Czytałam na tym i innych forach bardzo entuzjastyczne opinie na temat tuszów Deborah. No i zachęcona postanowiłam zaryzykować z Deborah.
Bardzo miłe opakowanie - w kolorze hematytu, porządnie się zakręca. Jedyny minus, że ze względu na formę podwójnego nieregularnego stożka - nie da się go postawić na stole podczas malowania, ale to drobny szczegół. Wybrałam dla siebie kolor 2 - brązowy, jak mleczna czekolada.
Pierwsze rozczarowanie to była szczoteczka - też stożkowata, zwężająca się z jednej strony, dość klasyczny "rozstaw" włosków i rzadki włos. Konsystencja samego tuszu wydawała się odpowiednia, kremowa. No cóż, tusz był świeży, słowem - nie kupiłam produktu podeschniętego czy przeterminowanego.
Malowałam się różnie - jednokrotnie, nakładałam parę warstw z przerwą i jedna po drugiej, obracałam szczoteczkę wokół jej osi. Efekt był w każdym wypadku mizerny. Zero efektu "volume", chyba, że miał się on przejawić w posklejanych "owadzich nóżkach". Poza tym (ale to już może być moja specyfika) po tuszu już po pierwszym kontakcie łzawiły mi oczy.
Po malowaniu w opcji "kilka warstw" rzęsy się podkręciły - ale moim zdaniem te kilka grubych warstw wyschło, woda odparowała i może stąd ten efekt. Nie wiem co miał na myśli producent pisząc na opakowaniu o formule push-up, bo nic na kształt push-up nie wystąpiło.
Bardzo żałuję zakupu. Z tym produktem lepiej dać sobie spokój.