Kościół i kobiety! Odwieczny konflikt?
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuLudzie władzy od dawna wykorzystywali naszą potrzebę religijności, mówiąc nam, kto lub co jest źródłem zła. Tak się składa, że często była nim kobieta!
Czy zastanawialiście się kiedykolwiek nad znaczeniem słowa „religia”? Otóż, zgodnie z definicją słownikową, „religare” (od którego pochodzi „religia”) znaczy „ponownie związywać”, czyli przywracać utraconą jedność z Bogiem, wszechświatem, Absolutem. I tak właśnie jest: religia mówi nam o celach ostatecznych, ucząc, jak właściwie żyć i postępować, by otrzymać później nagrodę, czyli życie wieczne. Krytycy religijności twierdzą, że religia odciąga naszą uwagę od tego, co dzieje się w naszym życiu tu i teraz. Ale nie byłoby z tym problemu, gdyby w naszej drodze do zbawienia naprawdę zależałoby nam na dobru drugiego człowieka. A tak przecież nie jest! Ludzie władzy od dawna wykorzystywali naszą potrzebę religijności, mówiąc nam, kto lub co jest źródłem zła. Tak się składa, że często była nim kobieta!
Kobiety nie powinny się śmiać!
Dziś ten stan rzeczy nie uległ zmianie. Widać to szczególnie wtedy, gdy ludzie polityki i religii (a nie prawdziwej wiary) mówią, jaka powinna być współczesna kobieta. Ostatnio opinię publiczną w Polsce bulwersują zachowania lekarzy, którzy przedkładają wolność sumienia nad prawa pacjentki (teraz ktoś chce, by nauczyciele podpisywali deklarację wiary, przysięgając, że będą przekazywać uczniom jedną słuszną wiedzę o człowieku i świecie). W Turcji wicepremier Bulent Arinc, zastanawiając się, w jaki sposób rozwiązać problem rzekomej moralnej degeneracji w Turcji, sugeruje kobietom, by nie śmiały się w przestrzeni publicznej. Kobiety mają być ostoją domowego ogniska, rodzić dzieci (najlepiej w nieograniczonej ilości), być usłużne wobec męża i kapłanów, a przede wszystkim ściśle kontrolować swoją seksualność, by była ona (wyłącznie) odpowiedzią na potrzeby małżonka. Bo rodzina jest święta, więc nie można o niej krytycznie dyskutować, nawet wtedy, gdy dzieje się z nią coś złego. A gender? To zło wcielone – teoria, która miesza ludziom w głowach, odbiera im chęć do pełnienia ról społecznych uświęconych przez tradycję. A wszystko to sprawia, że ludzie odchodzą z Kościoła. Teolożka Zuzanna Radzik twierdzi:
Ten proces często dotyczy młodych kobiet. Wchodzą w związki, rodzą dzieci – i stają choćby przed dylematami związanymi z antykoncepcją. Wiele z nich bez wahania jej używa, ale wtedy stają przed problemem, co robić w trakcie spowiedzi. Kłamać przez następne trzydzieści lat, aż menopauza je z tego wyzwoli?
Ktoś powie, że takie zasady obowiązują od zarania dziejów i nie ma co polemizować np. z tym, że kobiety powinny nosić szczelne nakrycia na głowach. W ten sposób są przecież chronione przed wścibskimi spojrzeniami mężczyzn. Kiedyś po ceremonii zaślubin ortodoksyjne Żydówki goliły głowy, a dziś chowają je pod peruki, aby sygnalizować innym mężczyznom, że są już zajęte. Tak było, jest i będzie! A że kobiety mogą się z tym źle czuć, co to nas – mężczyzn – obchodzi! Oczywiście, w każdej religii znajdziemy zakazy i nakazy dotyczące także panów, ale – rzecz charakterystyczna – w przypadku mężczyzn, od urodzenia przeznaczonych do dominacji i podboju świata, religijne nakazy mają za zadanie temperować naturalną złość, energię i waleczność (co by to było, gdyby każdy facet, niezadowolony ze swojego sąsiada, chwytał za nóż albo pistolet). W przypadku kobiet religijne zakazy mają ograniczać seksualność i prowadzić do uległości.
Maria Magdalena – żona Jezusa
Swojego czasu w ręce naukowców wpadł papirus z połowy IV wieku naszej ery, w którym Jezus mówi o Marii Magdalenie „moja żona”. Motyw ten pojawia się również w słynnej książce „Święty Graal. Święta Krew” Michaela Baigenta, Richarda Leigha i Henry'ego Lincolna, w której autorzy przekonują, że słynnym „kielichem”, do którego zebrano krew Chrystusa, była Maria Magdalena. I to ona urodziła Chrystusowi dzieci, które zapoczątkowały we Francji królewski ród Merowingów. Hugh Montefiore, biskup Birmingham, po ukazaniu się książki stwierdził: „Amatorszczyzna, ignorancja, absurd”. Trudno jest rozstrzygnąć, czy autorzy książki mieli rację. Ważne jest jednak to, że znów spór dotyczy kobiety, która jakoś nie pasuje do określonego wizerunku życia Chrystusa. A jak wyglądało ono naprawdę? O oficjalną wersją zadbał już cesarz Konstantyn – inicjator działań, które doprowadziły do powstania w 325 roku tzw. Credo Nicejskiego, ustalającego jedyny słuszny model wiary. Kościół „zajął się” również heretyckimi ruchami religijnymi z I i II wieku naszej ery, które propagowały niewygodną dla ustalonych dogmatów wiarę. To m. in. gnostycy byli autorami rękopisów z Nag Hammadi, odnalezionych w 1951 roku w Egipcie. Są wśród nich apokryficzne ewangelie (m. in. Ewangelia Prawdy, Ewangelia Tomasza, Ewangelia Filipa i Księga Tomasza), które nie wpisują się w oficjalny nurt nauczania Kościoła. Tu nie może być żadnych odstępstw.
Jeśli Kościół stwierdził, że dzieci nieochrzczone idą po śmierci do tzw. otchłani (limbus), będącej częścią piekła, a nie czyśćca, to chyba rzeczywiście tak jest! (Tylko skąd to wiedzą?) A jeśli ksiądz na ambonie powie, że życie ludzkie jest bezcenne, a prof. Chazan to człowiek bez winy, to powinniśmy w to bezkrytycznie wierzyć? Ksiądz Józef Kloch, rzecznik episkopatu, w rozmowie z Jarosławem Kuźniarem na antenie TVN24 porównał prof. Chazana do żołnierza, który odmawia wykonania rozkazu strzelania do górników. Cóż, jeśli osoba duchowna pozwala sobie na postawienie znaku równości między ratowaniem życia kobiety a strzelaniem do niewinnych osób, to trudno w tej sytuacji znaleźć nić porozumienia.
Rozdział państwa i Kościoła
Jeśli ktoś deklaruje przynależność do Kościoła, to nie powinien mieć nic przeciwko zakazowi współżycia przedmałżeńskiego, stosowaniu naturalnych metod regulowania płodności itp. Ale jeśli próbujemy do jednego worka wrzucić wszystkich Polaków i powiedzieć im, jak mają żyć, to jest to rzecz moralnie podejrzana. Przypomnijmy istotny fragment Konstytucji RP (Rozdział I, art. 25):
Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym. Stosunki między państwem a Kościołami i innymi związkami wyznaniowymi są kształtowane na zasadach poszanowania ich autonomii oraz wzajemnej niezależności każdego w swoim zakresie, jak również współdziałania dla dobra człowieka i dobra wspólnego.
Czy ktoś o tym jeszcze pamięta?
Ale i instytucja państwa nie jest bez winy, skoro w Polsce, według tzw. Ustawy zasadniczej małżeństwo to
związek kobiety i mężczyzny (…) a rodzina, macierzyństwo, rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej.
Zawsze, kiedy słyszę, że na Zachodzie prawo jest tolerancyjne, że pozwala na małżeństwa gejów i lesbijek i nie ingeruje w intymne życie swoich obywateli, zastanawiam się, dlaczego Polacy na to nie zasługują. A może jesteśmy gorsi?
Musimy ze sobą rozmawiać
Zdecydowanie opowiadam się za dialogiem społecznym, za debatami, w których wezmą udział środowiska feministyczne, politycy, duchowni i lekarze. Chyba że Kościół chce za kilka lub kilkanaście lat doprowadzić do sytuacji, kiedy na niedzielne msze będzie przychodziła garstka ludzi? Jak pisze tygodnik „Wprost”,
według obliczeń za 2013 rok liczba uczestników mszy świętych (dominicantes) maleje i jest to kontynuacja wieloletniego trendu. W 2013 roku dominicantes dla całej Polski wyniosło 39,1 proc., a communicantes 16,3 proc. Od średniej krajowej zdecydowanie odstają wyniki archidiecezji częstochowskiej. Dominicantes wyniosło w tej części Polski 34,8 proc., a communicantes 14 proc. To najgorszy wynik w Polsce.
Może więc Kościół próbuje siłą wprowadzić religijne status quo, obawiając się, że już wkrótce nie będzie do kogo mówić?
Świat pędzi do przodu. Klasyczne role społeczne ulegają zmianie. Kościół musi o tym pamiętać, jeśli nie chce być tylko srogim strażnikiem moralności. Poza tym kapłani muszą mieć świadomość, że ludzie chcą dyskutować o wszystkim, więc odcinanie się od dialogu to samobójczy cios. A jeśli za kilka lat pojawią się w Sejmie politycy, którzy nie będą chcieli odwiedzać toruńskiej telewizji, duchowieństwo straci wszelki wpływ na życie elit władzy. Jestem więc za dialogiem, porozumieniem, a nie za bezsensownymi argumentami, skierowanymi do ludzi, którzy nie potrafią albo nie chcą myśleć.
Źródło informacji: wprost.pl, tokfm.pl, krytykapolityczna.pl, wiadomosci.wp.pl, sejm.gov.pl, racjonalista.pl, wikipedia.org
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze