Krem ten, działający w parze z żelem do mycia twarzy z tej samej serii, miał być moim antidotum na problemy ze strefą T (przetłuszczająca się skóra, powstające od czasu do czasu wypryski). Jako że kończę już opakowanie, mogę się wypowiedzieć na temat jego działania.
Nakładam go zawsze rano, po umyciu twarzy żelem. Stosuję raczej tylko na czoło, nos i brodę, ale zdarzyło mi się kilka razy posmarować policzki (tam mam partię suchą, wrażliwą, naczynkową) i nie zauważyłam żadnych negatywów. Czy zapobiega powstawaniu wyprysków? Uważam, że nie. Czy pory są mniej widoczne? Z tym mogę się zgodzić. Co z matowieniem, na które czekałam najbardziej? Jeśli nie nakładam makijażu, skóra przetłuszcza się szybciej. Podkład hamuje nieco świecenie, ale obiecane "wiele godzin" to w moim przypadku (a dodam, że nie mam cery łojotokowej) to około 3 - 4. Jak na mój gust, mogłoby być lepiej... Choć na tle innych kremów matujących, które matowały tyle, co nic, nie jest aż tak tragicznie.
Krem wchłania się szybko, nie roluje się podczas nakładania podkładu. Nie tworzy tłustej warstwy. To poczytuję mu za plus. Konsystencję ma lekką. W białym kremie zanurzone są niebieskie kuleczki. Początkowo miałam pewne obawy z nimi związane, ale dają się one dobrze wsmarować w skórę. Całość jednak kojarzy mi się z proszkiem do prania z mikroperełkami. Wrażenie to potęguje zapach - mocny, chemiczny, ostry, niekobiecy. Nie odpowiada mi wcale.
50 ml kremu zamknięte jest w typowym dla marki słoiczku - białym, plastikowym, odpornym. Kosmetyk polecany jest od 20 roku życia.
Podsumowując, jak dla mnie, jest to kosmetyk średni. Plusy nie są w stanie zdominować odczuwanych przeze mnie niedogodności. Oczywiście jest to sprawa względna.
Producent | Soraya |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja twarzy |
Rodzaj | Kremy na dzień: matujące |
Przybliżona cena | 13.00 PLN |