Kiedy dziecko niszczy związek
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuNaukowcy z uniwersytetu w Denver przez 6 lat badali 218 par małżeńskich. Doszli do wniosku, że narodziny pierwszego dziecka narażają związek na poważne problemy. Aż 90 proc. badanych małżeństw przeżyło kryzys, gdy na świecie pojawiło się dziecko. Paradoksalnie największy wstrząs przeszli ci, którzy wcześniej byli wyjątkowo zgodni. Dlaczego?
Czekacie na swoje upragnione maleństwo, wyobrażacie sobie jak cudownie będzie, kiedy już się urodzi. Tymczasem, kiedy pojawia się na świecie, wasze życie przewraca się do góry nogami, a małżeństwo przeżywa kryzys.
Naukowcy z uniwersytetu w Denver przez 6 lat badali 218 par małżeńskich. Doszli do wniosku, że narodziny pierwszego dziecka narażają związek na poważne problemy. Aż 90 proc. badanych małżeństw przeżyło kryzys, gdy na świecie pojawiło się dziecko. Paradoksalnie największy wstrząs przeszli ci, którzy wcześniej byli wyjątkowo zgodni. Poza tym badacze zaobserwowali, że kryzys przeżyły również związki, w których dziecko urodziło się zaraz po ślubie, jak również ci, którzy przed ślubem mieszkali razem oraz mniej zamożni. Jak to można wytłumaczyć?
Dla kobiety pojawienie się dziecka oznacza spędzanie czasu głównie w domu, chociaż wcześniej była aktywna. To staje się tym trudniejszym doświadczeniem, im częściej partner wychodzi sam. Mężczyzna musi natomiast pogodzić się z tym, że schodzi na drugi plan. To powoduje, że partnerzy częściej się kłócą, oboje czują się odstawieni na boczny tor, zastanawiają się, czy jeszcze są dla siebie ważni. Jednocześnie naukowcy zaobserwowali, że jeśli małżonkom udało się przetrwać kryzys, to w dalszej perspektywie związek okazał się pełniejszy i trwalszy, w porównaniu do par bezdzietnych.
Ania (28 lat, Katowice, mama 4-letniej Julki):
— Nie planowaliśmy jeszcze dziecka, ale kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, bardzo się cieszyliśmy. Byliśmy razem od 5 lat, planowaliśmy ślub. Miałam 24 lata, kiedy urodziła się Julia, kończyłam studia. Karol (28 lat) pracował i mówił, że ze wszystkim sobie poradzimy.
Materialnie nie mamy na co narzekać. Dostaliśmy mieszkanie od moich rodziców, Karol zaczął pracę w kancelarii prawnej i już na starcie całkiem dobrze zarabiał. Ale emocjonalnie nie dorósł jeszcze do roli ojca. Zachowywał się, jakby nic się nie stało. Po pracy chodził z kolegami na piwo, a weekendy spędzał w klubach. Oboje prowadziliśmy bujne życie towarzyskie, ale teraz przecież mieliśmy dziecko. Jego nigdy nie było, a ja czułam się coraz bardziej samotna. Zaczynałam też być podejrzliwa, zastanawiałam się, czy nie podrywa kobiet w klubach, bo co robi w nich do rana. Próbowałam z nim o tym rozmawiać. Tłumaczył, że ciężko pracuje i potrzebuje od czasu do czasu zrelaksować się, że przecież nic złego się nie dzieje, że on zazdrości mi, że mam luz, mogę sobie czas spędzać w domu. Jaki luz? On nie miał pojęcia, ile pracy jest przy dziecku, bo nigdy tego nie robił. A ja czułam się starą, zmęczoną babą.
Julka miała pół roku. Nie wytrzymałam, powiedziałam, że skoro i tak nie spędza z nami czasu, to może się wynieść. Wyszedł. Przepłakałam dwa dni. Gdyby nie rodzice nie miałabym nawet z czego żyć. Po miesiącu zadzwonił, że wiele przemyślał, że chce żebyśmy porozmawiali. Ustaliliśmy, że wróci, ale albo wychodzimy razem, albo wcale, że nie może wracać nad ranem. On spędzał wieczory w domu, siadał przed telewizorem i nic nie mówił. Gdzie się podziały te intelektualne dysputy? Może jemu się wydawało, że jak kobieta zajmuje się dzieckiem, to przestaje myśleć o czymkolwiek innym niż pieluchy.
Rozstaliśmy się, to nie miało sensu. Myślę, że dziecko było egzaminem z dojrzałości, którego on nie zdał. Łatwo jest być ze sobą, kiedy nie ma się obowiązków, a życie jest nieustającą zabawą, ale nie o to przecież chodzi. Chcę być z partnerem, który będzie ze mną również wtedy, kiedy będzie trudno.
Karolina (32 lata, Warszawa, mama 3-letniego Michasia):
— Z mężem jesteśmy razem od 15 lat. Adam to miłość mojego życia. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby nie być go przy mnie. Znamy się od podszewki. Jesteśmy nie tylko rodziną i kochankami, ale przede wszystkim przyjaciółmi. Jego zdanie i rady są dla mnie najważniejsze i najcenniejsze. Nie pociesza, byle pocieszyć, ale zawsze chwilę pomyśli, zanim powie swoją opinię. Kiedy mną szargają emocje, on potrafi na sprawę spojrzeć z dystansem. Chyba tylko poza jedną sytuacją, która o mało nie doprowadziła nas do rozstania.
Dziecko nieoczekiwanie stało się punktem zapalnym naszego związku. Najpierw miałam problemy, żeby zajść w ciążę. Niemal od początku ciąży groziło mi poronienie. Całe 5 miesięcy przeleżałam w łóżku. Każdy kolejny dzień, tydzień i miesiąc był sukcesem. Michaś urodził się w 7 miesiącu ciąży. Miesiąc leżał w inkubatorze. Kiedy okazało się, że synek jest zdrowy i możemy iść do domu, byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Jednocześnie to był początek naszych problemów.
Dzisiaj wiem, że za bardzo skupiłam się na dziecku. Mąż przestał dla mnie istnieć. Już nie było czasu na długie rozmowy, bo Michaś często płakał. A jak miałam wolną chwilę, to marzyłam, żeby się zdrzemnąć. Czasami mąż chciał mi pomóc, wykąpać małego, ale ja uważałam, że zrobię to najlepiej. Kiedyś mi powiedział, że czasami żałuje, że mamy dziecko, bo czuje, że ono niszczy wszystko, co było między nami najcenniejsze, że nawet nie rozmawiamy już ze sobą, że gdyby pewnego dnia zniknął, to ja bym nawet tego nie zauważyła. To mnie otrzeźwiło.
Michaś miał wtedy pół roku, wreszcie wspólnie zaczęliśmy się nim zajmować. Od czasu do czasu proszę moją mamę, żeby się nim zajęła, bo chcemy z Adamem gdzieś razem wyjść, pobyć tylko we dwoje. Już wiem, że dziecku nic złego się nie stanie, kiedy na chwilę spuszczę go z oczu. I pomyśleć, że przez moją paranoję o mało nie straciłam najbliższą mi osobę.
Kamil (30 lat, Wałbrzych, tata rocznej Zosi):
— Kiedy patrzę na swoją żonę przed i po porodzie, to wydaje mi się, że są to dwie różne kobiety. Ciekawa świata, inteligentna kobieta, a potem monotematyczna i gderająca. Może za mało pomagam jej przy dziecku, nawet nie dlatego, że pracuję, ale to Magda rządzi w domu. Chciałbym, żeby mi czasami spokojnie powiedziała: wykąp małą albo uśpij. A ona od razu wrzeszczy, że nie interesuję się dzieckiem. Ja po prostu nie wiem, co mam robić. Czasami chciałbym tak jak kiedyś pogadać z nią nie tylko o córeczce, ale cały jej świat obraca się wokół dziecka. Odkąd córeczka pojawiała się na świecie, prawie przestaliśmy ze sobą sypiać, bo ona ciągle mówi, że jest zmęczona. Brakuje mi bliskości i seksu. Na razie czekam, może dziecko podrośnie i moja żona zobaczy, że ja również istnieję. Czasami jednak myślę, że ona potrzebuje mnie tylko do tego, żebym zarabiał pieniądze.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze