Kochanka aż po grób
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPewna forumowiczka żali się, że jest kochanką żonatego mężczyzny od czterech lat i chciałaby to zmienić. Konkretnie, marzy jej się numero uno, detronizacja żonki. Wpisy pod jej postem nie pozwalają zapomnieć, że żyję w Polsce. Zaraz znalazła się życzliwa osoba, która wyłuszczyła forumowiczce kim jest: wywłoką, dziurą do zapychania. Otóż, dziewczyno, mam inne zdanie. Lubię kochanki. Współczuję kochankom. Ich losy zawsze będą mnie frapować.
Pewna forumowiczka żali się, że jest kochanką żonatego mężczyzny od czterech lat i chciałaby to zmienić. Konkretnie, marzy jej się numero uno, detronizacja żonki. Wpisy pod jej postem nie pozwalają zapomnieć, że żyję w Polsce. Zaraz znalazła się życzliwa osoba, która wyłuszczyła forumowiczce kim jest: wywłoką, dziurą do zapychania. Otóż, dziewczyno, mam inne zdanie. Lubię kochanki. Współczuję kochankom. Ich losy zawsze będą mnie frapować.
Mam jednak wrażenie, że naszej forumowiczce coś gruntownie się pomieszało. Jej zdaniem cztery lata to długo. Już wcześniej, jej gach powinien podjąć jedyną słuszną decyzję. Nic bardziej błędnego.
Cztery lata bycia kochanką znaczą mniej więcej tyle, co cztery lata w małżeństwie, czyli nic. Kochanka nie jest bowiem istotą samodzielną, lecz jednym z wierzchołków trójkąta małżeńskiego, a jej status społeczny różni się w zależności od regionu świata. U nas nie jest ceniona zbyt wysoko (jak znam życie, złą opinię wyrobiły jej stare, wredne, beznamiętne żony i mężczyźni o miękkich fiutach), w Kraju Kwitnącej Wiśni wręcz przeciwnie. Posiadanie kochanki, lub większej ich liczby świadczy o statusie społecznym i materialnym faceta. Im wyżej postawiony, tym może mieć ich więcej. Koledzy – na przykład z pracy – wynajmują całe domy, gdzie kochanka każdego ma swój pokój. Żony oczywiście wiedzą o wszystkim i chwalą się każdemu - „mój mąż jest taki bogaty, że ma aż trzy kochanki!”.
Cieszę się, że są miejsca, gdzie kochanki nie określa się mianem „wywłoki” czy też „dziury do zapychania”, ale chcę opowiedzieć inną historię. Znam (właściwie znałem, przyczyny wyjaśnię niżej) pewną sympatyczną parę staruszków. Pobrali się jakoś za Bieruta jeśli nie wcześniej, w każdym razie, gdy los postawił ich na mojej drodze, byli wiekowi jak brontozaury. Pan Andrzej – niech mu tak będzie – uwielbiał kobiety, ku utrapieniu swojej żony, którą tu nazwiemy Zofią. Brykał więc po Polsce, od dziewczyny do dziewczyny, aż znalazł taką, którą sobie szczególnie umiłował.
Kochanka pana Andrzeja, przypuszczalnie, miała takie ambicje jak każda. Liczyła, że jej wybranek porzuci panią Zofię. To jednak nie było takie proste. W latach pięćdziesiątych rozwód wciąż nie był normalnością, a rozwodników dotykał ostracyzm społeczny. Pan Andrzej z panią Zosią mieli troje dzieci. Rozstanie uniemożliwiły też warunki mieszkaniowe czasu wczesnej komuny. Gdyby nawet pan Andrzej porzucił żonę i potomstwo kwilące w kołyskach, gdyby nawet zniósł furię starych bab i pryncypialnych moralnie przełożonych mógłby zamieszkać co najwyżej pod mostem, ewentualnie w hotelu robotniczym. Został więc przy żonie, kochanka zaś trwała przy nim, w ukryciu rozumiejąc, że taka sytuacja potrwa lata, jeśli nie dziesięciolecia.
Spotykali się raz na jakiś czas. Pewno – jak w wypadku małżeństwa – namiętność między nimi wygasła, ustępując miejsca przyjaźni i oddaniu. Kochanka nie ułożyła sobie życia. Pan Andrzej używał swoich wpływów (był dość potężnym człowiekiem), aby załatwić jej mieszkanie, pracę, lodówkę, telewizor, czy czego tam potrzebowała. Pani Zosia od pewnego czasu wiedziała o wszystkim. Piekliła się trochę, aż w końcu zaakceptowała ten stan rzeczy. To bardzo cenna cecha – godzimy się z tym, co jest nieuchronne. Koniec opowieści o tym trojgu pozwolę sobie zachować na potrzeby puenty.
Pora wyłuszczyć parę kłamstw, jakimi mężczyźni raczą swoje kochanki. Są powszechne jak wszy w slumsach i tanie niby drahma. Zapewne autorka postu, od którego zacząłem tutejsze wynurzenia, wielokrotnie usłyszała, jaka ta żona jest niedobra, jak nie zwraca uwagi i nie wpuszcza do łóżka. „Żona ze mną nie sypia”, tak zwykli mówić niewierni mężczyźni. Otóż sypia, spokojna głowa, a jeśli nie sypia to tylko dlatego, że facet nie ma na to ochoty. Już się znudziła i cześć. Całe to złe traktowanie nadaje się psu na buty. Ludzie są dla siebie programowo niefajni, w małżeństwie, w koleżeństwie, w rodzicielstwie, we wszystkim. Ponadto, nieszczęsna czuje, że jest zdradzana, nawet jeśli brakuje jej dowodów. Kobiety zawsze wiedzą takie rzeczy. Naprawdę dziwicie się jej drażliwości?
Takim gadaniem – o złym traktowaniu, o braku seksu w domu – niewierny usiłuje usprawiedliwić swoje dwulicowe postępowanie. Uzasadnia swoją zdradę. Nic nie mam do niewierności, ale upokarzanie drugiego człowieka, w tym wypadku żony, niesłychanie mnie irytuje. Nie mógłby przyznać się przed sobą i światem, że zdradza, bo lubi? „Jestem dziwkarzem. Jestem rozpustnikiem i dlatego robię to co robię”, rzekłby i z miejsca zacząłbym go szanować. Niestety, rzadko tak się dzieje.
Istnieje jeszcze jedno, poważniejsze kłamstwo. Zdradzający mąż obiecuje, że odejdzie od żony, a potem pada nieśmiertelne „tylko”: „tylko dzieci podrosną. Tylko zdobędę pieniądze. Tylko spróbuję jakoś to zorganizować. Tylko ona wyzdrowieje. Tylko znajdę mieszkanie. Tylko, tylko, tylko”. Nic takiego nie nastąpi. On wcale nie zamierza odejść. Bo fajnie jest mieć żonę i kochankę. To wygodne, ekscytujące, zapewnia dreszcz napięcia tak bardzo potrzebny w życiu. Zapewniam, kochana forumowiczko, gdyby żonka sama zwiała, albo porwali ją kosmici, on natychmiast puści cię w trąbę. My mężczyźni tacy po prostu jesteśmy. Nic z tym nie zrobicie.
Istnieje jednak szansa, nadzieja. Wróćmy do naszego trójkąta małżeńskiego. Pan Andrzej i Pani Zosia przeżyli ze sobą ponad pięćdziesiąt lat, aż wreszcie, pani Zosia pożegnała się z tym najpiękniejszym ze światów. Pan Andrzej odbył obowiązkową, roczną żałobę i popędził do swojej wiernej kochanki, do domu starców, z pierścionkiem zaręczynowym. Został przyjęty. Wynajęli sobie małe mieszkanie i tam gruchają, stare gołąbki – ona lat siedemdziesiąt, od piętnaście lat starszy.
Znajdź w tej opowieści pewne pokrzepienie, dziewczyno.
W końcu się doczekasz.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze