Moja córka woli tatę…
CEGŁA • dawno temuProszę o radę, jak mogę pracować nad sobą, żeby nie zniszczyć tego, co łączy moją córeczkę z jej ojcem, a podbudować swoje nadwątlone ego. Po rozwodzie, zamiast cieszyć się, że Marylka ma fajnego tatę, nieważne, co zaszło i nie poszło między dorosłymi, ja jestem… zazdrosna i zatruwam się złymi myślami.
Droga Cegło!
Córka ma 6 lat, jest bardzo emocjonalna, chłonie rzeczywistość, po prostu pożera życie. Marek, mój były mąż, z nawiązką dostarcza jej paliwa, podsyca te cechy. Jest bardzo aktywny, założył nową rodzinę, w której są dwie inne dziewczynki: starsza córka jego żony i ich 3-letnia, wspólna córeczka. Marylka spędza z nimi mnóstwo czasu, siebie Marek nigdy jej nie żałował, niezależnie od wyroku sądu mam uczucie, że dzielimy się opieką co najmniej po połowie – jeśli więcej nie spędza czasu z tatą… Marek ma czas i środki, żeby robić z małą rzeczy, o jakich ja mogłabym tylko pomarzyć. Ciągłe wyjazdy, także za granicę – teściowie mieszkają w Anglii, rodzina żony Marka — we Włoszech. Sport, rozrywki, poznawanie świata, Marylka pogaduje już w 3 obcych językach! Powinnam cieszyć się tym wszystkim, czego ja dziecku nie mogę zapewnić, i cieszę się, szczerze, naprawdę! Ostatnio nawet zaproponowałam Markowi, żeby ograniczył alimenty do wydatków szkolnych, bo aż po prostu nie wypada, głupio mi przyjmować pieniądze, gdy on praktycznie zaspokaja jej potrzeby od stóp do głów… Ale jednocześnie mam z tym problem.
Z każdego weekendu, wyjazdu Marylka wraca naładowana uczuciami, wrażeniami. Jest nadpobudliwa, wyciszenie zajmuje jej kilka dni, a nowe bodźce pojawiają się już za chwilę. Trudno zapanować nad jej energią, entuzjastycznymi opowieściami, co widziała, robiła, jadła, dostała… Nie sądzę, by to się działo kosztem dwóch tamtych córeczek, Marek po prostu kocha i rozpieszcza wszystkie dzieci. Ja natomiast czuję, jak oddalam się od córki, czy raczej ona ode mnie, nie jestem dla niej partnerką, tylko jakąś panią do zrobienia kanapek na śniadanie i uprania ciuszków. Nie nadążam już za jej przeżyciami, nie rozumiem jej zabawek, komputera, jestem na marginesie jej zajęć… Na dodatek, Marylka uwielbia rodzinę męża i przyrodnie siostry, z wzajemnością. Ze starszą dziewczynką rozmawia codziennie przez telefon.
No i jest ta druga strona medalu – ja, ze swoim szarym życiem i moim „chłopakiem”, bardzo dobrym, uczciwym człowiekiem, niestety zapracowanym równo tak jak ja i nie umiejącym złapać z Marylką takiego fantastycznego kontaktu – zresztą, kiedy? Nie mieszkamy nawet razem, Igor pracuje w terenie i czasem mi się wydaje, że się trochę Marylki… boi. Może ja też? Zaczynam czuć, że nie dorastam własnemu dziecku do pięt? Ona jest tancerką, narciarką, amazonką, łyżwiarką, rowerzystką, nawet w szachy zaczęła z tatą grać! Żadnych z tych rzeczy nie umiem z nią dzielić, nie mogłabym, nie umiem.
Sama nie bardzo wiem, co chciałabym w tej sytuacji zmienić, za co mam do Marka pretensje, bo chyba mam, a i wiem, że to chore… Jakbym uważała, że zabiera mi dziecko. Z drugiej strony, jakie mam prawo ograniczać ich kontakty, ich miłość, odcinać Marylkę od rzeczy, które zawdzięcza ojcu? Ja jej takich rozrywek nie zapewnię, ani takiej jakości życia, możliwości rozwoju. Boli mnie tylko, gdy czuję się obca, mało interesująca i daleka dla swojego własnego dziecka.
Ewelina
***
Droga Ewelino!
Sytuacja jest niezręczna jedynie w tym sensie, że boisz się nawiązać „zdrową konkurencję” z Markiem. Kompleksy nie pozwalają Ci uwierzyć, że Ty też masz małej coś wartościowego do zaproponowania. Cokolwiek byś zrobiła, sądzisz, że to będzie dla Marylki „gorsze” i pozbawi ją atrakcji, jakie w tym czasie mógłby dostarczyć tata. To podstawowy błąd w rozumowaniu.
Asymetria sytuacji Twojej i Marka – różnice w statusie materialnym, ilości wolnego czasu, możliwości urozmaicenia go i wypełnienia – to dla rozwoju dziecka wielki atut! Fajnie, że mała poznaje świat, inne kultury, ma dostęp do nowinek, rozwija się dynamicznie. Ale te atrakcje warto przeplatać nauką tzw. codziennego życia tu, w Polsce, gdzie fajny weekend to może być „tylko” wyprawa do ZOO, „zwykła” piaskownica, „zwykłe” huśtawki, upieczenie z mamą pysznego placka ze śliwkami, posprzątanie swoich zabawek czy wizyta u babci… I o tym musisz koniecznie z byłym mężem porozmawiać, korzystając z tego, że macie fajne stosunki, a Marylka nie jest przez Niego zaniedbywana.
Nie sądzę, by cokolwiek działo się tu z Marka strony na zasadzie premedytacji, np. chęci odciągnięcia córki od Ciebie. On po prostu ją kocha i bezrefleksyjnie daje jej wszystko, co może. Dlatego w istocie, rozmowa ta powinna być bardzo wyważona, by nie poczuł się dotknięty czy wręcz odsunięty. Taki ojciec zasługuje na docenienie, ale w tym samym stopniu — na poznanie prawdy o Twoich odczuciach i potrzebach w relacji z Marylką. Nie zdziwiłabym się, gdyby był kompletnie nieświadomy Twoich niepokojów, jeśli nigdy ich nie werbalizujesz. A przecież jesteś mamą Waszego dziecka i możecie omawiać wszelkie budzące wątpliwości sprawy na bieżąco.
Oczywiście, nie mów Mu, że spędza z nią „za dużo” czasu lub że postępuje z nią „źle” - tylko, że Ty spędzasz go za mało. Wytłumacz otwarcie, co Cię martwi, argumentuj, że dziecko trzeba od czasu do czasu ściągnąć odrobinkę na ziemię, bo życie nie składa się z samych fajerwerków i wychowywanie córki w tym przeświadczeniu może najzwyczajniej wypaczyć jej postrzeganie rzeczywistości.
Nie warto używać negatywnie wartościujących słów, takich jak „rozpieszczanie”. Lepiej powiedzieć szczerze, że czujesz się w życiu Marylki za mało obecna i jak on to widzi – co moglibyście wspólnie zrobić, by to zmienić.
Osobiście uważam, że nie powinnaś stwarzać sobie sztucznych problemów i np. ubolewać nad tym, że Twój obecny partner nie nawiązał z Marylką równie silnej więzi. Nie tworzycie jeszcze regularnego domu, to po pierwsze. Po drugie, nie musi przejawiać takich potrzeb, a Marylka nie potrzebuje „drugiego taty” – ten, którego ma, wystarcza za trzech:).
I tu moja propozycja, na pierwszy rzut oka może ryzykowna, ale radzę spróbować. Namów Marka na przeorganizowanie części widzeń z córką w taki sposób, by nie znajdowała się non stop pod opieką Jego nowej rodziny, ale spędzała trochę czasu jedynie z Wami obojgiem. Jak dawniej, chociaż na innych zasadach. Na pewno taki czas wygospodarujesz, a nowa żona, jeśli jest rozsądna i życzliwa, potraktuje to jako rzecz naturalną. Na początek, powiedzmy, jedna — dwie soboty w miesiącu — tylko Wasza trójka. Marylka będzie w tym czasie poznawała jedną z wersji rzeczywistości, bardzo ważną: mama i tata są nadal dobrymi kolegami i robią coś razem. Bez udawania, że wszystko jest po staremu, bo przecież nie jest. Ale to realny wariant. I pozwoli Ci „podciągnąć się” w tematach, które są Ci obce, zmobilizuje Cię być może do uczenia się nowych rzeczy razem z córką, gdy tylko znajdziesz chwilę. To jedyny sposób na nawiązanie z nią partnerskiego kontaktu, uczestniczenie w jej życiu w taki sposób, na jakim tak bardzo Ci zależy.
Z czasem możecie dokooptować do towarzystwa przyrodnie rodzeństwo. Nie namawiam tu na sielankowe, dwurodzinne spotkania, nie buduję takich scenariuszy, bo rzadko się harmonijnie realizują. Raczej posterowałabym sytuacją w takim kierunku, by Marek bywał obecny w życiu Marylki samodzielnie lub z Tobą. By znalazł psychiczny czas dla córki bez dodatkowych rozpraszaczy. Byście oboje mieli okazję w jej obecności pogadać o niej i o sobie. To byłby taki Wasz i tylko Wasz czas.
Najbardziej niepokoi mnie Twoje ostatnie wyznanie: że czujesz się nie dość dobrą matką. Czy to Marylka wysyła Ci takie sygnały? Wówczas należałoby wybadać, czy ktoś za Twoimi plecami nie wykonuje tzw. kreciej roboty… Ale z Twojego opisu nic podobnego nie wynika.
Spróbuj zatem to myślenie odwrócić. Czemu miałabyś udawać kogoś, kim nie jesteś, lub robić rzeczy, na które Cię nie stać? Uwierz mi, dziecku wystarczy, jeśli będziesz sobą, czyli – mamą kochającą je bez poczucia niższości, winy czy żalu. Wobec kogokolwiek.
Trzymam kciuki za to, byś odnalazła się na nowo w swojej skórze i w swojej oczywistej roli.
Pozdrawiam gorąco!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze