Mam słabość do peelingów. Za najlepsze uważam te zawierające tzw. ziemię okrzemkową (solum diatomaea). Jest to drobniutki piasek, który tworzą pancerzyki diatomów (nawiasem mówiąc, fantastycznie wyglądające pod mikroskopem). Ich obecność w peelingu daje gwarancję bardzo intensywnego i głębokiego, ale jednocześnie delikatnego dla skóry ścierania. Podstawowy problem – niezwykle trudno taki peeling znaleźć.
Swój peeling kupiłam w salonie Yves Rocher bez specjalnego zwracania uwagi na skład. Przy pierwszym użyciu roztarłam go w palcach i z zaskoczeniem stwierdziłam, że są w nim moje kochane okrzemki! Lista składników na opakowaniu potwierdziła to!
Kosmetyk zamknięty jest w ładnej, 75 ml tubce z klapką. Konsystencja przypomina maseczki glinkowe. Formuła jest beztłuszczowa i być może właśnie to tak bardzo zwiększa wydajność – tu liczy się konkret (czyli drobinki) a nie spajająca baza. Podczas masażu twarzy peeling rozpuszcza się a pod palcami czuć tylko okrzemkowy piasek. Zapach – dla mnie zawsze będzie zapachem ziemi okrzemkowej – przypomina trochę zapach gliny wzbogacony kremowymi nutami.
Podstawowe zadanie tego specyfiku to głębokie oczyszczenie, celem jest przede wszystkim strefa T, ale nie jest obligatoryjne ograniczanie się tylko do niej. Peeling bardzo skutecznie odblokowuje pory, co pośrednio przyczynia się do matowania i przedłużenia świeżego wyglądu skóry. Usuwa martwe komórki - w praktyce przekłada się na likwidowanie przesuszonych placków czy łuszczących się skórek. Wygładza i wyrównuje koloryt cery lepiej niż niejedna maseczka.
Do cery tłustej, mieszanej i problemowej jest wprost genialny i myślę, że suchej czy wrażliwej także nie powinien zaszkodzić, jeśli po zabiegu skóra zostanie „nakarmiona” odpowiednim kremem. Gorąco polecam.
Producent | Yves Rocher |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja twarzy |
Rodzaj | Peelingi: klasyczne |
Przybliżona cena | 33.00 PLN |