Kacza mama
URSZULA • dawno temuByły też kaczki, a nawet cały kosz wypełniony mnóstwem ślicznych, malutkich i piszczących kaczuszek, których widok obudził we mnie jakieś dziwne instynkty. Gdy dowiedziałam się, że kosztują tylko 5 zł od sztuki, oświadczyłam Kamilowi, że nie opuszczę tego miejsca bez jednego takiego pisklaczka. A on, naiwny, zamiast prać po mordzie, kupił mi bez ociągania tę kaczuszkę.
Wrzesień, dla mnie studentki miesiąc wakacyjny, spędzam z Kamilem aktywnie. Otóż dostał on kiedyś w spadku po dziadkach piękny dom na wsi. Jest to prawdziwa chłopska chałupa z bali: z kominkiem, ze studnią i całą masą starych, ręcznie malowanych mebli ludowych — prawdziwy skansen. Kamil, jako prowadzący dość bujne życie towarzyskie młodzieniec, bynajmniej nie dostrzegał czechowowskich uroków tego miejsca i wykorzystywał dom wyłącznie do urządzania w nich imprez. Ich schemat, z którego bodajże nigdy się nie wyłamał, zanim nie przyjechał tu ze mną — rzecz jasna, był następujący: Kamil z ekipą kumpli przyjeżdża w piątek wieczorem, picie całą noc, w sobotę, gdy wydobrzeją, znowu chlanie, w niedzielę leczenie kaca i powrót po południu do domu. Po kilku latach takiego gospodarzenia w chałupie dziadków doprowadził ją do opłakanego stanu: zalegające w każdym kącie stosy butelek i śmieci, mniej więcej pięć wiader niemytych naczyń (niektórych od trzech lat), napisy na ścianach wykonywane przez gości w pijackim widzie, ślady przypalenia przez niedopałki papierosów, pajęczyny i centymetrowa warstwa lepkiego brudu pokrywająca dosłownie wszystko. Nasz plan na ten miesiąc to zamienić tę obmierzłą melinę w piękną, rustykalną daczę, na której będzie można spędzać przyjemnie rodzinne wczasy.
Po tygodniu mycia, szorowania, odkurzania i tysiąca tego typu czynności odsłaniają się naszym oczom piękne barwy i kształty wnętrza naszej wiejskiej chałupy. Co pewien czas odwiedza nas jakiś zabłąkany znajomy Kamila, sądząc, że skoro tu siedzimy, to pewnie trwa balanga. Toteż na brak rąk do pracy nie narzekamy.
* * *
Dzisiaj na własnej skórze doświadczyłam, czym jest macierzyństwo i okazało się, że się do tego zupełnie nie nadaję.
Wybraliśmy się z naszej chaty na targ do pobliskiego miasteczka na zakupy. A targ jak targ: oprócz owoców i warzyw prosto od rolnika, mnóstwo zwierząt: konie, krowy, kury, gęsi… Spytaliśmy się pana sprzedawcy, czy hodowla kaczuszki wymaga jakiś specjalnych zabiegów, na co on odpowiedział, że skądże znowu, kaczuszka sama się sobą zajmuje, a je w ogóle byle co. Zadowoleni z siebie wróciliśmy domu. Tam okazało się, że pisklę w ogóle nie chce się same sobą zająć, nie chce nic jeść, dziwnie się trzęsie i cały czas przeraźliwie piszczy. Wezwaliśmy więc na pomoc sąsiadkę, która oświeciła nas, że taka kaczuszka je wyłącznie jajeczko z posiekaną pokrzywą rozmoczoną w wodzie, trzeba ją ogrzewać specjalną lampą, bo inaczej marznie, a kiedy traci mamę (czyli mnie) z pola widzenia, zaczyna ze strachu lub po prostu instynktownie piszczeć. Zorganizowanie jajeczka z pokrzywą nie stanowiło większego problemu, ale lampa i mama w polu widzenia?! Usłyszawszy te wszystkie nowiny wpadłam w straszną panikę, paląc papierosa za papierosem starałam się przekonać Kamila, że musimy natychmiast odtransportować kaczuszkę z powrotem do hodowli kaczuszek. Kamil mi na to, że pewnie będę koszmarną matką. On natomiast będzie wspaniałym ojcem — na to przynajmniej wygląda — bo zainstalował kaczuszkę w misce obok naszego łóżka i w nocy wstawał co dwie godziny, by dolać gorącej wody do ogrzewającej ją butelki. Muszę przedstawić ten przykład w Cosmopolitan jako test na ojca.
P.S. Istnieje jednak sprawiedliwość na tym świecie. Marta, ta od sesji zdjęciowej mającej na celu odkrycie naturalnego piękna kobiet, była przedwczoraj u fryzjera, w związku z czym przyjechała do nas na wieś, by się ukryć przed światem. Dziś własnoręcznie ostrzygłam ją na jeża.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze