wiekiem. Nie wiem kogo ta reguła dotyczy, na pewno nie mnie — no chyba, że jestem tym osławionym wyjątkiem. Po przyjściu na świat naszej córeczki, charakter mi się zmienił — owszem. Jako, że każda matka pokornieje, uczy się cierpliwości, ja także stałam się oazą spokoju, kwiatem na tafli jeziora… pod warunkiem, że ktoś nie wspomni o mojej pięknej figurze. Ta odeszła w zapomnienie wraz z pierwszymi objawami ciąży w postaci: powiększonych piersi, pępka wielkości orzecha włoskiego, boczków przypominających ponton i symbolu kobiecości w wydaniu kobiety gruszki — szerokich bioder. I chociaż mąż mój w cudowny i przesympatyczny sposób potrafi mnie rozśmieszyć i znaleźć na każdą z tych niedoskonałości odpowiedź, to sama doskonale wiem, że nie wyglądam dobrze.
Po ciąży ani śladu, no może oprócz o rozmiar większych piersi — pozostałe elementy mojej „nowej urody” staram się zatuszować, jak umiem najlepiej. Nie lubię się oglądać w lustrze, nie lubię o swoim wyglądzie mówić, a już na pewno n-i-e-n-a-w-i-d-z-ę, jak ktoś moją aparycję głośno komentuje. Tego nietaktu na ostatniej stypie dopuściła się jedna z cioć, której nie widziałam jakiś czas. Aniu, jakie ty masz pysie! Od razu widać, że rodziłaś! Pupa znacznie ci się powiększyła no i te uda! - słowa te, wypowiedziane w obecności 20 osób, w większości mi nieznanych, zadziałały na mnie jak płachta na byka. Ależ się ciocia zestarzała przez ten rok! Ledwo poznałam! I te kurze łapki… Nie trzeba być mistrzem ciętej riposty, by umieć się bronić, ale tej akurat cechy mi nie brakuje. No to sobie z ciocią porozmawiałyśmy… a we mnie złość pozostała do dziś.
Chyba czas na dietę! Kochanie, a po co ci dieta!? - stanowczo protestuje mój mąż - Uwielbiam twoje pysie i nie zgadzam się, by zniknęły! Twój pępuszek to najlepszy kieliszek do wina, żadne tam boczki tylko mięsień poprzeczny-pontoniasty, a biodrami kołyszesz lepiej niż Shakira! I niech ktoś mi teraz powie, że jestem gruba!
Ewa (29 lat, recepcjonistka z Lublina):
— Szlag mnie trafia! Wszyscy się odchudzają! Koleżanki w pracy ciągle jedzą jogurciki 0%, zaprzyjaźniona pani w sklepie między krojeniem baleronu, a mieleniem łopatki, ciągle papla, ile schudła, nawet moje dwie najbliższe psiapsiółki nie mają już innych tematów jak — Dieta Dukana. Nie wiem, kim jest ten Dukan, ale pewnie teraz zaciera ręce, bo jest na językach całego świata. A ja nie umiem, nie chcę, nie potrafię i nie mam motywacji do wciskania w siebie zielonych badyli i popijania bezsmakowym jogurtem.
Kiedyś próbowałam zmusić męża, by odchudzał się ze mną. Nie zapomnę nigdy tej miny smutnego kundla, gdy usłyszał, że przechodzimy na dietę. Wszystkie osiedlowe sklepy wędliniarskie miały wycałowane szyby. Gdyby dało się zrobić odcisk nosa, to mój mąż byłby jedynym podejrzanym o molestowanie pani z mięsnego przy użyciu metody wzrokowo-błagalnej. Każda sprzedawczyni wiedziała, że się odchudzamy, każda! Pewnie miały niezły ubaw, bo mąż mój jest zdolny do wszystkiego, nie zna umiaru w wygłupach i robieniu z siebie gwiazdy przy każdej choćby jednoosobowej widowni. W końcu, po tygodniu głodówki, udowodnił mi, że to i tak nic nie daje, bo waga ani drgnie. No stanę na tę wagę, już stanę, tylko mnie nie popędzaj! - oho, jak usłyszałam ten ton i zobaczyłam szelmowski uśmiech, już wiedziałam, że coś knuje. Stanął na wagę, po czym wciągnął brzuch. Kochanie, nie wiem czy wiesz, ale to ci nic nie da. - ledwo powstrzymałam śmiech. Odpuściłam. Może by i dało, gdyby się naprawdę odchudzał. Przyłapany dwa razy na nocnym podjadaniu, twierdził, że zabłąkał się w nocy, a tak naprawdę to wcale nie chciał otworzyć lodówki, tylko drzwi do klopa. No i super! W takim razie będę się odchudzać sama! - te słowa miały zapoczątkować długiego focha. W odpowiedzi usłyszałam - Dobra! Ale zostaw w spokoju piersi i pupę. - na razie przeszła mi ochota na odchudzanie.
Agnieszka (33 lata, pracownik biurowy z Lublina):
— Odkąd pamiętam, zawsze wyglądałam jak pączek w maśle. Matka dobrze mnie karmiła i wyrabiała mi od kołyski nawyki żywieniowe, których później nie umiałam się wyzbyć. Moja waga zawsze była moim największym kompleksem. Chociaż, nie byłam przesadnie otyła, to zawsze było te parę kilo, które dzieliły mnie od pełni szczęścia.
Taka ładna buzia, a taka gruba dziewczynka. - komentowały ciotki na każdym zjeździe rodzinnym szczypiąc mnie w policzki. Dajcie spokój moim pysiom! - na te słowa zdobyłam się dopiero będąc w wieku zbuntowanej nastolatki. Źle mi było ze sobą, źle mi było ze swoją wagą, ale mimo swojej tuszy zawsze byłam popularna, lubiana. Miałam powodzenie u chłopaków, zarówno w liceum jak i na studiach.
Pewnego dnia spotkałam Artura — największe ciacho na całym roku. Początki były cudowne, czułam się jak królowa. Chodziłam z nim za rękę, dumna jak paw. Im bardziej szczęśliwa byłam, tym więcej jadłam, tym bardziej tyłam. Arturowi w końcu zaczęło to przeszkadzać. Powiedział mi o tym wprost, że mam schudnąć, bo robię się coraz brzydsza. Był typem macho, nigdy nie owijał w bawełnę.
Zaczęłam się odchudzać. Chciałam być znowu piękna w jego oczach, ale trudno mi było, a mój kochany wcale mi nie pomagał. Specjalnie kupował mi o rozmiar mniejszą bieliznę, by mnie upokorzyć. Na bal przebierańców zaproponował, żebym przebrała się za świnkę Piggy. Miałam tego dość, ale nie umiałam odejść. Wydawało mi się, że go kochałam. Dobrze, że tylko mi się wydawało, bo pojawił się Piotr i otworzył mi oczy.
Dopiero teraz wiem, co to znaczy być szczęśliwą. Szczęście to miłość, którą dajemy i otrzymujemy. Piotrek wcale nie jest żadną gwiazdą. Jest zwyczajnym facetem z brzuszkiem (Wieśkiem). Kiedy jestem smutna, maluje na Wieśku zabawną twarz i mówi do mnie pępkiem. W nudne popołudnia urządzamy sobie konkurs w jedzeniu chipsów z miski bez użycia rąk. A kiedy przyjdzie mi ochota na odchudzanie, biegamy wokół bloku ścigając się - Kto pierwszy do tamtego drzewa! Teraz dopiero jestem szczęśliwa! Gdyby liczyć moją miłość w kilogramach — to bez wątpienia jestem najgrubszą babą na świecie!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze