„Droga do wyzwolenia. Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary”, Lawrence Wright
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuKsiążkę „Droga do wyzwolenia” polecam nie tylko czytelnikom zainteresowanym scjentologią. Bo jej autor świetnie opisał również mechanizmy funkcjonowania sekt jako takich; „instytucji”, które do perfekcji opanowały mechanizmy zdobywania nowych członków.
Tom Cruise, John Travolta, Priscilla Presley, Kristie Alley – jaki element, oprócz aktorstwa, łączy tych ludzi? Otóż wszyscy należą do Kościoła Scjentologicznego – tajemniczej instytucji, która oddziały ma prawie na całym świecie. A swoim wyznawcom obiecuje klucz do sekretów wszechświata i ludzkiego umysłu (wliczając w to sposoby na zdobycie trywialnego, lecz jakże pożądanego bogactwa). Nic więc dziwnego, że członkami sekty są np. ludzie Hollywood, związani przecież z kapryśnym i nieprzewidywalnym show-businessem. To o nich między innymi pisze Lawrence Wright – autor doskonałej książki, będącej precyzyjną, bogatą w źródła analizą fenomenu scjentologii. Co ciekawe, „Droga do wyzwolenia. Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary” to propozycja nie tylko dla osób zainteresowanych scjentologią. Wright podejmuje się wyjątkowo trudnego zadania: próby zrozumienia tego, czym jest wiara jako mechanizm, który z człowieka do granic racjonalnego może (chociaż nie musi!) uczynić istotę wierzącą w zabobony, zdolną do porzucenia rodziny, bliskich i przyjaciół w imię pokrętnej idei obiecującej natychmiastowe zbawienie i wieczną szczęśliwość. Czy możemy zaufać Wrightowi? Szybki rzut oka na jego dorobek twórczy rozwieje wszelkie wątpliwości. Wright był wykładowcą Amerykańskiego Uniwersytetu w Kairze, pracował jako dziennikarz w prestiżowym „New Yorkerze”, napisał osiem książek z dziedziny literatury faktu. To także laureat Nagrody Pulitzera, Nagrody „The Los Angeles Times” oraz Nagrody Dziennikarskiej im. Helen Bernstein, przyznawanej przez Nowojorską Bibliotekę Publiczną. Czy Wright zasłużył na te wyróżnienia? Z całą pewnością tak. Kiedy sięgniemy po „Drogę do wyzwolenia” przekonamy się, że ktoś, kto z taką lekkością i erudycją pisze o sprawach istotnych, nie może być amatorem.
Jednym z bohaterów książki Lawrence'a Wrighta jest 21-letni Paul Higgins. Młodego mężczyznę poznajemy w chwili, gdy na ulicy podchodzi do niego nieznajomy „długowłosy chłopak o przenikliwym spojrzeniu” i wręcza mu dzieło L. Rona Hubbarda „Dianetyka. Współczesna nauka o zdrowiu umysłowym” (L. Ron Hubbard to założyciel Kościoła Scjentologicznego). Po przyjściu do domu Paul zabiera się za lekturę książki, stopniowo wkraczając w arkana wiedzy o samodoskonaleniu człowiek. Higgins jest ateistą, więc ma w sobie dystans do wszelkiej maści systemów religijnych. Ale książka scjentologiczna przypada mu do gustu. Jest w niej bowiem to, co Paula przekonuje: połączenie refleksji o człowieku z badaniami naukowymi („pseudonaukowymi”, jak stwierdzi później Laurence Wright). Higgins wybiera się więc na spotkanie z wyznawcami scjentologii, bierze udział w tzw. audytowaniu, czyli „lokalizacji i usuwaniu powstałych w umyśle blokad, uniemożliwiających swobodny przepływ energii” i stopniowo wspina się po szczeblach „kariery” w kościele scjentologicznym. A że znajomi z kościoła pomagają mu w znalezieniu pracy scenarzysty filmowego (Paul zawsze marzył, by pisać), mężczyzna zaczyna wierzyć w mistyczne moce, w cywilizacje pozaziemskie i interwencje obcych.
Według Lawrence'a Wrighta „droga”, jaką przechodzi Paul Higgins, jest dokładnie określona i odpowiada programowi rekrutacyjnemu scjentologów. Czteroetapowa „procedura upowszechnienia” polega na „nawiązaniu kontaktu”, „przełamaniu niechęci” do scjentologii, „znalezieniu ruiny”, czyli identyfikacji problemu najbardziej doskwierającego rekrutowanej osobie i – na koniec – przekonaniu przyszłego scjentologa, że kościół jest w stanie rozwiązać wszystkie jego problemy. Przez taką procedurę przechodzi każdy kandydat. Oczywiście kościół wprowadza pewne niuanse, bo w przypadku sław Hollywood metody muszą być bardziej wyrafinowane. Ich punktem wspólnym jest jednak przekonanie przyszłego wyznawcy, że scjentologia jest nie tylko sposobem na trudności życiowe, ale i źródłem sukcesów zawodowych, finansowych i osobistych. To dlatego dziś kościół scjentologiczny dysponuje budżetem około miliarda dolarów – pisze Lawrence Wright. Posiada przy tym na całym świecie nieruchomości o łącznej powierzchni ponad miliona metrów kwadratowych (w najbardziej ekskluzywnych centrach wielkich miast), a ponad 8 milionów ludzi wspiera go finansowo. I nie byłoby – ostatecznie – nic w tym złego, gdyby nie mnóstwo kontrowersji związanych ze scjentologami. Wyznawcy kościoła podlegają np. ciągłej kontroli i są zmuszani do ograniczania kontaktów z osobami spoza kościoła (przede wszystkim z tymi, którzy mają zastrzeżenia wobec scjentologii). A kandydaci muszą podpisać umowę, w której deklarują pełne oddanie sekcie przez miliard lat!
Książkę „Droga do wyzwolenia” polecam nie tylko czytelnikom zainteresowanym scjentologią. Bo jej autor świetnie opisał również mechanizmy funkcjonowania sekt jako takich; „instytucji”, które do perfekcji opanowały mechanizmy zdobywania nowych członków. Może więc Lawrence Wright przemówi komuś do rozsądku?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze