Mężczyzna = dziecko
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPogląd, że facet potrzebuje zachować w sobie część dziecka po to, by sprostać wyzwaniom dorosłości, jest powszechnie znany. Próby tłamszenia dziecinności kończą się nieszczęściem. Kobieta oczekująca, że jej chłop wydorośleje, i konsekwentnie wcielająca ten szatański plan w życie, obudzi się obok starego psychicznie dziada, który zatracił ciekawość świata. Śmiertelnie znudzony nie zainteresuje się także swoją drugą połową, będzie się snuł, mamrotał i wypatrywał grobu.
Praktyczny umysł kobiety dzieli sprzęt podtrzymujący męską młodość na dwie podgrupy.
W pierwszej mieszczą się cuda, które czemuś od biedy mogą się przysłużyć. Najważniejszym przykładem oczywiście jest samochód. Trudno mi zrozumieć po co ludzie używają tego dziadostwa na czterech kółkach, a całkiem już nie pojmuję kultur zbudowanych na kulcie fury. Jadąc nie można przecież wypić nawet piwka, do tego ciasno i trzeba tkwić w korku, sam złowrogi kształt auta kryje w sobie groźbę przemieszczania się. Nie wyobrażam sobie współczesności bez Internetu czy telefonu komórkowego, za to bez problemu wyłączam z niej samochody.
Póki jednak są – do przemieszczania się z miejsca na miejsce wystarczy wóz czterokołowy ewentualnie stara skoda. Naładowanie auta bajerami najróżniejszego autoramentu odsłania jego prawdziwą funkcję jako męskiej zabawki, logicznej konsekwencji poczciwego resoraka. Owszem, można gdzieś nim pojechać, co tak naprawdę nie ma wielkiego znaczenia: dla faceta liczy się obecność fury, grzebanie pod maską, a w wypadku lepsiejszych modeli zakup nowej felgi czy zainstalowanie zderzaka własnego pomysłu (autentyczne).
W tej samej grupie mieszczą się telefony. Aby dzwonić wystarczy nokia sprzed dekady, istnieje nawet realna szansa, że będzie działać sprawniej niż ta najnowsza. Kobieta jednak godzi się, by jej wybranek miał bieluchnego smartfona – ważne, że jest na smyczy. Obdarzony wyobraźnią facet zdoła nawet wmówić, że multitool za dwa kawałki jest po prostu niezbędny, gdyż zastępuje całą skrzynkę z narzędziami, a na wielkim telewizorze z odpowiednią głębią TV Style będzie wyglądało jeszcze wspanialej. Porządny sprzęt grający wadził przecież nie będzie, na lepszym komputerze, o dziwo, internet chodzi jakby sprawniej, więc przepisy kulinarne szybciej się wyświetlą. W ten sposób, nakładem wielkich sił i środków mężczyzna może zgromadzić wokół siebie zestaw pierwszej potrzeby do zachowania w sobie dziecka.
Nie zawsze to działa. Istnieje bowiem druga grupa.
Jej reprezentantem jest motor, krewny samochodu, zarazem pozbawiony wszystkich atrakcyjnych dla kobiety przymiotów. Dziewczyny mogą sobie uwielbiać facetów na harleyach, ale dają stanowczy opór, gdy chłop już zdobyty i udomowiony wspomina coś o zakupie motocykla. Pozornie motor ma więcej zalet: zajmuje niewiele miejsca, pędzi szybciej, wszędzie się wciśnie, a w razie wypadku nie grozi długa rehabilitacja czy nawet kalectwo – do piachu i już. Niemniej, nie spełnia żadnej funkcji rodzinnej, dziecka nim przewieźć się nie da, teściowa nań nie wsiądzie, teściu może by chciał, ale na chceniu się kończy. Zakupów nie załadujesz, nad morze nie pomkniesz. Maska użyteczna w wypadku samochodu nie da się nałożyć na dwa kółka, więc, póki co, Polska to nie Paryż i motor ciągle jest rzadkością. W końcu argument nie chcę, aby coś ci się stało wybiłby zęby nawet Pudzianowi.
Argumenty użyteczne w wypadku telefonu komórkowego zawodzą w odniesieniu do konsol. Te są szczególnie wrogie, choć wyróżniają się pośrednią zaletą: skoro facet gra, to siedzi w domu, a się nie włóczy, czyli groźba zdrady zostaje odegnana. Konsola w założeniu służy jedynie rozrywce, przez co wydaje się szczególnie podejrzana. Faceci wrzuceni w kajdany ogniska domowego mają prawo bawić się tylko wówczas, gdy dopełnią wszystkich domowych obowiązków. Istnieje co prawda teoria, że ich liczba jest nieskończona, ale to nieprawda, rzeczywistość prezentuje się jeszcze gorzej. Obowiązki domowe funkcjonują w zapętleniu: muszę pozmywać, odkurzyć, wynieść śmieci, wyczyścić kuwetę, coś tam naprawić i koniecznie, bezapelacyjnie posprzątać w jakimś nieistotnym kącie – wykonawszy tę ostatnią czynność odkrywam zlew pełen garów i koło się zamyka. Konsola, czy inny sprzęt służący tylko zabawie jest więc niepotrzebny, skoro tyle mamy do zrobienia.
Tworzy to sytuację ciągłego napięcia, walki między płciami. Ten rodzaj zmagania, jak każdy inny powinien być owocny i przynieść coś dobrego, na przykład zbliżenie się do siebie. Nikt nie wymaga od kobiety, by uczestniczyła w wymianie felg na bardziej błyszczące albo zdobyła perfekta w Guitar Hero, ale zagadać o to można – koszt żaden, a radość niezwykła. Szczytem mądrości kobiecej jest zaś używanie dziecka w dorosłym jako nagrody w większym systemie radzenia sobie z codziennością. Dzięki temu gary zaczną lśnić, a jeśli ktoś jeszcze na tym świecie trzepie dywany, to tylko posiadacz motocykla.
Każdy lubi być nagradzany, no nie?
Pogląd, że facet potrzebuje zachować w sobie część dziecka właśnie po to, by radośnie sprostać wyzwaniom dorosłości, jest powszechnie znany, choć zupełnie nie przyswojony. Znów ujawnia się problem miary. Dorosłość jest policzalna, dziecinność wręcz przeciwnie. Istnieje określona grupa działań, których muszę dopełnić aby być, odpowiednio — dobrym facetem, kochankiem, mężem, pracownikiem, ojcem. Ale zabawy nie sposób tak przeliczyć, co najwyżej wiemy, że dziecko w nas nacieszyło się dziecinnością lub też wyje, wzgardzone. Dziecko też jest bezbronne wobec przemocy, zwłaszcza domowej może jedynie ulec i kombinować po kryjomu.
Próby tłamszenia dziecinności nieodmiennie kończą się nieszczęściem. Mężczyzna jako taki nie istnieje w stanie czystym, dziecko i starzec owszem. Kobieta oczekująca, że jej chłop całkiem wydorośleje, i konsekwentnie wcielająca ten szatański plan w życie, obudzi się obok starego psychicznie dziada, który zatracił całą ciekawość świata, wskutek czego wszystko mu jest wstrętne. Śmiertelnie znudzony nie zainteresuje się także swoją drugą połową, będzie się snuł, mamrotał lub wypatrywał grobu.
Zjawisko odwrotne, czyli zdziecinnienie na amen zachodzi równie często, jest też szalenie widowiskowe. Dziecko w facecie bywa urwisem, należy więc uniknąć zmiany w chuligana (mądre głowy wspominają coś o kryzysie wieku średniego). Chuligan kupuje auto w celach wybitnie erotycznych, interesuje się głównie podszczypywaniem młodszych, a jeśli nigdy nie palił, nie pił, nie wciągał, uzna za stosowne włożyć wszystkie siły w nadrabianie straconego czasu. My, faceci jesteśmy ślepi i durni, nasz pęd do samozniszczenia zostawia za sobą spaloną ziemię. Funkcją kobiety jest opanowanie tego ognia, by dało się ogrzać ręce i jeszcze zupę zrobić.
Niestety, facet robi się coraz mniej ognisty, mniej też dziecinny i to bez ingerencji kobiet: mężczyzna nowoczesny jest starcem przez tydzień i bachorem w weekendy, co niczym dobrym nie może się skończyć. Już Cyceron sądził, że żyjemy w czasach ostatnich i mi trudno nie zgodzić się z jego słowami. Miast biadolić, próbuję myśleć nad rewersem opisanych wyżej zjawisk. No bo jak wygląda dziecko w kobiecie? Kiedy zaczyna się i kończy dziewczęcość?
Dławi mnie strach, że kobieta już rodzi się dorosła.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze