O tuszu firmy Gosh dowiedziałam się przypadkiem, podczas przechadzki po Galerii Centrum. Pani wizażystka reklamowała jego zalety innej klientce. Oczywiście podeszłam, żeby również posłuchać. Kiedy jednak zobaczyłam wielkość szczoteczki, zwątpiłam. Była ogromna. Pomyślałam, że nie tylko sklei mi rzęsy, ale przy okazji umaże wszystko dookoła oka. Zdecydowałam się na zakup tego tuszu tylko dlatego, że wydał mi się podobny do ponad 3 razy droższego kosmetyku znanej ekskluzywnej firmy. Pani wizażystka zapewniła, że właściwościami też się od niego nie różni. Poza tym otrzymał też tytuł "kultowego kosmetyku" w jakimś konkursie.
Jakie są moje wrażenia? Nie jest to tusz idealny, ale przyznam, że jeden z lepszych, jakich używałam. Jego głównym zadaniem jest ekstremalne pogrubienie. O ekstremalności nie ma tu mowy, ale faktycznie, rzęsy stają się widocznie pogrubione i ładnie wywinięte. Można spokojnie nałożyć kilka warstw, nie martwiąc się o efekt "3 rzęs" czy "owadzich nóżek".
Szczoteczka, mimo swojej wielkości nie sprawia absolutnie żadnych problemów, nie skleja rzęs, a wręcz rozdziela je. Nałożony tusz dzielnie trzyma się na swoim miejscu, nie kruszy i nie osypuje. Nie ma też żadnych problemów ze zmywaniem.
Opakowanie jest spore, ale całkiem ładnie się prezentuje.
Polecam ten tusz do wypróbowania, gdyż wydaje mi się, iż wielu paniom przypadnie do gustu.