Człowiek nie pies
CEGŁA • dawno temuLubię pomagać, pochylam się nad każdym. To mnie gubi, jest powodem rozgoryczenia. Rzadko napotykam wdzięczność. Tak, przemawia przez mnie żal, którego nie umiem stłumić, nawarstwiał się przez lata, gdy traciłam pseudoprzyjaciół i udawane miłości.
Droga Cegło!
Lubię pomagać, pochylam się nad każdym. To mnie gubi, jest powodem rozgoryczenia. Rzadko napotykam wdzięczność. Znajoma z pracy powiedziała mi kiedyś, że opuszczone kąciki ust i zmarszczki między brwiami strasznie mnie postarzają – powinnam coś z tym zrobić, bo w wieku 27 lat wyglądam jak stara panna z pretensjami do świata… Myślałam, że ona ma na myśli szczęście, znalezienie sobie kogoś, kto mnie pokocha, ale nie. Kilka dni potem przyniosła mi wizytówkę swojego gabinetu chirurgii plastycznej. Tylko tego brakowało, żebym miała sobie kupować własny uśmiech!
Tak, przemawia przez mnie żal, którego nie umiem stłumić, nawarstwiał się przez lata, gdy traciłam pseudoprzyjaciół i udawane miłości. Byłam kilka razy u lekarza. Najpierw miałam wrażenie, że mówi to, co chcę usłyszeć. Ponieważ nie dawało to rezultatu, zaczął napomykać, że za wiele się spodziewam. To znaczy, że przyzwoitość i odpłacenie dobrem za dobro to tak wiele, że nikogo na to nie stać? Nie umiem się zgodzić z tak minimalistyczną wizją człowieczeństwa.
Miałam przez 4 lata chłopaka. Doprowadził mnie przez ten czas na skraj rozpaczy. Kiedy się poznaliśmy, szukał pracy w pożyczonym garniturze i mieszkał kątem u kolegi. Zamieszkawszy u mnie, od razu przestał szukać, chociaż garnitur mu kupiłam. I nie tylko. Wtedy przypomniał sobie, że jednak jego marzenia nie obejmują krawata.
Przyznaję, byłam pod jego nawracającym urokiem. Umiał być miły, czuły, namiętny, opiekuńczy. Umiał udawać, że słucha. Miał napady honoru – kiedy pokłóciliśmy się na poważnie o jego pracę i o finanse, wziął niemal spod ziemi kredyt, rzucił mi pieniądze pod nogi i spytał, czy tyle na niego wydałam, czy więcej… To było okrutne. A teraz, gdy dawno go nie ma, przychodzi korespondencja z firmy windykacyjnej. Schował się w mysiej dziurze i nigdy nie zamierza pewnie tego oddać, chociaż raty były niewielkie.
Ciągle zmieniał zdanie. Chciał być grafikiem komputerowym, taksówkarzem, barmanem… Tłumaczyłam, że musi zrobić prawo jazdy, skończyć profesjonalne kursy. Motywowałam, podsuwałam broszurki, linki, sama gotowa byłam wszystko załatwić, byle zaczął coś robić. Przecież nawet na studia nie był za stary – dokończenie tych przerwanych lub wybranie innych. W tym momencie zawsze przechodziło mu i zaczynało ciągnąć do czegoś innego. Chciał spacerować po Księżycu, a na jawie porządkował złom. Jeśli mu się chciało.
Był inteligentny, dowcipny, umiał się zachować, a jednak moich rodziców nie kupił. Od razu go wyczuli. Zbyt ciężko pracowali na swoją pozycję i pieniądze, żeby nabrać się, jak ja, na piękne oczy i maniery. Kiedy zaczęłam przez niego popłakiwać, mama powiedziała ważną rzecz: jeśli przyjmiesz do siebie zabiedzonego psa i sprawisz, że zacznie mu się dobrze powodzić — nie ugryzie cię. Na tym polega zasadnicza różnica między psem a człowiekiem. To słowa Marka Twaina.
Miała rację, to ja byłam zaślepiona. Nawet załatwiałam zimowe ubrania dla jego rodziców, alkoholików, którzy przetracili gospodarstwo, mieszkali bez prądu i opału, ale od mojej pomocy woleliby zapewne wódkę na rozgrzewkę. On im nawet nie chciał tego zawieźć. Powiedział, że ma w sercu wielką ranę, bo nie może im pomóc, sprawić, żeby żyli jak ludzie, nawet sam dla siebie nie potrafi tego zrobić… Była to już schyłkowa chwila naszej znajomości, pomyślałam, że szuka wymówek, żeby przez kilka lat ich nie odwiedzić, pewnie się ich wstydzi (w sumie nie dziwne). A może ordynarnie kłamał, opowiadał kolejną bajeczkę? Nie umiał poradzić sobie z żadnym problemem, najłatwiej mu było użalać się nad sobą albo uciekać, jak ode mnie. Zaczęło się od odkurzenia starych znajomości i coraz dłuższych wypadów na kielicha. Wreszcie zabalował tak długo, że nie wrócił w ogóle.
Obdzwoniłam policję i wszystkie szpitale, trochę mnie to uspokoiło. Po prostu, miał w genach włóczęgę i brak odpowiedzialności. A ja chciałam dać mu wszystko i — zostałam z depresją. Mam do tyłu kilka najlepszych lat i przedwczesne zmarszczki. A potem się ludzie dziwią, że kobieta testuje faceta po portfelu i wolałaby, żeby zapłacił na pierwszej randce rachunek… Owszem, teraz zamierzam tak robić, żeby więcej nie cierpieć.
Daria
***
Droga Dario!
Mark Twain miał wiele błyskotliwych powiedzonek, co nie oznacza, że oskarżał człowieka jako takiego. Znany był nie tylko z sarkazmu i znajomości świata, lecz też z trudnego dzieciństwa i antymieszczańskich poglądów. Pracował fizycznie od 12. roku życia. Jego droga do dziennikarstwa i pisarstwa była długa i żmudna. Przetrwawszy trudne pionierskie czasy w Ameryce, pozostał człowiekiem walczącym o swoje ideały, krytycznym wobec chciwości i nieuczciwości.
Nie przywołuję tych faktów przypadkowo. Uważasz się za osobę krzywdzoną, źle traktowaną, zawodzoną w miłości i przyjaźni. Zastanawiam się jednak, kto mógłby dorosnąć Ci do pięt i zasłużyć na autentyczne uczucie z Twojej strony. W tej historii ja Twojej miłości nie rejestruję. Może nie odbierał jej również Twój były chłopak? Nie obrażaj się, tylko spokojnie i uczciwie to przemyśl. Jesteś skoncentrowana na sobie, swoich oczekiwaniach i emocjach. Masz gigantyczne potrzeby i zero niezależności psychicznej, a jednocześnie innym próbujesz odebrać niezawisłość i indywidualność w zamian za kilka ochłapów.
Istotą wzięcia kogoś pod swoje skrzydła jest zawsze bezinteresowność. Jeśli mamy określone oczekiwania na starcie, powinniśmy szukać towarzystwa ludzi, którzy je spełniają, a nie motać się w pomoc i nadzieję na rewanż. Lepiej poszukać kogoś z podobnej półki socjalnej, towarzyskiej, finansowej. Osoby krańcowo różne od nas, nieustabilizowane, po przejściach, z problemami to bardzo trudni partnerzy. Nie można ich sobie wychować, przekupić ciastkiem, zbesztać. To bezcelowe. Pokonanie trudności jest w gestii ich samych, my możemy tylko dyskretnie asystować. Wzięłaś na siebie ciężar, którym de facto nie byłaś zainteresowana. Od początku przyjęłaś, że go zmienisz, „naprostujesz”. Osądzałaś po pozorach (miły, wesoły), zamiast wczytać się w to, co próbował przekazać między wierszami (ból).
Kilka jego kluczowych zachowań interpretuję odmiennie niż Ty. Kwestia kredytu na przykład. Chciałaś zmienić konie w trakcie przeprawy, co jest, jak wiadomo, pomysłem karkołomnym. Finansowałaś dobrowolnie wspólne życie na poziomie właściwym dla Ciebie. Zażądałaś nagle pieniędzy – i dostałaś je. Inaczej nie mógł ich w tamtej chwili zdobyć, a przecież nie ukradł. I nie odpowiadasz za jego długi.
Druga sprawa – rodzice. Twoja pogarda dla ludzi okazała w tym wypadku proporcjonalna do niewiedzy. Nie opowiedział Ci o nich dla zabawy czy ubarwienia swoich trudności. Wymknęło mu się to w chwili słabości, nie pociągnął tematu. Skąd wiesz, co spotkało tych ludzi, dlaczego stracili środki i chęć do życia? Czemu definiujesz ich jako alkoholików i myślisz, że wystarczyłaby im na pociechę paczka z ciuchami i trochę drewna? Może zaistniał tam jakiś konflikt, rozegrał się rodzinny lub ekonomiczny dramat? Zamiast podejrzewać kogoś, komu zaoferowałaś dach nad głową, o kłamstwo, może należało wzbudzić jego ufność, okazać zainteresowanie, nie krytycyzm, i skłonić do bardziej szczegółowych zwierzeń?
Wydaje mi się, że lubisz załatwiać problemy po maksymalnych skrótach. Niestety, nie zawsze najprostsze rozwiązanie jest najlepsze. Nie dziw się, że Twoja pomoc bywa odrzucana lub źle interpretowana. No właśnie. Człowiek to nie przygarnięty piesek, którego niesiemy do weterynarza, zapinamy obróżkę, stawiamy michę, wsadzamy do kojca — i mamy dozgonną wdzięczność. To istota bardziej złożona.
Im bardziej wczytuję się w Twój list, tym częściej pytam: które z Was dwojga było bardziej pogubione? Myślę, że osobno poradzicie sobie lepiej niż razem. Pod warunkiem, że Ty przestaniesz szukać ludzi na pierwszy rzut oka słabszych i rozporządzać ich losem jak dobra wróżka. Jeśli czujesz nieodpartą chęć pomagania, zgłoś się do hospicjum – tam sytuacja jest jasna i czysta, a dylematy znikają natychmiast. Ponadto, możesz tam liczyć na przyspieszony kurs dojrzewania.
Na Twoim miejscu wróciłabym również na terapię. Jest to szansa na usłyszenie obiektywnej prawdy o sobie i warto przestać się jej bać. To punkt wyjścia pozytywnych zmian.
Których Ci szczerze życzę.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze