„Wrota do piekieł”, Sam Raimi
DOROTA SMELA • dawno temuHorror retro, który wskrzesza oldskulowe chwyty estetyczne w rodzaju seansu spirytystycznego i rogatego demona. Główny smaczek to finezyjne mieszanie grozy z groteską. Reżyser kultowego dyptyku grozy Martwe zło daje nam film w klimacie lat 80. W jednym momencie dzieją się tu rzeczy przerażające, a w następnym groteskowe, jak np. atak kuchennej ścierki czy zwymiotowanie kota.
Sam Raimi odzyskał skradzioną przez hollywoodzkie wytwórnie duszę i znów kręci po swojemu. Po przygodach z wysokobudżetowymi ekranizacjami komiksów o Spidermanie, reżyser kultowego dyptyku grozy Martwe zło daje nam film w klimacie lat 80., kiedy to zaczynał swoją karierę.
Urzędniczka bankowa zmaga się z seksizmem i męską konkurencją w miejscu pracy. Christine Brown to wrażliwa dziewczyna, która po godzinach opiekuje się bezdomnymi szczeniaczkami. W banku jednak podobne czułostki mogą przeszkodzić jej w drodze do awansu, dlatego kiedy wiekowa pani Ganush prosi o kolejną prolongatę spłaty hipoteki, Christine musi odmówić.
Upokorzona stara Cyganka okazuje się potężną czarownicą i rzuca na dziewczynę klątwę. Ta początkowo nic sobie z tego nie robi, podbudowana racjonalizmem swojego partnera. Wkrótce jednak nie może już dłużej ignorować nadprzyrodzonych fenomenów, które uprzykrzają jej życie. Zasięga porady jasnowidza, który uświadamia jej powagę sytuacji. Ma trzy dni, by poradzić sobie z demonem, w przeciwnym razie będzie na zawsze potępiona.
Oto opowieść w sam raz dla moralnym absolutystów — jeden błąd, zły uczynek popełniony w afekcie, pod wpływem presji otoczenia nie daje się odwrócić ani wymazać. Śliczna i niekoniecznie taka zła blondynka ma być skazana na tortury rodem z płócien Hieronima Boscha.
Ciekawe jednocześnie, że ów zły uczynek to — jakże aktualna w czasach finansowego kryzysu — nieczułość silnego na problemy słabszych, brak dobrej woli, odmowa udzielenia pomocy będącemu w potrzebie. Czyż wielu z nas nie spotyka się z takim grzechem na co dzień, starając się o pracę, kredyt, pożyczkę czy właśnie odroczenie spłaty długu?
Sam Raimi snuje historię o zbrodni i karze czasów krachu gospodarczego. I wiele wskazuje na to, że jest to pełna metafor krytyka ery globalizmu i dominacji ponadpaństwowych instytucji finansowych. Ale także starej kapitalistycznej epoki, która wykorzystane i zepchnięte na margines mniejszości (patrz potomkowie niewolników, ludów podbitych czy imigranci z krajów byłych kolonii, które symbolizuje pani Ganush) szantażuje odebraniem przywilejów, pomocy, pożyczonych pieniędzy itd. I co te ludy robią?
Najpierw błagają, a potem, nie mając już nic do stracenia, przystępują do barbarzyńskiej szarży — kłania się problem terroryzmu. Wrota byłyby więc bajką o podłości racjonalnego, bezideowego, bezwyznaniowego patriarchalnego Zachodu i o zemście oddającego się pierwotnym kultom Trzeciego Świata.
Przy całym bogactwie tropów interpretacyjnym film pozostaje jednak przede wszystkim horrorem. I to nie byle jakim, bo horrorem retro, który wskrzesza oldskulowe chwyty estetyczne w rodzaju seansu spirytystycznego i rogatego demona. Ale główny smaczek to finezyjne mieszanie grozy z groteską i slapstickiem, coś, na czym Raimi zna się najlepiej (fani drugiej części Martwego zła zapewne potwierdzą).
Nikogo więc nie powinien dziwić fakt, że w jednym momencie dzieją się tu rzeczy przerażające (wszystkie sceny z udziałem pani Ganush), a w następnym groteskowe, jak np. atak kuchennej ścierki czy zwymiotowanie kota. Szkoda tylko, że tak świetna aktorka jak Alison Lohman (Gdzie leży prawda, Biały oleander) pozostaje tu niejako w tle fabularnych twistów i efektów specjalnych. Film jest krótki i urywa się niespodziewanie, pozostawiając furtkę dla kontynuacji. Czyżby Raimi szykował kolejną serię? Wiadomo na pewno, że kręci następne części Zła. I chyba dobrze — potrzebne jest jakieś antidotum na przygnębiające filmy z nurtu torture porn.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze