Siostra – wróg czy przyjaciel?
AGNIESZKA RACHWAŁ • dawno temuKiedy się rodziła, pewnie jeździłaś na rowerze po podwórku, ścigając się z chłopakami, albo bawiłaś się lalkami z koleżanką. Pewnie pamiętasz jak do domu wrócili rodzice z jakimś zakutanym w koronki różowym tobołkiem. Powoli zaczęłaś zdawać sobie sprawę, że coś się w twoim życiu zmieniło, bo oto pojawiła się w nim młodsza siostra.
Kiedy się rodziła, pewnie jeździłaś na rowerze po podwórku, ścigając się z chłopakami, albo bawiłaś się lalkami z koleżanką. Może też nerwowo rozglądałaś się za mamą, która trafiła na porodówkę. Pewnie pamiętasz też moment, kiedy zostałaś oderwana od zabawy, bo do domu wrócili rodzice z jakimś zakutanym w koronki różowym tobołkiem. Powoli zaczęłaś zdawać sobie sprawę, że coś się w twoim życiu zmieniło, bo oto pojawiła się w nim młodsza siostra.
Można by pomyśleć, że całe to zamieszanie z siostrami, a może ogólniej – z rodzeństwem – rozbija się po prostu o zazdrość dotyczącą rodziców. O to, że nagle przestajemy być ośrodkiem zainteresowania cioć, wujków oraz babć, krewnych i znajomych, a centrum wszechświata osób, które kochamy najbardziej, przesuwa się w inną, głośno wrzeszczącą stronę. Nagle zaczynamy mieć więcej obowiązków i czegoś się ciągle od nas oczekuje. Z dnia na dzień nie możemy być już malutkimi dziećmi, bo z tego przywileju odarło nas młodsze rodzeństwo.
Rzeczywiście, gdy słucham opowieści o relacjach z siostrami i braćmi, często pojawia się kwestia zazdrości, urazy, żalu o „skradzione” uczucie rodziców. Młodsze rodzeństwo zazdrości starszemu tego, że jest bardziej niezależne i że rodzice mu bardziej ufają. Starsze natomiast widzi, że młodszemu się więcej wybacza, na więcej spraw przymyka się oko, a rodzice nie popełniają na nim tych samych błędów – Ja dostałam za rysowanie po ścianie burę, a dla niej przeznaczono nawet cały kawałek podłogi, żeby mogła robić, co chce. I jeszcze zostało to pochwalone! - pisze na forum Madzia. Oczywiście to wszystko są uogólnienia, w praktyce relacja ta zazwyczaj przybiera indywidualny charakter. Jednak w przypadku sióstr można zauważyć pewne powtarzalne cechy charakteryzujące ich wzajemne relacje. Pojawiające się między nimi nierzadko negatywne uczucia wynikają niekoniecznie z zazdrości o rodziców i o sposób wychowania (choć z pewnością nie można tego wpływu zanegować) a na przykład z tego, że ta młodsza została obdarzona przez naturę większą urodą lub inteligencją i ma zdecydowanie łatwiejszy start.
Czy jest możliwa przyjaźń między siostrami? Czy można przezwyciężyć wzajemną zazdrość i kompleksy? Wierzę, że tak. W końcu, jak to się mówi „krew nie woda”. By odkryć, jak fantastyczne jest mieć rodzeństwo, trzeba wiele przejść. Obserwując relację z własną siostrą oraz to, jak wyglądały stosunki moich koleżanek z ich siostrami, zauważyłam pewną powtarzającą się historię wzajemnego niezrozumienia i zawiści. Uczucia z regularnością sinusoidy zamieniały się to w miłość, to w topór wojenny.
Kilkuletnia dziewczynka odczuwa dumę, mogąc uczestniczyć w zmienianiu pieluszek, kąpaniu, usypianiu i przebierania małego człowieczka, który przypomina lalki, choć jest zdecydowanie bardziej ruchliwy i hałaśliwy. Z czasem jednak te wciąż powtarzające się czynności zaczynają być nużące, a konieczność wychodzenia na spacer z niemowlakiem, bez możliwości wdrapania się na drzewo czy zawiśnięcia swobodnie na trzepaku głową w dół, wręcz nieznośne. Siostra staje się coraz większym obciążeniem, tym bardziej że mały berbeć zaczyna rosnąć, rozwijać się, chodzić do szkoły, mieć własne zdanie i styl. I w końcu wyrasta pod nosem starszej siostry na interesujące, urodziwe i zdecydowanie przyciągające płeć przeciwną dziewczę…
Na samym początku ten „problem” z młodszą siostrą bywa niezauważalny. Kiedy zaczyna się rozwijać, starsza często bierze sprawy w swoje ręce i zaczyna wychowywać narybek na własną modłę – podsuwa książki, muzykę, sposób ubierania się, wyśmiewa się z tego, że lubi jakiś boysband i nosi obciachowe koszulki. Odczuwa przy tym satysfakcję z tego, że mała zaczyna szukać u niej akceptacji - to daje poczucie władzy i swego rodzaju wyższość. Z czasem jednak, pod wpływem tych „nauk”, pojawia się w domu młoda, silna kobieta, która wie jak się ubrać, czego słuchać i jak sobie radzić w sytuacjach, z którymi starsza uczyła się radzić o wiele dłużej. Młodsza otrzymuje w ten sposób „start” w dojrzewanie na talerzu. Przepis na życie, który ta starsza musiała sobie wyrabiać sama, bez niczyjej pomocy. A w dodatku ta młodsza jest śliczna i wszystko, czego się nauczyła, może sobie swobodnie udoskonalać i, co gorsza, przychodzi jej to z łatwością. Cegiełka po cegiełce zaczyna rosnąć między siostrami mur, objawiający się tym, że zanika wpływ starszej na młodszą. Coraz rzadsze są między nimi rozmowy i pogłębia się zazdrość. Starsza dyskredytuje wszystko, czego się młodsza dotknie.
Konflikt ten przybiera różne postacie. Skrajnie może dochodzić między rodzeństwem do rękoczynów, podkradania rzeczy osobistych. Czasem jest inaczej – konflikt jest ukryty i objawia się cichą rywalizacją o oceny czy chłopaków. Bywa i tak, że siostry rozmawiają ze sobą, ba, nawet zwierzają się sobie, ale ten niewypowiedziany miecz Damoklesa gdzieś ponad nimi niebezpiecznie się chwieje…
Relacja siostrzana jest ciekawym tematem dla literatury, tylko nie mogę zrozumieć, dlaczego zazwyczaj to ta młodsza siostra wygrywa, jest bardziej kochana, albo najładniejsza. Albo wszystko naraz. Ot, choćby taka szkolna lektura Balladyna. Słowacki przedstawił Balladynę jako złą, wyrachowaną i – oczywiście – starszą siostrę. To Alina jest poszkodowana, ale jako ta dobra zdobywa miłość Kirkora. Albo w pewnej znanej baśni za roztropne stwierdzenie: Kocham cię jak sól, ojcze najmłodsza córka otrzymuje królestwo, bo starsze wolały złoto i klejnoty… Nie wspominając o Antygonie, która owszem, w dramacie Sofoklesa gra niby tą lepszą i poświęcającą się, ale… to Ismena jest ukochana przez ojca i wychodzi z historii cała i zdrowa.
Można by na tej konkluzji poprzestać i stwierdzić, że starsza ma po prostu gorzej, jest dla rodziców królikiem doświadczalnym, na którym popełnia się błędy, których uniknie młodsza latorośl. I wszystkie starsze siostry mają pełne prawo, by czuć się opuszczone, samotne i pozostawione na czarnym dnie rozpaczy… Ale co to za sztuka ocenić coś, nie sprawdziwszy jakie jest drugie dno? To, o czym pisałam, stanowi zaledwie pół historii. Pozostaje jeszcze druga strona medalu, widziana oczyma „tej młodszej”.
Kiedy po raz pierwszy porozmawiałam ze swoją siostrą na temat tego, co nas łączy, odkryłam, że mur, który w zasadzie sama zbudowałam, bardzo ją boli. Stworzyła sobie mit starszej siostry, która wie więcej, umie więcej i ma lepsze oceny, a ona ciągle czuje się jak ten żółtodziób, który musi starać się być lepszym, żebym ją dostrzegła i pokochała. Młodsza siostra widzi tą starszą jako osobę doświadczoną, na której może polegać, zaufać, która ją chroni i pilnuje, pogłaszcze, gdy mama jest zła. Pragnienie dorównania starszej siostrze staje się bardzo ważnym elementem rozwoju młodszej. Jeśli jednak napotyka ona mur, sama zaczyna budować własny, przyprawiony kompleksami. W ten sposób, bez próby porozumienia, w domu zaczynają mieszkać dwie wrogie sobie istoty, co skutkuje wieczną, niepotrzebną wojną.
Nie ma nic gorszego niż wróg pod wspólnym dachem. Warto rozmawiać i próbować zrozumieć wzajemne racje, spojrzeć na tę drugą osobę z innej perspektywy. Nie oceniać, nie krytykować, akceptować zalety i wady, docenić osiągnięcia, cieszyć się z czyichś z sukcesów. Fantastycznie jest mieć kogoś bliskiego, komu nie trzeba nic tłumaczyć, bo tak naprawdę zna cię od podszewki – w końcu wychowywałyście się razem. Trudne jest zapomnienie uraz. Ale warto, bo można zyskać przyjaciela na całe życie. Czy to utopia?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze