Mój mąż to replika ojca
CEGŁA • dawno temuNie mam szczęścia. Mąż okazał się lustrzanym odbiciem ojca. Nie może znieść, gdy książka leży "na ukos" na stoliku, a kapcie nie stoją równo przy łóżku. Czystość szklanek sprawdza pod światło, codziennie jeździ palcem po podłodze i szybach. Pranie ma być w koszu, parasol na wieszaku, torba na półeczce. Nigdy nie myślałam, że będę się cieszyć z powodu bezdzietności, ale na razie, pamiętając życie z ojcem, cieszę się, że mąż nie ma nikogo poza mną do tresowania.
Droga Cegło!
Ze zrozumiałych powodów co roku o tej porze ogarnia mnie następująca refleksja:
Kilka lat temu wzięliśmy z obecnym mężem pośpieszny ślub ze względu na nieuleczalną chorobę mojej mamy. Było Jej życzeniem, by tego zdarzenia doczekać. Z moim chłopakiem nie mieszkałam – cały czas byłam na szczęśliwym etapie randkowania i okazjonalnych wspólnych wyjazdów. Dlatego w mojej świadomości małżeństwo było perspektywą jeszcze odległą. Uległam jednak.
Odchodząc kilka miesięcy później, Mama upomniała mnie mocno: Szanuj męża i nie krusz kopii o drobiazgi, na pierwszym miejscu jest rodzina, to najlepsza życiowa inwestycja.
Wiedziałam, że "pije" do swojego życia z ojcem, który był człowiekiem niezwykle trudnym i wymagającym, a jednak przy nim wytrwała do końca. W moim domu naczynia trzeba było natychmiast zmywać po sobie, wycierać i ustawiać w określonym porządku w szafkach. Mnie i bratu nie wolno było wyjść do szkoły bez starannego zasłania łóżek, posprzątania po sobie, pokazania paznokci i uszu, czy są czyste. Podobnie po południu, (nawet gdy już byliśmy nastolatkami) nigdzie nie wolno nam było wyjść, póki się nie okazało zeszytów z odrobionymi lekcjami, nie posprzątało swoich pokojów, nie wyprowadziło i nakarmiło psa etc. Pod tym względem Mama również była "dzieckiem" ojca – strofował ją, wyznaczał obowiązki, sprawdzał. Ona, podobnie jak my, nie mogła mieć życia prywatnego, jeśli uprzednio nie wykonała wszystkich prac domowych i nie doprowadziła mieszkania do błysku. Bez tego po prostu nie pozwalał Jej wyjść z domu, w ostateczności chował klucze… Wyprowadzenie się na studia do innego miasta było dla mnie euforycznym szokiem, jakbym wyszła z więzienia o zaostrzonym rygorze.
Nie mam szczęścia. Mąż okazał się bowiem lustrzanym odbiciem ojca. Według mnie powinni sami zamieszkać razem, we dwóch – wówczas odnaleźliby szczęście i upragnioną harmonię. Mąż nie może znieść, gdy książka leży "na ukos" na stoliku, a kapcie nie stoją równo przy łóżku. Czystość szklanek sprawdza pod światło, codziennie jeździ palcem po podłodze i szybach okiennych. Pranie ma być w koszu, parasol na wieszaku, torba na półeczce w przedpokoju. Spontaniczne czy pośpieszne zachowania są wykluczone. Bardzo mnie to męczy, czuję się sterroryzowana. Wiem, że błędem było pobieranie się bez okresu próbnego, ale wiem też, że teraz za późno tego żałować, trzeba działać, tylko jak? Jesteśmy jakoś tam związani, współuzależnieni finansowo i towarzysko, uwikłani w to wspólne życie, mamy jakieś niby-plany. Nie nazwałabym tego patologią, wymagającą interwencji prawa. A jednak daleko mi do radosnego spoglądania w przyszłość.
Szukałam pomocy – zarówno w rozmowach z mężem, jak i u psychologa. Ten ostatni nawet radził mi się wyprowadzić… Trochę hardkorowo. Nigdy nie myślałam, że będę się cieszyć z powodu bezdzietności, ale na razie, pamiętając życie z ojcem, cieszę się, że mąż nie ma nikogo poza mną do tresowania.
Wilga
***
Droga Wilgo!
Ostra pedanteria partnera tylko z pozoru jest drobiazgiem, z którym można się uporać np. za pomocą żartów. Po pierwsze, jest mocno zakorzeniona w charakterze danej osoby i jej problemach ze sobą – mogą to być kompleksy, traumy z dzieciństwa, wewnętrzny chaos, który czymś trzeba zrekompensować, chęć dominacji i kontroli, wynikająca z własnej słabości. A największym sprzymierzeńcem pedanta, stosującego de facto przemoc psychiczną, jest jego druga połowa, przyjmująca postawę uległą. W tym wypadku – Ty. Twój mąż nie ma silnej osobowości, a mimo to zdołał Cię sobie podporządkować.
Tu przyczyna z kolei leży w Tobie. Prawdopodobnie nigdy tak NAPRAWDĘ nie wyzwoliłaś się spod swoistej władzy ojca – udało Ci się jedynie od niego uciec. Być może Mama pozostała z nim z powodu swoich przekonań, systemu wartości, nawet uczucia. Zrobiła to w każdym razie świadomie. Ty przekonana nie jesteś – z przyzwyczajenia przystałaś na rolę ofiary. A jeśli myślisz o macierzyństwie, byle nie ze swoim mężem – to najlepszy dowód na to, że sprawa jest poważna.
Jeśli kochasz męża i z ogólnikowo wspomnianych powodów chcesz z nim zostać — musisz uwierzyć w siebie na tyle, by mu się przeciwstawić. To nie ma być wojna na noże, tylko zwykłe przywrócenie proporcji w codziennym życiu, drobnymi kroczkami. Przy okazji wybadasz siłę jego obsesji – może jednak umiejętnym postępowaniem uda się sytuację rozładować lub choć złagodzić? Mąż nie zna Ciebie innej niż bezwzględnie posłusznej i być może sam nie zdaje sobie sprawy ze swojej "upierdliwości". Warto pozwolić mu więc żyć wedle swoich reguł, ale powoli egzekwować swoje. Nie podoba się krzywo powieszony ręcznik w łazience – niech sam go rozprostuje, potknął się o Twoje buty – niech je schowa do szafki. Musisz odejść od wykonywania poleceń i życia w każdej sekundzie pod linijkę, choćby dlatego, że nie jesteś robotem i masz prawo zabałaganić pomieszczenie na pół dnia, po prostu żyjąc i działając jak normalny człowiek.
Jak wspomniałam na początku, możesz też spróbować rozłożyć go na łopatki poczuciem humoru. Nie ma to być jawna, dotkliwa drwina, która zawsze prowadzi do kłótni, bo jest atakiem na osobę. Ty masz tylko zaatakować jedną z wielu cech, dając do zrozumienia, że chcesz ją zbagatelizować, cenisz w nim natomiast inne rzeczy – tu uwaga, nim podejmiesz trud, zastanów się dobrze, jakie, by nigdy nie zabrakło Ci argumentów ani… wewnętrznego przekonania, że jest się o co bić.
Trudno mi powiedzieć, czemu psycholog doradził Ci tak radykalny ruch. Być może nie napisałaś mi czegoś, co powiedziałaś jemu i co spowodowało, że sytuacja wydała się nie do odratowania. Zakładam jednak, że wyprowadzenie się niekoniecznie oznacza koniec związku. Może oznaczać skuteczną, choć zalatująca szantażem metodę nakłonienia partnera do przemyślenia swojego postępowania i pracy nad sobą w czasowym odosobnieniu.
Ale w tak poważnych sprawach jak małżeństwo pewne chwyty uznaję za wybaczalne.
Trzymam kciuki za więcej wiary w siebie!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze