Dziewczyna z piętnem skrobanki?
CEGŁA • dawno temuKiedy miałam 17 lat, rodzice zmusili mnie do usunięcia ciąży. Zabieg był trudny, z komplikacjami, leżałam w szpitalu, potem chodziłam do psychologa, z trudem wybrnęłam z matury. Tyle zapamiętam do końca życia. Po raz trzeci zawalił mi się świat. Chcę go odbudować na zgliszczach! Ale jak...
Kochana Cegło!
Po raz trzeci zawalił mi się świat. Chcę go odbudować na zgliszczach! Ale jak.
Kiedy miałam 17 lat, rodzice zmusili mnie do usunięcia ciąży. Ojciec dziecka, mój rówieśnik, nie był niczym w tej sprawie zainteresowany. Pochodzę z rodziny niewierzącej. Zabieg był trudny, z komplikacjami, leżałam w szpitalu, potem chodziłam do psychologa, z trudem wybrnęłam z matury. Tyle zapamiętam do końca życia.
Wiele lat później założyłam rodzinę (ślub cywilny), urodziłam dwoje dzieci. Młodsze z nich przyszło na świat z niepełnosprawnością. Mąż, kochający i kochany, znał moją przeszłość, początkowo nic nie stało między nami. Jednak w kilka lat po pojawieniu się Maćka, opiekowaniu się nim, ślinieniu, znoszeniu litościwych spojrzeń, mąż chyba nie wytrzymał. Nie wiem, czy obwiniał mnie za aborcję, nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Wyjechał za granicę pod pretekstem zarabiania większych pieniędzy na rehabilitację naszego synka. Wywiązywał się, ale… nigdy nie wrócił. Usprawiedliwiłam go.
Przywykłam do sytuacji. Dzieci miały już — Dorotka 13 lat, Maciuś 11. Rozwodu z mężem nie mieliśmy, ani mnie, ani jemu widać nie był potrzebny. Spotkałam jednak na swojej drodze cudownego człowieka. W wieku 37 lat zakochałam się szczerze, głęboko, duchowo, bo i uduchowiony jest mój partner. Otworzył przede mną, starał się w każdym razie, wrota do innego świata. W ciągu pierwszego roku znajomości Maciuś zrobił przy nim większe postępy w rozwoju intelektualnym, emocjonalnym, niż przez cały samotny czas mojej czułej opieki, zapewne popełniałam jakieś błędy, za mało koncentrowałam się na konkretach, a za bardzo na samym uczuciu, trosce. Możliwe, że było to poczucie winy za skrobankę.
Mój partner jest wierzący, dlatego napisałam Ci na początku o trzeciej już klęsce w moim życiu. Ciągle płacę za przeszłość, nie wierząc w przeznaczenie. Oto ironia! Ten człowiek otoczył naszą trójkę miłością bezinteresowną. Z opóźnieniem przeprowadził moje dzieci przez sakramenty – chrzest, komunię. Skonsolidował moją niezbyt przyjazną dla siebie rodzinę, pogodził mnie z rodzicami. Dorota i Maciek kochają go równie mocno jak ja. A teraz chce się żenić, w kościele, ja byłam na to gotowa, ale niestety – wyszła na jaw aborcja. Po 20 latach od tamtego wydarzenia i doświadczeniach z mężem, nie uznałam za stosowne sięgać do tej sprawy, przemilczałam ją w duchu przekonania, że nie rozliczamy się z przeszłości. To się okazał wielki błąd!
Pierwszym sygnałem do niepokoju były próby rozwiązania formalnego związku z mężem. Mieszka w Kanadzie, ma kobietę i nowe dzieci. Naszych nie widział od 10 lat. A mimo to sprzeciwił się, zaczął mi grozić, że nie nadaję się na matkę. I w tym zamieszaniu wyszło obwinianie mnie za chorobę Maćka, a potem sprawa zabiegu.
Mój partner jest zdruzgotany. Na początku wspierał mnie, obiecał przejść bezboleśnie przez rozwód. Teraz się wycofuje. Aborcja to dla niego kluczowa sprawa w moim życiorysie. A przecież ja też swoje przecierpiałam – nieważne, ile miałam lat i jaki poziom świadomości. Nie jestem teraz godna iść do ołtarza, zbrukałam naszą miłość kłamstwem i grzechem.
On się odsuwa, podczas gdy nie tylko ja, ale i moje dzieci, które go pokochały, cierpią. O sobie nie chcę już mówić. Wcale nie zależy mi na tym kościelnym ślubie, nie chcę brukać jego wiary. Rozważam jednak kwestię sumienia ludzi wierzących. Więc jego wysoka moralność pozwala mu porzucić mnie po tym wszystkim, co między nami było? Nasza miłość bez ślubu była grzechem mniejszym? Nie umiem tego wszystkiego pojąć. On ma łatwiej, pójdzie, porozmawia ze swoim księdzem. Ja jestem sama, po raz kolejny porzucona.
Tara
***
Kochana Taro!
Już dawno doszłam do wniosku, że tzw. moralność jest ponad podziałami. To wewnętrzny kościec, zbiór naszych zasad i przeczuć: co dobre, a co niekoniecznie. Doświadczenie pokazuje, że intuicyjnie określamy pewne wartości, niezależnie od wiary. Dążymy do nich, przestrzegamy reguł. Bycie mądrym i przyzwoitym człowiekiem to dar wolny od jakiejkolwiek religii – w to właśnie wierzę. Dlatego nie lubię ludzi, którzy w imię miłości nas ustawiają, wybacz.
Mam pewien problem z Twoim obecnym partnerem. Wiem, że Ci pomógł, otworzył nową perspektywę, dał obietnicę szczęścia. Jedna z uniwersalnych cnót człowieka to jednakowoż tolerancja. Moim zdaniem brakuje mu jej, a jest ważna. Byłaś zbyt słaba i oszołomiona, by zauważyć tę rysę na ideale. Tylko proszę, nie wyrzucaj sobie tego. I tak cudem żyjesz w bezustannym poczuciu winy z tych czy innych powodów. Trauma nastolatki rozrosła się u Ciebie w piętno.
Był czas, kiedy nie decydowałaś o sobie. Decydowały emocje, kompleksy, autorytet rodziców. Stało się, ale minęło. Musisz to zmienić! Byłaś dzielna, przyjmując warunki męża, wychowując dzieci z jego pomocą finansową i akceptując symboliczne umycie rąk. Racjonalnie rzecz biorąc, powinnaś była od razu przeprowadzić badania, które upewniłyby Ciebie (nie męża!), czy aborcja ma jakikolwiek związek z chorobą Maćka. I na to nie jest za późno. Spojrzenie prawdzie w oczy ma Cię uleczyć, dać Ci siłę do samodzielnego życia. To wielki krok naprzód. Pierwszy.
Druga sprawa to szczerość w związku. Spotykając osobę głęboko wierzącą, warto na pewnym etapie znajomości odkryć karty. To sprawdzian dla obojga, także sprawdzian głębi i szczerości wyznawanych przekonań. Szkoda, że wiedza przyszła późno i z trzeciej ręki. Ale w miłości praktycznie nie ma rzeczy niewybaczalnych. Więcej na ten temat nie powiem.
I trzecia strona medalu – własne ja. Dorota ma już pewnie jakiś własny stosunek do wiary. Maciek zapewne nie. Ty – osoba dorosła — uległaś jednak partnerowi w ramach preludium do małżeństwa i wprowadziłaś dzieci na łono Kościoła. Czy była to decyzja zgodna z Twoimi przekonaniami czy jedynie ukłon wobec obietnicy szczęśliwego związku? Byłaś gotowa przejść analogiczną procedurę nawrócenia: w Twoim wypadku świadomą, z przekonania — lub nieszczerą, dla dobra sprawy? Jest przecież formuła ślubu kościelnego, uwzględniająca ateizm jednego z małżonków. Rozmawiałaś o tym ze swoim „zdruzgotanym” partnerem?
Twoje refleksje na temat sumienia idą w dobrym kierunku, tak trzymać! Może i Twój ukochany jest świetnym rodzinnym mediatorem, ale o dojrzałości nie ma pojęcia. Jeśli wymyślił sobie księżniczkę – męczennicę bez skazy, niech takowej szuka. Szkoda tylko, że najpierw dał się pokochać wszystkim, a teraz pokazuje, że sam tak do końca kochać nie umie. Powiedz mu to. Potrząśnij nim. Niech to przemyśli. Tylko Ty umiesz zważyć, czy jest wart zachodu. Nie jesteś porzucona, to Ty masz prawo porzucić.
Ściskam mocno Ciebie i dzieciaki!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze