Jestem niepłodna
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuWedług światowych statystyk problem niepłodności dotyczy 8-18% par. W Polsce niepłodność oceniana jest na 14-20%. WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) uznała niemożliwość poczęcia za chorobę społeczną. Ludzie wstydzą się swojego braku płodności. Tylko dwie kobiety zdecydowały się porozmawiać ze mną o tym, że być może nigdy nie zostaną mamami.
Marta (33 lata, ekonomistka z Opola):
— Zawsze byłam przekonana, że żeby mieć dziecko, wystarczy chcieć. Oczywiście stosunek jest konieczny, ale mam na myśli fakt, że wcześniej wydawało mi się to takie proste… chcesz mieć dziecko, to je robisz i już, masz dziecko. Długo zwlekaliśmy z decyzją. Chcieliśmy zrobić wszystko po kolei – najpierw studia, potem ślub, potem mieszkanie, praca zawodowa. Sporo razem podróżowaliśmy, chodziliśmy na imprezy, rozwijaliśmy się, realizowaliśmy. Któregoś dnia, po dwudziestych ósmych urodzinach, poczułam, że chcę mieć dziecko, że to już czas, że jestem dostatecznie dojrzała. Marek zareagował entuzjastycznie. Też bardzo chciał dziecka, właściwie chyba czekał na mnie. Poszłam do ginekologa i powiedziałam mu o swoich planach. Kazał mi odstawić tabletki i przyjmować kwas foliowy. Byłam wniebowzięta.
Doskonale pamiętam ten pierwszy raz, kiedy kochaliśmy się bez zabezpieczenia. Kiedy skończyliśmy, rozpłakałam się jak dziecko. To było naprawdę niesamowite. Niezwykły moment, w którym czułam, że na zawsze związuję się z moim mężczyzną. Nie wiem, czy można bardziej zaufać mężczyźnie. Pokazać mu bardziej, że się go kocha. Oddałam mu się wtedy totalnie. Otworzyłam swoje ciało na dziecko. Jego dziecko.
Miesiączka była dla mnie dużym zdumieniem. Wciąż naiwnie myślałam, że wystarczy się nie zabezpieczać i już. W końcu tyle słyszy się historii, że ktoś tam raz nie użył prezerwatywy czy nie wziął tabletek i jest w ciąży. Jeszcze nie przyszło mi do głowy, że coś może być ze mną nie tak. Pomyślałam, że moje ciało jeszcze nie doszło do siebie po latach brania pigułek. Wystarczy dać sobie trochę więcej czasu, a upragnione dziecko w końcu się pojawi.
Kolejne miesiączki przyprawiały mnie o rozpacz. Było mi przykro, z każdym okresem czułam się coraz bardziej winna. Bo w końcu coś ze mną musi być nie tak, skoro nie zachodzę w ciążę? Co ze mnie za kobieta? Po pół roku poszłam do lekarza. Powiedział, że o niepłodności mówi się dopiero wtedy, kiedy przez co najmniej rok prób kobieta nie zachodzi w ciążę. Jeszcze ma pani czas, proszę się nie martwić, mówił. Uśmiechał się przy tym dobrotliwie, z lekkim pobłażaniem. Na koniec wizyty wyjaśnił mi jeszcze, że zdrowa para, uprawiająca seks w czasie dni płodnych kobiety ma 25% szans na zapłodnienie. Nie ma się czym martwić, pocieszał.
Ale ja się martwiłam. Być może to moja intuicja mówiła mi, że jednak coś jest nie tak. Bagatelizowałam swoje uczucia, usiłując je jakoś zracjonalizować. Z czasem zauważyłam, że nasz seks przestał być celem samym w sobie. Nie chciałam się kochać w dni niepłodne. Szkoda mi było marnować nasienia Marka. Wiem, że brzmi to śmiesznie, ale po pewnym czasie zamiast seksu odbywaliśmy stosunki. Starałam się wszystkim kierować: zrób teraz, kochanie, to i tamto, bo to sprzyja zapłodnieniu. Tego nie rób, bo to może przeszkodzić w poczęciu. Orgazm musiałam mieć zawsze po Marku, bo czytałam, że podczas skurczy wywołanych orgazmem nasienie zostaje wessane do macicy. Po stosunku trzymałam nogi uniesione wysoko do góry, żeby nasienie miało lepszy dostęp do mnie… gdybym wtedy dowiedziała się, że trzymanie nóg na żyrandolu sprzyja zapłodnieniu, trzymałabym je tam z całą pewnością. Zrobiłabym wszystko, jeśli tylko miałoby pomóc.
Jakie były reakcje Marka? Na początku się ze mnie śmiał i starał się wszystko obrócić w żart. Przyszedł jednak czas, kiedy zauważył, że całe moje życie kręci się wokół ciąży, a właściwie poczęcia, że ta sprawa nie daje mi spokoju. Chciał mnie pocieszyć, uspokoić, więc powiedział: nie martw się, nie musimy mieć przecież dzieci. Miałam ochotę go uderzyć. Jak to, nie musimy?! Wtedy już nie wyobrażałam sobie życia bez dziecka. Musimy mieć dziecko. Gdy wspomniał o adopcji, wyszłam z domu, trzaskając drzwiami.
Na początku nie chciał się zgodzić na żadne badania. Powiedział, że najpierw to ja powinnam się przebadać, że on to zrobi na końcu, jeśli absolutnie wykluczymy zaburzenia i schorzenia z mojej strony. Myślę, że to był początek końca naszego związku. Poczułam się oszukana. Dlaczego nie chciał się badać? Nie chciał, bo mówił, że to upokarzające onanizować się gdzieś za parawanem przy pornograficznych gazetkach po to, żeby dostarczyć materiał do badań. Obraziłam się śmiertelnie, ale nie powiedziałam mu, co czuję. Głęboko w sobie ukryłam poczucie, że tak naprawdę to ja muszę się upokarzać, rozkładając szeroko nogi przed kolejnymi lekarzami, opowiadając obcym ludziom o moim dramacie. Zacisnęłam zęby i przebadałam się na wszelkie możliwe sposoby. Okazało się, że jestem zdrowa. Z medycznego punktu widzenia nie było żadnych przeciwwskazań, żebym mogła zostać matką. W końcu Marek, postawiony pod ścianą, też się „upokorzył”. Co dziwne, okazało się, że i on jest zdrowy. Byliśmy w punkcie wyjścia. Medycyna rozkładała przed nami bezradnie ręce. Różni specjaliści mówili nam, żebyśmy się modlili i nie przestawali się starać o dziecko, a na pewno nam się uda.
Oszalałam. Chciałam się kochać z mężem już tylko wtedy, kiedy miałam dni płodne. Zaniedbałam znajomych i właściwie całe swoje dotychczasowe życie, ale wiem to dopiero teraz, z perspektywy czasu. Ciąża stała się moją obsesją. Marek na różne sposoby próbował mnie przekonać, żebym dała sobie spokój, że nic za wszelką cenę, ale ja traktowałam to jak zdradę. Po dwóch latach starań o dziecko wyjechałam do pracy do innego miasta. Na kilka miesięcy, bo chciałam pobyć sama, z dala od tego zdrajcy, jak wtedy myślałam i z dala od tych wszystkich szczęśliwych matek, które widziałam dookoła… Wstyd się przyznać, ale znienawidziłam nawet moją najlepszą przyjaciółkę. Dlaczego? Bo ma dwoje dzieci. Proste, nie?
Teraz jestem sama, bo kiedy ja wróciłam do naszego domu, Marek wyjechał do pracy do Francji – na dwa miesiące. Kilka tygodni temu zgłosiłam się do terapeuty. Zrozumiałam mój błąd. Tak bardzo ufiksowałam się na ciąży, że przestałam zwracać uwagę na cokolwiek innego – na swoje potrzeby, na potrzeby mojego męża, na cały otaczający mnie świat. Staram się pogodzić z myślą, że być może nigdy nie będę miała dzieci… to trudne. Bardzo bolesne. Ale spróbuję. Spróbuję nauczyć się żyć na nowo. Z Markiem.
W głębi duszy wciąż czuję nadzieję, że jeszcze nam się uda.
Daria (31 lat, sekretarka z Wrocławia):
— Miałam kiedyś guza. Raka, znaczy się, ale okropnie nie lubię tego słowa. Tak, miałam 17 lat, kiedy wycięto mi macicę. Koniec, kropka, od wielu lat wiem, że nie będę miała dzieci. To dla mnie bardzo trudne. Jak poznałam męża, wtedy jeszcze przyszłego męża, powiedziałam mu o tym. Uczciwie. Ale on i tak się ze mną ożenił, bo mówił, że dzieci nie są najważniejsze. Bardzo mi pomógł zaakceptować siebie taką, jaką jestem.
Myślę, że byłoby mi łatwiej zapomnieć o tym wszystkim, gdyby nie ludzie. Jacy ludzie? Różni. Mam na myśli całe społeczeństwo. Mam trzydzieści lat, od sześciu jestem mężatką i nie mam dzieci? Dziesiątki różnych osób zadają mi pytania o dziecko. Począwszy od ciotek, po znajomych ze szkoły i nawet sprzedawczynie z warzywniaka – wszyscy czują się upoważnieni do tego, żeby mi mówić, co mam robić. A pani to by nie chciała już dzieciaczka mieć? - pytają. Nie, nie chciałabym, mówię wtedy i co słyszę w odpowiedzi? Że tacy są dzisiaj ludzie wygodni… czy ja muszę opowiadać podczas kupowania ziemniaków o swojej tragedii, o guzie? Na znanym serwisie społecznościowym zlikwidowałam nawet konto, bo miałam serdecznie dość pytań moich koleżanek, kiedy wreszcie będę miała dzidziusia? Jakby dzidziuś był jedynym celem w życiu, jakby był jedyną rzeczą, która świadczy o wartości kobiety.
Wszyscy ludzie powinni się zastanowić, zanim kogoś zapytają o dziecko. Czy są pewni, że nie sprawią komuś przykrości? Ile razy zdarzyło mi się płakać właśnie przez to, że znów ktoś pytał, kiedy, kiedy, kiedy? Z tego co wiem, już co piąta para w Polsce ma kłopoty z poczęciem dziecka…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze