„Narzeczony mimo woli”, Anne Fletcher
DOROTA SMELA • dawno temuTypowy produkt z gatunku komedii romantycznej. Niezobowiązująca propozycja na długie deszczowe wieczory, których tego lata raczej nie zabraknie. Bullock gra z dużym wdziękiem. Razem z Reynoldsem sprawdza się jako ekranowa para. Do tego mamy wielofunkcyjną rolę Oscara Nuneza i kolejne sympatyczne wcielenie seniorki Betty White.
Typowy produkt z gatunku komedii romantycznej. Kanadyjka Margaret Tate pracuje na kierowniczym stanowisku w jednym z największych i najbardziej prestiżowych wydawnictw w USA. Sukcesy w pracy zawdzięcza swojej nieugiętej postawie pracoholiczki i brakowi życia prywatnego. I jeszcze katorżniczej pracy swojego asystenta Andrew Paxtona — ambitnego młodzieńca, który codziennie przełyka własną dumę i manię wielkości swojej szefowej w nadziei na literacki debiut pod skrzydłami wydawnictwa. Tymczasem Margaret, która dotąd spijała śmietankę, grozi deportacja z powodu wygaśnięcia służbowej wizy. Surowe przepisy imigracyjne mogą pokrzyżować jej błyskotliwą karierę, chyba że szybko zdobędzie amerykańskie obywatelstwo.
Margaret nie medytuje nad problemem zbyt długo; trudne sprawy zawsze spychała na swojego pomocnika i teraz po prostu rozkazuje mu się z nią ożenić. Zrozpaczony, ale wciąż zdesperowany Andrew nie ma wyjścia. Oboje muszą jednak przekonać podejrzliwego służbistę z urzędu imigracyjnego, że ich uczucie nie jest czysto papierkowe. W tym celu udają się na weekend do rodzinnej posiadłości Andrew na Alasce, gdzie chłopak będzie musiał zakomunikować swoim bliskim, że ta jędza, jego szefowa, wkrótce stanie się jedną z nich.
Choć to zaledwie zawiązanie akcji, nietrudno domyślić się jej finału — wszak przymiotnik "romantyczny" pełni zasadniczą funkcję w klasyfikacji gatunkowej Narzeczonego… i całkowicie determinuje przebieg fabularnych perypetii. A te — wiadomo — muszą wieść nas przez góry i dołki, ostatecznie usunąwszy wszelkie kłody z drogi uczuciu głównych bohaterów, by mogli oni żyć długo i szczęśliwie. W końcu mówi się, że kto się czubi, ten się lubi. I mimo iż porzekadło to nie stosuje się do większości życiowych sytuacji (włącznie z konfliktem palestyńsko-izraelskim), w bajkowych scenariuszach zastępuje psychologię.
No dobrze, ale trzeba oddać też Narzeczonemu… honor w kilku sprawach. Owszem, jest to danie dla tych, którzy w restauracji zawsze zamawiają "to co zwykle". Ale obok przepisu ważne jest też wykonanie i sposób podania. A te akurat wypadają in plus. Bullock gra z dużym wdziękiem zarówno naburmuszoną szefową a la Diabeł ubiera się u Prady, jak i wrażliwą kobietę po przejściach. Mimo iż nie jestem fanką urody Reynoldsa (aktora o twarzy przypominającej maskę), tych dwoje zdecydowanie sprawdza się jako ekranowa para. Jest tu też kilka innych smaczków — wielofunkcyjna rola Oscara Nuneza czy kolejne sympatyczne wcielenie seniorki Betty White, które pozwalają przetrwać chwile gatunkowej sztampy. Niezobowiązująca propozycja na długie deszczowe wieczory, których tego lata raczej nie zabraknie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze