Dziewczyny do wynajęcia
ANNA PAŁASZ • dawno temuW marketach namawiają do zakupu określonych produktów. Podczas pokazów i targów paradują w kusych strojach i zagadują gości. Pojawiają się w klubach, by uatrakcyjnić imprezę, a przy okazji reklamować alkohol. Hostessy. Jak naprawdę wygląda ich praca?
Zgrabna na masce
Alicja (21 lat, studentka z Warszawy) dorabia jako hostessa na pokazach motoryzacyjnych. Nie jest to praca łatwa – kilka godzin spędzonych w kusym stroju, na wysokich obcasach. Nie wspominając o tłumach napalonych i często niezbyt wysokiej kultury facetach obserwujących każdy jej ruch.
— Na początku wstydziłam się. Często jest tak, że dostajemy jakieś kuse spodenki i kawałek materiału imitujący top, trzeba się w to wcisnąć i prężyć na masce samochodu albo wypinać na motorze. Nie jest łatwo, nie jest też przyjemnie – ludzie mają tendencję do komentowania naszej obecności, osądzania stylu życia, rzucania epitetów. Faceci nagrywają nas, robią setki zdjęć, potem musimy to oglądać w Internecie, gdzie pojawia się jeszcze więcej niezbyt miłych komentarzy. Mimo wszystko lubię tę pracę, nie przekraczam granic moralności, to tylko pewnego rodzaju show. Mam ładnie wyglądać i tyle, nie jest to praca moich marzeń, ale przynosi konkretny stały dochód. Minusem są dojazdy – nie zawsze pracujemy na miejscu, bywa że trzeba dojechać, nie każdy zleceniodawca gwarantuje transport, bywają problemy z noclegiem, coś jest niedogadane. Czasami są nerwy i w ostatniej chwili okazuje się, że zapłacą nam mniej bądź musimy dłużej zostać. Cóż, praca jak praca, nie zawsze jest różowo.
Wysokie obcasy, niskie zarobki
Marta (18 lat, licealistka z Gdańska) od trzech lat pracuje jako hostessa. Póki co jest to niezbyt dochodowe promowanie towarów w marketach. Marta jest już znudzona wciskaniem ludziom jogurtów, ale na razie na nic innego nie może liczyć.
— Nie jest to praca moich marzeń. Dopóki jednak się uczę i dysponuję jedynie weekendami, nie mam większego wyboru. Chciałam udzielać korepetycji, ale nie jestem zbyt wiarygodna jako licealistka. Poza tym, nie czuję się pewnie w żadnym z przedmiotów. Praca hostessy pozwala mi zarobić na swoje wydatki, może bez szaleństw, ale też nie muszę się aż tak napracować. Fakt, to nudna robota, w dodatku ludzie potrafią doprowadzać mnie do szału. Niektórym się wydaje, że stoję tam po to, by wskazywać im, na której półce co leży. Albo żeby im podawać towary! Staram się być uprzejma, uśmiechać się mimo zmęczenia. Stawki nie są złe, ale stanie kilka godzin w niewygodnych butach albo dziwacznym stroju potrafi zmęczyć, również psychicznie.
Ciężkie życie ambasadorki
Anna (23 lata, studentka z Warszawy) awansowała z hostessy na ambasadorkę. Razem z kilkoma innymi dziewczynami uświetniają imprezy, przy okazji reklamując alkohol. Zarabia sporo, jednak nie miewa wolnych weekendów.
— To nie jest tak, że jedziemy do klubu w danym mieście imprezować. To znaczy, tańczymy i rozmawiamy z gośćmi, ale musimy pamiętać, że jesteśmy w pracy i reklamujemy dany alkohol. Mamy namawiać ludzi, żeby zamawiali drinki, upewnić się, że zapamiętają, jaką markę promujemy. Ta praca jest dość męcząca – najpierw spędzamy kilka godzin w busie, jadąc do danego miasta, potem trzeba się przygotować, wcisnąć w sukienkę, obcasy i całą noc kursować między ludźmi. Często są to imprezy zamknięte z udziałem sławnych i bogatych, którym się wydaje, że jesteśmy dziewczynami do towarzystwa. Bywa nieprzyjemnie. Chociaż szef zapewnia, że w razie naruszenia naszej prywatności mamy prawo interweniować u ochrony, zwykle kończy się na darmowym drinku dla „pokrzywdzonego”, a nagabywana dziewczyna popada w niełaskę. Mamy gości zabawiać a nie stresować, prawda? Kiedy ktoś składa mi dziwne propozycje, obracam to w żart i w porę się dystansuję, zanim gość się rozochoci i źle zinterpretuje moje zachowanie. To wcale nie jest łatwa praca, weekendy mam wyjęte z życia, zastanawiam się powoli nad odejściem, bo jednak nie daję rady łączyć pracy ze studiami, po weekendzie jestem zbyt zmęczona by się uczyć, myślę tylko o tym, gdzie musimy się stawić w piątek i ile godzin spędzę na nogach.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze