„Horror Show”, Łukasz Orbitowski
NINA WUM • dawno temu"Horror Show" był pierwszą powieścią Łukasza Orbitowskiego. Wydany w 2006 roku przez Ha!Art, został wznowiony w tym roku. Bardzo dobrze się stało. Bowiem ta niewielka książeczka jest jak cios w żołądek.
"Horror Show" był pierwszą powieścią Łukasza Orbitowskiego. Wydany w 2006 roku przez Ha!Art, został wznowiony w tym roku. Bardzo dobrze się stało.
Bowiem ta niewielka książeczka jest jak cios w żołądek.
"Wściekła, spontaniczna opowieść gnoja, który ma pretensje do świata" - powiada o niej autor. Jeśli tak, był to gnój co się zowie uzdolniony. Orbitowski już od pierwszych zdań udowadnia, że opanował materię języka w stopniu nieczęsto spotykanym u debiutanta na powieściowej niwie. Krótkie, dobitne zdania o surowej urodzie pobieżnie obrobionej bryły kruszcu. Słuch absolutny, jeśli idzie o dobór określeń. Pomysłowe skojarzenia, czerpiące pełną garścią z najniższych rejestrów języka potocznego. Z taką amunicją początkujący wówczas pisarz ruszył na wojnę z rzeczywistością. Że miał jej wówczas wiele (wszystko?) do zarzucenia, daje się odczuć. Świat przedstawiony w "Horror Show" to zasadniczo współczesny Kraków, ale nie ten znany nam z pocztówek i sentymentalnych filmów. Kraków Orbitowskiego wygląda, jakby zapadł się do Szeolu. Powietrze jest w nim gęste, dekoracje nieodmiennie posępne, ludzie szpetni od fizycznych i duchowych kalectw. Autor z brutalnym wdziękiem rozjeżdża ckliwy mit Krakowa malowniczego i przyjaznego, miasta poetów i innych lekkoduchów. Bohaterami "Horror Show" są drobni i grubsi kombinatorzy, smutne cwaniaki, rozpaczliwi surferzy na fali nieprzychylnego losu. Osaczeni przez prozaiczne okoliczności (np. żona alkoholiczka, małe dziecko, brak perspektyw) imają się wątpliwego moralnie zajęcia handlowania pirackimi dobrami na nieistniejącej już giełdzie w Balicach. Żyją życiem namiastkowym. Zaś jeden z nich nie żyje wcale. Ludzie i widma rozmaitego autoramentu przepychają się u Orbitowskiego łokciami w odrapanych framugach drzwi, przez które przychodzi im przejść. Krążącego pośród żywych, nieukojonego ducha można spotkać… w publicznym szalecie w Sukiennicach.
Mogło się jednak wówczas zdarzyć, że ta wola i świadomość siebie, rozproszona w przestrzeni, skupiła się w jakimś jednym punkcie, utworzyła zwartą grudkę, podobnie jak niedostrzegalny pył wody kondensuje się w obłoku. Otóż taka właśnie grudka, przypadkowo czy kierowana instynktem, przylgnęła do pewnego imienia i pewnego rodu(…)
tak pisał Italo Calvino o swym Rycerzu Nieistniejącym, ucieleśnionym abstrakcyjnym bycie, powołanym do życia przez siłę konieczności i ciśniętym między ludzi. Orbitowski stworzył własnego rycerza — na miarę Balic i bytu, opartego na handelku krzywymi płytami. Dał mu kukiełkowe życie a potem pozwolił patrzeć, jak cienka warstwa pozoru się złuszcza, ukazując nagi tynk. Ten autor jest bardzo okrutny dla swoich bohaterów. (Do dziś nic się w tym względzie nie zmieniło. Poczytajcie tylko "Szczęśliwą Ziemię.")
O czym właściwie jest ta książka? Dwudziestoparoletni Giełdziarz (nikt z towarzyszy ani klientów nie zna jego imienia) wiedzie monotonny żywot bez perspektyw. Jedynym rozbłyskiem światła jest dlań dojeżdżająca z daleka dziewczyna, Monika. Giełdziarz spotyka w wymienionym wyżej szalecie potężnego starca, wymiotującego robakami. Wkrótce potem w jego życie wkracza pewien rudy młodzieniec, nadzwyczaj sprawny we wspinaniu się na gzymsy budynków. Zagadkowy towarzysz nosi niedorzeczne imię Brandon i nie potrafi określić, gdzie właściwie mieszka. Pewne jest tylko jedno: panicznie boi się niejakiego Wuja. Tymczasem ów Wuj, zidentyfikowany jako nasz znajomy z szaletu — aktywnie poszukuje rudego, zbiegłego kota… imieniem Brandon właśnie. Do pomocy ewidentnie szermujący jakimiś nadnaturalnymi mocami starszy pan zatrudni Szpada, pechowego kolegę Giełdziarza z Balic. Losy kilku luźno powiązanych ze sobą osób zacisną się wkrótce w morderczy węzeł. Zaś Giełdziarz zmuszony będzie zakwestionować podstawy wszystkiego, co wiedział o sobie.
"Horror Show" jest — w sumie zgodnie z tytułem — tak zwaną opowieścią niesamowitą. Historią o duchu (duchach), którym odmówiono należytego spoczynku i nieusatysfakcjonowane, trapią żywych. Ale nade wszystko jest gorzką przypowieścią o dławiącej prozie życia, podaną tak bezpretensjonalnie, że jej efekt wzmaga się do niebezpiecznych rozmiarów. Ja po tej lekturze czułam się, jakbym zarobiła sporą pecyną zimowego błota w twarz. Jeśli lubicie tak intensywne spotkania z literaturą — polecam.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze