Speszona kobiecością
CEGŁA • dawno temuUważam, że brak mi szczęścia do przyzwoitych mężczyzn. Moja matka mówi, że ma się takich mężczyzn, jakich się sobie wychowa, a ja tego nie umiem. Przyjaciółka mówi, że ze swoich „przypadków” powinnam spisywać felietony satyryczne i sprzedawać do gazet. A przyjaciel twierdzi: Masz ogromne balony. Najpierw widać je, a dopiero po dłuższym czasie dociera cała reszta. Może ma rację i jedyny ratunek dla mnie to obciąć sobie cycki?
Droga Cegło!
Wierzysz w coś takiego, jak pech, fatum? Inaczej: brak szczęścia? Uważam, że owszem, brak mi szczęścia do tzw. przyzwoitych mężczyzn, i nie obchodzi mnie, jeśli to brzmi staroświecko. Moja matka mówi, że ma się takich mężczyzn, jakich się sobie wychowa, a ja podobno tego nie umiem… Przyjaciółka z kolei powiedziała, że ze swoich „przypadków” powinnam spisywać felietony satyryczne i sprzedawać do gazet. Nie ma to, jak współczucie i zrozumienie ze strony najbliższych:). Mam też przyjaciela, takiego od podstawówki, nigdy nic z tych rzeczy. Raz mi powiedział straszną rzecz, zapewne w dobrej wierze: Masz ogromne balony, Kaśka, taka jest prawda. Najpierw widać je, a dopiero po dłuższym czasie dociera cała reszta. Możesz to zmienić tylko operacyjnie. Śmiałam się z tego, ale niezbyt długo.
To nie jest tak, że nie interesuje mnie seks. Na pewno jednak nie daję otoczeniu do zrozumienia, że jestem „łatwa”, czy że tylko o to mi chodzi. Nie ubieram się ani nie zachowuję wyzywająco. Niestety, w ten sposób bywam traktowana. Mogę być wykorzystywana w różny sposób – jako obiekt chamskich zalotów, drwin czy jako durna blondynka. Ale nikt nie bierze mnie serio i nie podchodzi do mnie uczciwie.
Nie chciałabym pisać Ci o swoich „związkach”, bo wątpię, bym kiedykolwiek miała taki prawdziwy – z szacunkiem, romantyzmem, planami na przyszłość i całą tą otoczką, za którą my, kobiety, tak wszystkie tęsknimy. Dla facetów jestem kompresem na ból świata, ewentualnie „półżoną” – w części dotyczącej pieczenia ciast, prania i prasowania. Kiedy ostatni raz czuwałam z telefonem w ręce po kłótni – zadzwoni czy nie zadzwoni – w końcu zadzwonił. Serce skoczyło mi z radości i nadziei, niestety, chodziło tylko o to, czy odebrałam jego kożuch z pralni… i to było całe pożegnanie. Nawet nie płakałam, bo chyba już jestem przyzwyczajona.
Najlepszym przykładem świeża całkiem historia z moimi szafkami kuchennymi. W trakcie porządkowania dwie z nich spadły mi niemalże na głowę, a nie minął jeszcze rok od montażu. Zadzwoniłam do stolarza, który je robił. Przysłał swojego pracownika. Przyszedł jakiś gostek z cwanym ryjem (spóźnił się półtorej godziny „z powodu korków”), obejrzał szkodę i zaczął coś tam kręcić o wygaśnięciu rękojmi, potem o niewłaściwej eksploatacji… Wymienił absurdalną kwotę, jakby miał robić te szafki od nowa. Gdy się żachnęłam, zmienił front. On ma surowego szefa, ale gdyby to od niego zależało, moglibyśmy się jakoś dogadać za parę piwek, on wpadnie po godzinach… Jestem pewna, że z mężczyzną by w ten sposób nie rozmawiał. Nie ośmieliłby się. Ani na ten obleśny uśmieszek.
Wpadłam w szał. Zadzwoniłam jeszcze raz do właściciela firmy, kazałam przyjechać osobiście… Z wielką łaską wyznaczył mi termin za dwa tygodnie. Zaczęłam się zastanawiać, czy i on zaproponuje mi grzeczność za grzeczność. W takich sytuacjach czuję się cholernie samotna. Nie mam chłopaka, brata, kuzyna. Mogłabym zaprosić jakiegoś sprytnego kolegę z pracy, żeby „udawał” mojego faceta i umiał pogadać z tzw. fachowcami, ale się boję. Tyle razy już się sparzyłam… Cały remont mieszkania był dla mnie zresztą koszmarem na jawie. Wszystko załatwiałam sama i wszędzie byłam traktowana niemalże jak panienka, która hydraulikowi z radością zapłaci w naturze… Co będzie, jeśli znów zostanę źle zrozumiana i kolega coś sobie pomyśli – coś więcej, niż jest na rzeczy?
Czasem naprawdę wierzę, że wisi nade mną jakieś przekleństwo. Może mój przyjaciel ma rację i jedyny ratunek dla mnie to obciąć sobie cycki?
Kaśka
***
Droga Kasiu!
Obawiam się, że po świecie chodzi dokładnie tyle samo dziewczyn marzących o większym biuście, co tych, które chciałyby zamaskować swój zbyt okazały… I poza skrajnymi sytuacjami — gdzie chirurgia może i powinna pomóc — są to klasyczne przypadki problemu zastępczego. Nie gniewaj się, ale wydaje mi się, że nie inaczej jest z Tobą.
Masz poważny kłopot z samooceną, a co za tym idzie – brakuje Ci asertywności w kontaktach z ludźmi. Biust to pretekst dobry jak każdy inny. Ale sama widzisz, że składanie wszelkich niepowodzeń na karb rozmiaru miseczki prowadzi Cię w ślepy zaułek i mnoży zdarzenia absurdalne. Ja w żadne fatum nie wierzę, wybacz. Wierzę, że wyłącznie od Ciebie zależy, co mężczyźni będą w Tobie dostrzegać. Nawet jeśli przez pierwsze dziesięć sekund będą to piersi, ważne, co się wydarzy w jedenastej sekundzie. Jeżeli Ty przestaniesz o nich obsesyjnie myśleć, inni też przestaną. Ale nad tym musisz trochę popracować.
Abstrahując od mentalności niektórych „fachowców”, która nie jest dla Ciebie, mam nadzieję, istotnym punktem odniesienia, historia z szafkami to lekcja, którą warto wziąć sobie do serca. Jak do każdej lekcji, należało się do niej właściwie przygotować. Operować konkretami, bo to się sprawdza w większości życiowych sytuacji. Gdybyś wzięła do ręki umowę z wykonawcą, sprawdziła termin gwarancji i uczyniła z tego punkt wyjścia w rozmowie o naprawie, nie byłoby żadnych głupawych uśmieszków ani sugestii, ponieważ druga strona zorientowałaby się natychmiast, że wiesz, o czym mówisz, i nie dasz się nabrać. Wiedza, stanowczość i pewność siebie zawsze i w każdej relacji budzą szacunek, za którym tak tęsknisz.
Spróbuj przełożyć to na swoje stosunki z mężczyznami. Nie mam pojęcia, jak by się zachował kolega z pracy, poproszony o pomoc. Nie znając Cię, zgaduję tylko, że możesz sprawiać wrażenie osoby biernej i bezradnej, na dodatek speszonej swoją biologią (która skądinąd jest przecież atutem, ale czy pierwszorzędnym?). Owszem, w tym sensie jesteś staroświecka. Ten model „kobiecości” trąci myszką i nie sprawdza się w czasach, gdy większość ludzi dąży do budowania partnerstwa. Dama omdlewająca i lecąca przez ręce budzi przeważnie politowanie. A u niektórych osobników – nadzieję na łatwy łup. Nie dziw się temu. Po prostu… przejdź do innej ligi.
Teraz dwa Twoje kolejne marzenia: związek romantyczny oraz trwały. Może pomyślisz, że namawiam Cię do obłudy, ale uwierz mi: do pewnych rzeczy lepiej dochodzi się okrężną drogą, niż prostymi komunikatami. Te drugie wywołują często u partnera popłoch. Mało kto lubi, by myślano i planowano za niego. Jeśli będziesz popadać w depresję i dąsać się, bo Twój kolejny chłopak nie pochwalił Twojego obiadu czy zapomniał o walentynkach, nie licz na cud. Musisz wyjść poza krąg romantycznych wyobrażeń o kolacjach przy świecach — z tej prostej przyczyny, że wartościowe życie we dwoje nie składa się z konwencjonalnych gestów i powierzchownych przyjemności. Jesteś inteligentna, masz poczucie humoru – wykorzystaj to, zamiast ustawiać się w pozycji sentymentalnej, wiecznie skrzywdzonej nastolatki, śniącej o welonie.
Pustkę w swoim życiu możesz wypełnić tylko Ty sama, żegnając się raz na zawsze z kompleksami i pracując nad uwydatnieniem tego, co w sobie zaniedbałaś. Odnajdź w sobie jakieś pasje, zainteresowania nie związane z pracą i miłością, stań się fascynująca dla samej siebie. A wtedy inni też Cię taką zobaczą.
Jeśli czujesz natomiast, że Twoje problemy z zaakceptowaniem własnego wyglądu są nie do pokonania, skorzystaj z pomocy psychologicznej. Tylko fachowiec może ocenić, czy Twój „defekt” jest czystą imaginacją, czy może jednak ma cechy patologii i warto go zniwelować chirurgicznie, by poprawiła się po prostu jakość Twojego życia. Na odległość nie jestem w stanie tego zdiagnozować.
Życzę Ci, żebyś uwierzyła w siebie i znalazła dowód na to, że warto zaufać także innym ludziom.
Pozdrawiam Cię mocno!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze