Nakryłam szefa z kochanką!
CEGŁA • dawno temuMój pokój przylega do salki konferencyjnej. Drzwi rozsunięte, pod oknem Staszek i pani wspólniczka w pozie nie pozostawiającej marginesu na domysły. Wycofałam się jak złodziej na paluszkach. On mnie zauważył, ona nie… Od tamtego dnia nic już nie jest dla mnie takie samo.
Kochana Cegło!
Mam 25 lat. Przed rokiem podjęłam pierwszą pracę w zaprzyjaźnionej firmie rodziców, po ukończeniu kursu kadry i płace. Nie było to kumoterstwo, wiem, jak trudno dziś młodym ludziom się zatrudnić, a ja trafiłam do świetnego miejsca, nie mając studiów. Stało się tak dlatego, że przez sześć lat pomagałam mamie, pracującej z domu, w wykonywaniu dużych zleceń i ta tematyka zaczęła mnie wciągać. Ale nie chciałam się zamykać, wolałam być z ludźmi, pomagać im na co dzień – nadarzyła się idealna okazja: firma korzystająca z usług mamy rozrosła się do 30 osób i nasz wieloletni przyjaciel Staszek, jej właściciel, potrzebował mieć kogoś na tym stanowisku na stałe w biurze, a moja mama nie może się niestety w ten sposób zatrudnić.
Może przynudzam, ale wstęp jest potrzebny, żeby wytłumaczyć fatalną sytuację, wobec której stanęłam. Otóż, moi rodzice i ta druga para – właścicieli firmy – zakolegowali się wiele lat temu, kiedy obie „dziewczyny” doznały podobnego okaleczenia w wyniku wypadków. Są niepełnosprawne, poznały się na rehabilitacji, potem ich mężowie, i tak poszło. Od kilkunastu lat jesteśmy jak rodzina, odwiedzamy się, jeździmy na wakacje, z córkami Staszka i Basi czuję się jakbym miała siostry. Fajny, czysty, niezawodny jak dotąd układ, działający bez zarzutu. Mój tata ze Staszkiem grzebią się w samochodach, mama i Barbara są jak przyjaciółki — bliźniaczki ze swoimi problemami zdrowotnymi i codziennymi zainteresowaniami, chodzą sobie czasem po mieście pod rączkę.
No i tak zaczęłam w firmie Staszka kontynuować „dzieło” mojej mamy, a wychwalana jestem tak – nie wiadomo za co, bez przesady – że codziennie mi płoną uszy z zażenowania… Dobrze mi tam, co tu wiele mówić… Było dobrze… Staszek jest pracoholikiem, jego wspólniczka mniej. Rzadko widywałam ją w biurze, dlatego właśnie problem zaiskrzył ostro, bez najmniejszego ostrzeżenia. Oczywiście, czułam ze sporadycznych spotkań, że ta pani za mną nie przepada, ale nie kolidowało to nijak z moją pracą ani nie psuło mi humoru. Moim jedynym szefem jest Staszek.
Zwyczajnie, jak to w życiu, kiedyś w piątek dostałam w firmie kwiatek na urodziny, przecudny. Miał prowizoryczną doniczkę i korzenie na wierzchu, wymagał natychmiastowego przesadzenia, nie chciałam zostawiać go na weekend. Zebrało się na koniec dnia kilka dodatkowych spraw i zapomniałam go zabrać do domu. Zawróciłam do biura. Mój pokój przylega do salki konferencyjnej. Drzwi rozsunięte, pod oknem Staszek i pani wspólniczka w pozie nie pozostawiającej marginesu na domysły. Wycofałam się jak złodziej na paluszkach. On mnie zauważył, ona nie…
Od tamtego dnia nic już nie jest dla mnie takie samo. Do pracy idę jak na egzekucję, zawsze napotykam tam smutne, pełne żałości i winy oczy szefa. Ponad 50-letni mężczyzna, biznesmen, patrzy na mnie jak ranny zwierz błagający o litość! A kim ja w tym wszystkim jestem? Czy on myśli, że pobiegnę zaraz do jego Basi z donosem? To samo w domu – mama i Barbara świergolą sobie przez telefon, Staszek wyciąga czasem ojca wieczorem na koniak do baru. Osobiście u nas pojawia się rzadko od tamtego incydentu.
Czuję się jak przysłowiowa aktorka ze spalonego teatru – udaję przed wszystkimi, że nic się nie zmieniło. Bo właściwie powiedz sama – komu miałabym się zwierzyć? Córkom Staszka? Moi rodzicom? Ten fałsz jest jednak, uwierz, trudny do zniesienia, komedia sielankowa trwa. Z zachowania pani prezes wiem, że Staszek nie zdradził jej, że mieli świadka swoich umizgów… Ale ta kobieta, choć nie sama jest winna, bo do pewnych rzeczy trzeba zgody dwóch osób, wydaje mi się coraz bardziej odpychająca. Niedawno w toalecie słyszałam niechcący, jak mówiła komuś przez telefon, że nigdy nie chodzi na przyjęcia do Barbary i Staszka, ponieważ… boi się widoku okaleczonych ludzi, przeszkadza jej to i krępuje! Co za szczytowa hipokryzja!
Mój chłopak zadziwia mnie z kolei zimną krwią. Tylko jemu powiedziałam. Odparł, że „może mi się przywidziało albo źle coś zinterpretowałam, bo przecież nie lubię tej baby – na pewno nie mam prawa wcinać się w takie intymne sprawy ludzi”. Kurczę, chyba wiem, co wtedy widziałam, a nawet słyszałam – fuj!
Moi rodzice są ze sobą szczęśliwi, a problem zdrowotny mamy nie wpływa na ich związek, jej atrakcyjność, nie uniemożliwia uprawiania seksu i bycia partnerką życiową na wszystkich frontach. Analogicznie, Barbara też jest dla mnie stuprocentową, zadbaną, pociągającą wciąż kobietą. Okazało się, że dla Staszka niekoniecznie… Blisko mi już do paranoi, że w takim razie może mój ojciec też ma romans, bo niby dlaczego nie? Udawanie jest przecież takie proste…
Kaśka minus kilka złudzeń
***
Kochana Kasiu!
Rozumiem rozczarowanie, którego doznałaś – Staszek był dla Ciebie czymś w rodzaju repliki ojca, męskim wzorem, autorytetem. Tak się dzieje, że idole czasami spadają z piedestałów i nas to bardzo boli, trudno nam się pozbierać. Pamiętaj jednak, że nie zawsze tracą przez ten upadek wszelkie swoje dotychczasowe wartości i walory.
Masz dwa wyjścia, jeśli chcesz poszukać względnego spokoju.
1. Podrążyć z mamą temat Jej przyjaźni z Barbarą, żoną Staszka. Brzydko mówiąc – namówić Ją na babskie ploty i zorientować się, jak bliskie są sobie obie panie, czy rozmawiają ze sobą o wszystkim. Być może tą drogą dowiesz się mimochodem czegoś, co rozjaśni mrok, pomoże Ci zrozumieć przyczyny sytuacji dla Ciebie kompletnie nieakceptowalnej. Różni są ludzie i łączą się w różne związki. Często poza głównym pniem absolutnych priorytetów ustalają margines tego, co niedopowiedziane lub dla danej rodziny drugorzędne. To wiedza intymna, przynależna każdej parze indywidualnie. I w tym sensie zgadzam się z Twoim chłopakiem – wtrącać się nie warto i nie wolno, gdyż z nadgorliwości można niechcący zepsuć całkiem sprawny mechanizm. Nie Tobie przesądzać o takich sprawach.
2. Rozejrzeć się za inną pracą, jeśli nabyta wiedza utrudnia Ci koncentrację, wypełnianie obowiązków czy dobre, przyjazne stosunki z szefem. Jeśli straciłaś do niego serce, nie zmusisz się na siłę do skrywania tego i będzie już tylko gorzej. Żeby tam zostać, musisz oddzielić Staszka, wszystko, co w nim lubisz i cenisz, od Jego sekretu. Sama sobie odpowiedz, czy potrafisz się zdobyć na podejście życzliwe i maksymalnie profesjonalne.
Masz naturalnie prawo do własnej oceny czy wizji tego, czym jest uczciwość, przyzwoitość etc. Smutek pana Staszka bierze się zapewne stąd, że jesteś młodą, głęboko moralną kobietą, a jemu jest przykro, że nadszarpnął Twój idealizm. Co nie znaczy, że zmieni swoje życie, by uniknąć Twojej dezaprobaty. Jest człowiekiem dorosłym, doświadczonym, uwikłanym w głęboko osobiste problemy. I niech takimi pozostaną.
Podobnie z przyjaźnią obu małżeństw. Według mnie nie należy rozbijać tego układu, ani nawet próbować nim zachwiać. Niech dorośli sami rozstrzygają te kwestie między sobą – ostatecznie, to relacje wielopiętrowe i krzyżujące się, najwyraźniej dla wszystkich stron w jakiś sposób korzystne. Nie wszystko da się przewidzieć. Może Staszek wyzna prawdę Twojemu tacie, w wyniku czego układ zacznie się samoistnie przekształcać w coś innego, niż dotychczas? Trudno tu bawić się w zgadywanki. To, co wiesz, nie zmienia na przykład Twojego stosunku do córek Staszka, bo i na jakiej zasadzie? Skoro zatem więź ta jest dla Ciebie cenna, w imię czego ryzykować jej utratę?
Weź też pod uwagę, że Wy, dziewczyny, jesteście już od dawna dorosłe. Wasi rodzice automatycznie więcej czasu mogą poświęcić swoim sprawom. Także marzeniom, namiętnościom, wątpliwościom… Ponieważ nabyli to prawo wraz z Waszą samodzielnością i nie każdy ich, nawet nierozważny uczynek, krzywdzi Was czy dowodzi ich nieodpowiedzialności. Teraz nadszedł dla nich ten przejściowy okres, kiedy mogą być odpowiedzialni głównie za siebie, decydować o swoim życiu – do czasu, gdy role się odwrócą i to oni będą potrzebować Was… Uszanuj tę odrębność ale nie puszczaj wodzy wyobraźni, nie rób od razu negatywnych założeń, nie uogólniaj.
Jeszcze jedno. Twój szef nie podjął z Tobą tematu. Może to świadczyć o wielu rzeczach – jeśli koniecznie chcesz, to o jego tchórzostwie. Moim zdaniem jednak to oznaka pozostawienia Ci wolności wyboru i poddania się wyrokom Twojej dojrzałości. Zły, niemoralny, strachliwy człowiek uciekłby się do szantażu, mobbingu lub zwolnienia, postawiłby wszystko na jedną kartę – tę, którą w swoim życiu egoistycznie uważa za najważniejszą. Głęboko się nad tym zastanów.
I nigdy nie rezygnuj z własnych ideałów ani… nie narzucaj ich innym.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze