Czy to na pewno depresja?
CEGŁA • dawno temuMoja matka ma 70 lat. Została zwolniona z pracy, z firmy, gdzie przepracowała 45 lat, z czego 10 na emeryturze. Była już niepotrzebna, nastał nowy dyrektor. Jest sprawna umysłowo i fizycznie, uparta, zadziorna, niezależna. Po odejściu z pracy zobaczyłam, jak się zmienia. Traci włosy, objada się, tyje. Jest wściekła, złorzeczy. Przestała sprzątać mieszkanie, robić pranie, zmywać. Jestem bezsilna, nie wiem, jak mogłabym pomóc, skoro psychiatra nie dała rady.
Droga Cegło!
Moja matka ma 70 lat. Kilka miesięcy temu została zwolniona z pracy, z firmy, gdzie przepracowała 45 lat, z czego 10 na emeryturze. Była już niepotrzebna, zresztą nastał nowy dyrektor.
Mama jest sprawna umysłowo i fizycznie, uparta, zadziorna, niezależna, zawsze taka była. Po odejściu z pracy zobaczyłam, jak się na moich oczach zmienia. Traci włosy, objada się, tyje. Jest wściekła na cały świat, złorzeczy. Przestała sprzątać swoje mieszkanie, robić pranie, zmywać. Pomagałam, ile mogłam, ale mam własne życie.Namówiłam ją w końcu, po wielkich bojach, do zapisania się do psychiatry w ramach NFZ, nawet niedługo czekała na wizytę. Pani doktor stwierdziła depresję, zapisała lek o nazwie Citronil. Mama zapoznała się z ulotką i oświadczyła, że leku do ust nie weźmie, bo nie ma jeszcze ochoty popełniać samobójstwa. Od razu się domyśliłam, że przeczytała o efektach ubocznych.
Lekarz psychiatra kazał mamie pokazać się po miesiącu brania leku. Robiłam wszystko, by ją przekonać do zażywania, bazowałam na tym, że jest światłą kobietą. Bez skutku. Mama lek włożyła do szuflady. W wyznaczony dzień poszła do lekarki i oznajmiła z dumą, że go nie bierze. Pani doktor bardzo się zdenerwowała. Wytłumaczyła mamie, że brała pod uwagę jej wiek, uwarunkowania, inne przyjmowane lekarstwa, zanim zapisała konkretny preparat. Przekonywała, że wymienienie w ulotce wszelkich działań jest obowiązkiem producenta, lek jednak nie jest szkodliwy ani groźny, bo w przeciwnym razie zostałby wycofany. Mama potakiwała, obiecała "spróbować". Pani doktor powiedziała, żeby mama nie zapisywała się na następną wizytę, jeśli nadal leku nie weźmie.
Od drugiej wizyty mija 2 tygodnie. Mama lekarstwa nie bierze, twierdzi, że lekarka nie była dla niej dostatecznie przekonująca. Nadal się obżera – inaczej nie mogę tego określić, waży już ponad 100 kilo. Jestem bezsilna, nie wiem, jak mogłabym jeszcze pomóc, skoro psychiatra nie dała rady.
Ewa
***
Droga Ewo!
Robisz dla mamy dużo i wydaje mi się, że nie możesz już próbować zdziałać wiele więcej bez… naruszania jej osobistej wolności. Ostatecznie nie jest wcale niedołężną staruszką, ma swoje zdanie, a z tego, jak opisałaś jej charakter, wynika dla mnie, że wizyta u lekarza nie była do końca dobrowolna ani podyktowana głęboką potrzebą. Może po prostu była przedwczesna? Może mama nie wyczerpała jeszcze, nie uruchomiła wszystkich swoich możliwości i predyspozycji, by samodzielnie pokonać stres związany z zakończeniem pracy zawodowej, który prawie zawsze jest traumą?
Trudno mi polemizować z diagnozą psychiatryczną. Wiele zależy od tego, na ile mama chciała współpracować z lekarzem i zdołała się otworzyć. Niewykluczone, że mówiła to, co wydawało się jej, że należy powiedzieć, aby jak najszybciej opuścić gabinet z receptą w dłoni i mieć święty spokój. To nietrudne dla osoby inteligentnej.
Poszła tam dla Ciebie, nie wierząc w sens wizyty. A to by oznaczało, że jest w stanie na razie funkcjonować o własnych siłach. Napędza ją gniew, niepogodzenie z tym, co się stało. Może być to napęd destrukcyjny, ale może równie dobrze — twórczy. Czasami rozprężenie, zaniechanie pilnowania pewnego ładu wokół siebie jest objawem buntu, nie rozpaczy.
Powinnaś zaufać osądowi mamy. Jeśli lekarz rzeczywiście postawiła mamie "warunek", to… trafiła kosa na kamień. Twoja mama nie należy do osób, które przestraszą się, gdy ktoś je strofuje — a do tego sprowadza się konkluzja drugiej wizyty. I tak, jak nie była gotowa radzić się psychiatry, tak nie jest gotowa potulnie łykać leków. Najwyraźniej wierzy, że poradzi sobie bez nich. I dopóki w to wierzy, radzę to tak zostawić.
Bądź przy mamie i dyskretnie obserwuj rozwój sytuacji. Rozmawiaj z nią o książkach, aktualnych wydarzeniach – nie o jej problemie. Zachęcaj ją do działania dla siebie, do własnego rozwoju — nie do prac porządkowych. Proponuj wspólne wyjście na zakupy, do ekologicznej knajpki, do kina, do fryzjera. Rzeczy, które wymuszą na niej niejako przy okazji codzienne, zaniedbane czynności, konieczne, by wyjść "do ludzi". Pytaj ją o radę w różnych ważnych dla Ciebie sprawach. Traktuj jak wartościową partnerkę, czyli tak, jak prawdopodobnie czuła się traktowana w pracy. Myślę bowiem, że dla Twojej mamy doping umysłowy i aktywność poza domem są dużo ważniejsze niż odkurzenie mieszkania. Ona wciąż szuka bodźców intelektualnych i chce być potrzebna, ale nie jako babcia do opieki czy gotowania obiadów. Dlatego sądzę, że lepiej przemówią do niej konkrety niezwiązane z tradycyjną rolą "starszej pani" w rodzinie.
Uważam też, że nie powinnaś wtrącać się w jej codzienność ani wyręczać w obowiązkach, dopóki wyraźnie o to nie poprosi, pod hasłem, że sobie nie radzi. Niech sama decyduje o tym, czy chce mieć okna brudne czy czyste. Uszanuj bałagan w jej duszy i mieszkaniu. Mamę czeka nowe, zupełnie inne życie i musi minąć trochę więcej czasu, nim to zrozumie, zaakceptuje, zastąpi czymś nowym.
Trzymam za nią kciuki!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze