Kiedy moja przyjaciółka dowiedziała się, że z ogromnym entuzjazmem kupuję wody do prasowania – wyśmiała mnie. Niestety smutna prawda jest taka, że kto raz powącha, raz spróbuje, będzie uzależniony do końca życia i stanie się ich mimowolnym kolekcjonerem.
Nie mam w zwyczaju wlewać żadnych płynów do żelazka – mimo że mam najlepsze, najnowocześniejsze – wiem, że płyn lubi gdzieś tam przeciec, przedostać się, zostawić osad i awaria murowana. Dlatego wolę niezależny spryskiwacz – w tej kwestii opakowanie wody spisuje się znakomicie – w zależności od siły nacisku może rozpylać drobną mgiełkę lub „sikać” strumieniem.
Woda ponoć również ułatwia prasowanie... Cóż, samo zmoczenie uporczywej koszuli ułatwia prasowanie, ale w preparacie jest coś więcej niż tylko zapach, bo gdy tkanina jest wilgotna czuć pod palcami niezbyt przyjemny poślizg (działa to również antystatycznie), który oczywiście znika po prasowaniu. Z tego też powodu nie polecam aromatyzowania tą wodą pomieszczeń a zwłaszcza spryskiwania koców czy dywanów. Warto też dodać, że wody nie plamią i nie odbarwiają tkanin.
Zapachy – jest ich wiele i są genialne, począwszy od klasycznych ziołowych, na podróżniczych kompozycjach kończąc. I tych ostatnich jestem właśnie wielką fanką. Mam w kolekcji Paris Paris (pachnącą trochę męsko drzewem sandałowym) i jedyny w swoim rodzaju Zanzibar (ta linia zapachowa nie doczekała się jeszcze kontynuacji w innych produktach) – niezwykła, chłodna mieszanka woni plaży, morza, ziemi i owoców cytrusowych.
To, czy zapach zostaje na ubraniach, w dużej mierze zależy od tkaniny, ale generalnie czuć go przede wszystkim podczas rozpylania, później jest śladowy i nie koliduje z perfumami.
Niezależnie od tego, co powiedzą moi bliscy, ja gorąco polecam te wody i na pewno kupię kolejne!
Producent | Pachnąca Szafa |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja ciała |
Rodzaj | Preparaty specjalne do ciała |
Przybliżona cena | 12.00 PLN |