Mój mąż się oddala. Do innej?
CEGŁA • dawno temuMam 26 lat, mój mąż jest o osiem lat starszy. Około roku temu przeszedł załamanie, tracąc z dnia na dzień bardzo dobrą pracę, w której dłuższy czas brylował. Miał okres strasznego gniewu, odgrażał się firmie. Opamiętał się, wiem, że jest uczciwym człowiekiem. Nie mieliśmy środków na żadne terapie, wyszedł z tego o własnych siłach. W tym tkwi problem.
Droga Cegło!
Mam 26 lat, mój mąż jest o osiem lat starszy. Około roku temu przeszedł załamanie, tracąc z dnia na dzień bardzo dobrą pracę, w której dłuższy czas brylował. Miał okres strasznego gniewu, odgrażał się firmie, że założy własną i odbierze najlepszych klientów, oczywiście nic mu z tego nie wyszło. Prywatnie uważam, że chcąc grać nieczysto, sam sprowokował niektórych do takiego działania i został wykołowany, złość to obosieczna broń. Opamiętał się, wiem, że jest uczciwym człowiekiem. Nie mieliśmy środków na żadne terapie, wyszedł z tego o własnych siłach, z pewną pomocą z mojej strony – jestem zaharowana i nie miałam dla niego tyle czasu, ile bym chciała czy może powinnam.
Mąż był zawsze wojownikiem, zdobywcą w sensie zawodowym. Bezrobocie podcięło mu skrzydła, za to wyrosły mu nowe: zaczął pisać książkę. Doradzałam bloga, wierząc, że z nieoczekiwanej strony może pojawić się nowa szansa, gdy ktoś się jego pisaniem zainteresuje. Nie chciał puszczać tego w eter. Nie jest mi niestety dane oszacować wartości tego, co stworzył, ponieważ nie pokazał mi dotąd ani linijki. Czasem mówi, że to wykrzywiony obraz środowiska byłej pracy, innym razem – że osobiste fantazje i demony. Niekiedy pisał non stop przez kilkanaście godzin, podsypiając po 15–30 minut, jak w transie.
Książkę skończył, zaczął wysyłać w różne miejsca. Podobno „jest na dobrej drodze” do wydania. Ten pomysł przysporzył mi wiele goryczy, nie tylko z powodu oddalenia między nami, lecz przede wszystkim chyba jednak banalnego pojawienia się w naszym życiu obcej dla mnie kobiety – jego agentki literackiej. Bez cienia wstydu stwierdzam, że jestem o nią zazdrosna i mam złe domysły. Należy do rodzaju dziewczyn, jakich nie cierpię: agresywna, przebojowa, może nawet trochę bezwzględna, tak ją czuję. Być może to naturalne w jej profesji.
Mąż zaprzyjaźnił się z nią, bywa u nas. Nie wiem, co trudniej mi znieść – własne podejrzenia czy fakt, że ona czytała i poprawiała tę książkę, a ja nie widziałam jej na oczy. Najgorszym momentem był dla mnie ten, kiedy zapytała mnie niewinnie, czym się zajmuję, a ja musiałam wydukać z siebie zgodnie ze stanem faktycznym, że pracuję w wydawnictwie, adjustuję teksty, także literackie. Niemal zobaczyłam w jej oczach, co sobie pomyślała… Miała też tzw. mocne wejście na wstępie, gdy ją poznałam – powiedziała, że wyobrażała sobie mnie całkiem inaczej. Nie wiedziałam i wciąż nie wiem, jak to rozumieć: czy jestem jakoś obecna w tej książce, czy po prostu rozmawiali o mnie.
Nie truję mężowi, co mnie rani, bo zakładam, że po 10 latach znajomości powinien to sam wiedzieć. Zakładam też, że nie zadaje mi bólu świadomie, w przeciwnym razie wszystko straciłoby dla mnie rację bytu. Staram się być mądra, silna i ponad to. Kiedyś mąż wspomniał, że książka jest wariacka, chwilami odważna, użył chyba słowa „świńska”, i boi się, że mogłaby mi się nie spodobać. Dziwne słyszeć coś takiego z ust najbliższej osoby – czyżby nagle zwątpił w moje możliwości intelektualne, obiektywizm lub horyzonty estetyczne? A może tylko gorzej wypadam w zestawieniu z nową przyjaciółką?
Sytuacja jest groteskowa, czasami czuję się przy nich dwojgu jak herbaciarka dolewająca im dyskretnie do filiżanek i donosząca z kuchni ciasteczka – we własnym domu…
Anka
***
Droga Aniu!
Przykro mi to mówić, ale na to, jak się czujesz, ogromny wpływ masz Ty sama… Decydujesz też w dużej mierze, jak odbierają Cię inni. Dlatego przestań bezszelestnie dreptać wokół męża i jego spraw jak potulna gejsza, i spróbuj wykrzesać z siebie trochę buntu, pokazać pazur lwicy. A przede wszystkim – zobacz to, co się dzieje (i nie dzieje) we właściwych proporcjach.
Mąż jest w impasie, wcale się z kryzysu nie otrząsnął – moim zdaniem pogrąża się nadal (jak rozumiem, nie pracuje). Każdy po swojemu przeżywa porażki, lecz zraniona ambicja goi się wyjątkowo długo. Uwaga – czasem nigdy. Jeden solidny „kop w dół” może zamienić króla życia w kłębek żalów i kompleksów, w dowolnym momencie. Szczególnie wtedy, kiedy człowiek jest w porządku i nie ma sobie nic do zarzucenia.
Współczuję mu bardzo i myślę, że potrzebuje pomocy. Jeśli nie chce Twojej – trudno. Niech porozmawia z kimś innym, ze specjalistą, ale nie takim od wydawania książek. Jako bezrobotny nie musi za to płacić.
Co do powieści; widzę dwie zasadnicze opcje. 1. Mąż uknuł spisek sam ze sobą i stworzył w odwecie jakieś „demaskatorskie” dzieło na temat swojej byłej firmy. Znalazł ochoczego sprzymierzeńca w postaci superagentki węszącej sensację (zwłaszcza jeśli firma jest znana i można ja łatwo zidentyfikować). Nie wnikam w wartość literacką takich dzieł — poza sporą kasą mogą przynieść autorowi niesławę, to igranie z ogniem. Czarny PR idzie w miasto i nikt nie chce zatrudnić u siebie mściwego szydercy. W biznesie istnieje zarówno konkurencja, jak i solidarność. Może mąż ten fakt ignoruje, a może ma w planach wielką woltę zawodową i zamierza ręcznie rzeźbić meble. W takiej sytuacji przyjaźń jednak tej pani jest mocno dwuznaczna, bo mało bezinteresowna – on może tego nie dostrzegać. A Tobie książki pokazać nie chce, gdyż zna Twoją szlachetność i zasady. Owszem, boi się Twojej opinii właśnie dlatego, że się z nią liczy. Wykorzystaj to na innych polach.
2. Jest to pisanie autoterapeutyczne, coś na wskroś osobistego, jak pamiętnik. Może nagle zniknąć pod jednym naciśnięciem klawisza. Może też ujrzeć światło dziennie, jeśli ktoś uzna, że jest w tym potencjał. Ale mąż na razie nie jest tego pewien, a wie, że umiesz odróżnić literaturę dobrą od takiej sobie. Dopiero dowód w postaci wydanej książki usankcjonuje jej wartość w ocenie samego autora. To wariant nieco obsesyjny, na szczęście daleki od „Lśnienia”…
Jakkolwiek by było, tajemniczą powieść odłóż w przenośni na bok. Nie myśl o niej jak o wrogu, postaraj się uszanować prawo męża do prywatności. Jesteś żoną, co nie znaczy, że musisz być muzą i pierwszym krytykiem. Coś bardzo intymnego łatwiej zdradzić komuś obcemu i „obiektywnemu”, o to się nie złość.
Jestem natomiast przekonana, że w Waszym domu, zamiast częstych „fajfów” przydałoby się solidne wietrzenie. Takie, które dosłownie wywieje panią agent na zewnątrz i zrobi więcej miejsca dla Was dwojga. Macie coś do nadrobienia bez świadków, a trudno tę osobę uznać za bliską i życzliwą Was obojgu. Nie znam jej i nie oceniam – wystarczy mi ta pierwsza odzywka. To nie przebojowość ani brak taktu – raczej chamstwo z premedytacją. Nie pozwól dłużej robić z siebie ofiary, dziewczyno, masz przewagę na wszystkich frontach!
Nie karć męża, nie werbalizuj podejrzeń o zdradę, której nie jesteś pewna – to też bardzo rani niewinnego. Nie wnikaj zbyt głęboko w charakter ich relacji, bo odsłonisz słabe punkty. Spokojnie i subtelnie posteruj sytuacją tak, by ta osoba zeszła Ci z oczu – niech stawia mężowi herbatę na mieście i tam omawia z nim biznesy lub odgrywa powierniczkę. Możesz to zrzucić na karb zmęczenia pracą i nastroju nieprzysiadalnego. Myślę, że mąż zrozumie pierwsze i drugie dno Twojego zachowania, musisz tylko forsować swoje potrzeby i oczekiwania wyraźnie i konsekwentnie. Warto przypomnieć mężowi, w czym jesteś inna i za co Cię kocha, jeśli zdarza mu się zapominać. Zbuntuj się z klasą, bez walenia pięścią w stół. Ale zbuntuj się wreszcie, bo nie dasz rady pociągnąć tego wszystkiego sama, bez jego wytrzeźwienia.
Trzymam kciuki. Także za udaną powieść, a zwłaszcza bestseller. Oby życie dopisało happy end.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze