Agent Tomek - polski lover
JAROSŁAW URBANIUK • dawno temuOstatnie dni są festiwalem słynnego agenta Tomka. Kiedy posłanka Sawicka wypłakiwała się w telewizji na temat swej sponiewieranej uczciwości, a Weronika Marczuk opowiadała o tym, jak okropnie została wykorzystana przez rzeczonego agenta, cały czas zastanawiałem się – jakżeż ten Tomek wygląda? Jak wygląda mężczyzna, którego zwierzęcy magnetyzm zwiódł i posłankę, i gwiazdę mediów co to z niejednego pieca chleb jadła?
Oczom moim ukazał się koleś o urodzie lovera w stylu latynoskim, półdługimi włosami i koszuli białej. Cóż, jak napisał o nim Super Ekspres, kluczowymi elementami image, które miały wkupić go w sfery biznesu, kultury i, jak się okazało, sejmowej polityki, były: Ubrania od Armaniego i Prady, sportowe porsche carrera i nowy motocykl harley. Mieszkał w luksusowym apartamentowcu i afiszował się zawsze ostentacyjnie wypchanym banknotami portfelem. Nic dodać nic ująć – latynoski lub włoski romantyczny kochanek za dychę, z marnego filmu telewizyjnego. Owszem na damach bardzo młodych lub niedoświadczonych przez życie ten typ może wywoływać pozytywne skojarzenia. Na przykład z księciem z bajki. W tym można też upatrywać zainteresowania, którym nieodmiennie cieszą się wśród naszych dam przybysze z Bliskiego Wschodu (jeszcze zespół Budka Suflera śpiewał o tym jak to z autobusem Arabów zdradziła go). Mimo szeroko pojawiających się w prasie, telewizji i Internecie relacji, o tym jak to wybranek zmienia się po ślubie, szczególnie kiedy trafia z powrotem w obrotne ręce mamy i całej rodziny. A że dama dała się przewieźć swemu pustynnemu księciu również do owej rodziny, to ma być tak, jak chce rodzina.
Wracając jednak do image agenta Tomka, to wytłumaczeniem jego (i innych panów robiących za jakiegoś Romano Italiano) jest narastająca podskórnie reakcja na obowiązujące współcześnie zniewieścienie. Trudno się temu dziwić. Jeśli ktoś nie wierzy, wystarczy spojrzeć na rankingi najseksowniejszych mężczyzn, w których królują panowie o aparycji zasuszonego chłopca lub gwiazdki z telewizyjnych filmów Disneya. Którymi to disneyowskimi gwiazdkami, panowie zresztą często są naprawdę. Tak to bywa, kiedy gusta ustala większość, a trudno nie zauważyć, że najwięcej pieniędzy na gadżety reklamowe, koszulki z idolem, koncerty czy co tam akurat trzeba sprzedać ma młodzież żeńska i ona ma też wpływ na wspomniane rankingi. Dość powiedzieć, że wystarczy, aby dosłownie ktokolwiek zagrał w kolejnej części znanego filmu o wampirach lub jakimś modnym serialiku i już znajdą się zastępy fanek gotowych oddać głowę za swego idola. Ciekawe, że wśród panów gusta wydają się być nieco bardziej uniezależnione od aktualnych trendów i taka na przykład Monica Bellucci, jak została symbolem seksu dziesięć lat temu, tak jest nim do dziś, w czasach gdy taki powiedzmy Brad Pitt występuje raczej już jako Brangelina.
Czy nam się to podoba czy nie playboye odchodzą już raczej w przeszłość, czego smutnym przykładem jest choćby powolny ale zauważalny upadek takich symboli jak Hugh Hefner. Wraz z nimi znika styl a la milioner. Z wysmakowanymi (choć jak pokazują przyjęcia w Playboy Mansion, również niezłymi) przyjęciami i panami w klasycznych garniturach, ale otaczającymi się już nieco mniej klasycznymi kobietami. Temu stylowi rozerotyzowania bliższy jest z pewnością Rat Pack z takimi klasykami męskich stylów ja Humphrey Bogart czy David Niven. Odeszły w przeszłość czasy, w których obiektem marzeń większości kobiet był zabójczo męski i przystojny milioner, sączący wybitne alkohole, a przyozdobiony w pierwszorzędny smoking i błysk w oku. Dziś nawet milionerzy chcą uchodzić za luzaków, o czym od czasu do czasu donoszą nam portale plotkarskie. Ale żeby dziewczęta i kobiety marzyły o nich – tego szczerze powiedziawszy nie zauważyłem. Może koleżanki kryją się ze swoimi preferencjami, ale na co dzień Johnny Deep (prywatnie przebierający się przeważnie na wzór cygana w podróży), jest najbardziej klasycznym wyborem.
Jednak ten obowiązujący powszechnie (jak widać po osobistych „karierach” tancerzy z wiadomych programów) wzorzec wysztafirowanego kolesia w straceńczej fryzurze i z szybką furą z pretensjami sportowymi, jeśli już oczywiście nie stać go na porsche, nie jest takim złym rozwiązaniem. W końcu kochanek w furce połączonej z rozchełstaną koszulą Versace stoi po stronie atrybutów kojarzonych powszechnie jako męskie. Nie jest delikatny, nie pozmywa, nie ugotuje (ech…), pieniędzy nie zarabia ani mrówczą pracą, ani właściwie w żaden inny uczciwy sposób. Pieniądze po prostu ma. Ewentualnie zdobywa je jakoś tak przypadkiem. Ten człowiek nie przemieszcza się bentleyem, czy nawet bliższym naszemu poczuciu elegancji limuzynowatym potworem, do którego najlepszym dodatkiem jest szofer w liberii. Kochanek typu włosko-latynoskiego to raczej wszystko na co nas stać, przynajmniej do czasu aż trend się nie odwróci trzeba szukać pozytywów. Cokolwiek by się nie stało drogie panie, koleś w typie przerysowanego Banderasa to i tak przyjemniejszy i zabawniejszy wybór niż wymoczek, który jeszcze przez grzeczność jest określany jako metroseksualny.
Heteroseksualni panowie zaś też powinni być zadowoleni. W końcu jeśli w w ogóle myślimy o swoim wyglądzie to raczej z powodu pań lub zdobywania pieniędzy. Tak czy inaczej łatwiej nam będzie przebrać się za latino (koszula, dżinsy, pasek z napisem DG czy tam Versace i coś pseudowyścigowego w wyzywającym kolorze) niż przebierać się za milionerów z limuzynami. A udawać znarkotyzowanych brytyjskich gitarzystów lub emo-dzieweczek z Tokio Hotel i tak w przygniatającej większości nie mamy szans.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze