Homo i Hetero w jednym stali domu
URSZULA • dawno temuWychodzi na to, że jeżeli nie jesteś z nami, to jesteś przeciwko nam. I to po obu stronach barykady. A człowiek, który próbuje po prostu być tolerancyjny, akceptować innych takimi, jakimi są i żyć po swojemu, nie mieszając się w cudze sprawy, skazany jest na ciągłe ataki ze strony ludzi czynnie o coś walczących, którzy próbują przeciągnąć go na swoją stronę.
Jako osoba z natury tolerancyjna i nie pchająca nosa w nie swoje sprawy raczej nie biorę udziału w publicznej debacie o prawach do zawierania związków małżeńskich przez homoseksualistów albo dostępności aborcji dla zgwałconych 14 — letnich dziewczynek czy też tym podobnych kwestii, które raz na jakiś czas rozpalają opinię publiczną do czerwoności. Jestem zdania, że świat by całkiem dobrze funkcjonował bez takiego publicznego bicia za przeproszeniem gówna na piankę, które i tak zmieni niewiele, jeżeli w ogóle coś. Niestety, dyskusje na różne ważne społecznie tematy przetaczają się raz na jakiś czas przez nasz kraj, zwłaszcza, kiedy jest ku temu jakaś specjalna okazja. Tak jak ostatnio Parada Równości. Naprawdę ludzie mogliby już sobie darować, co im szkodzi, że banda przebierańców przejedzie raz w roku ulicami ich miasta, jednak nieustająco temat ten budzi wśród mieszkańców Warszawy jakieś zupełnie niezdrowe emocje.
– Nie mogę już tego słuchać – warknęłam pod nosem do mojego instruktora jazdy samochodem. W radiu, które akurat było włączone, odbywała się właśnie debata, jakich w ostatnich dniach wiele: pozwalać czy nie pozwalać, czy mogą tańczyć na platformach, czy tylko iść, a co jak dzieci i starcy na tę zgniliznę moralną patrzeć będą i tak w nieskończoność.
Dość miałam tego gadania całkowicie i swoją obserwacją szybko podzieliłam się z pierwszą osobą, która się nawinęła. Instruktor podchwycił wątek.
- Ja nie jestem jakiś nietolerancyjny, ale pedalstwa to nie lubię — wyrzucił z siebie brzuchaty pan z wąsem, skądinąd zupełnie sympatyczny. — Może jeszcze, gdyby się z tym tak nie obnosili, nie jeździli po mieście na tych platformach, tylko jakoś tak w domowym zaciszu… Przecież to zupełnie nienaturalne, żeby tak chłop z chłopem albo baba z babą…
— Ale ja nie w tym sensie – uznałam za stosowne się wytłumaczyć. – Chodzi mi o to, że nie mogę słuchać tych dyskusji, a nie, że mam cokolwiek przeciwko homoseksualistom.
Instruktor obrzucił mnie pełnym potępienia spojrzeniem.
- Jak was rodzice wychowali? – zapytał retorycznie i przez resztę dwugodzinnej jazdy zamiast cennych uwag na temat ruchu drogowego, miałam wykład z wyższości stosunków damsko — męskich nad męsko — męskimi.
Wysiadłam z samochodu czując głęboką nienawiść do ludzi, którzy tak bezmyślnie atakują innych, mimo iż nie mają o sprawie zielonego pojęcia. Ale jak się niedługo miałam przekonać druga strona nie pozostawała im dłużna.
Dzień czy dwa po rzeczonej paradzie, wybrałam się do koleżanki, aby pożyczyć płytę z kilkoma odcinkami serialu, który namiętnie ostatnio oglądałyśmy. Już na klatce dały się słyszeć odgłosy dość hucznej imprezy.
– To taki spontan – poinformowała mnie w progu Aśka. — Do mojej współlokatorki przyjechało z okazji Parady Równości kilka koleżanek z innych miast i tak maszerowały, maszerowały, a teraz świętują.
Weszłam i już miałam przemknąć do pokoju Aśki, złapać płytę i dać nogi za pas, gdyż, jak to w niedzielne wieczory bywa, spieszyło mi się do serialu, kiedy z kuchni dobiegł nas okrzyk:
- Dziewczyny! Chodźcie do nas napić się wina!
Jakoś niespecjalnie miałam ochotę na babską imprezę, ale Aśka, która ewidentnie wypiła już wcześniej trochę jakiegoś trunku, wciągnęła mnie tam, nie pytając o zdanie. Przy stole siedziało pięć niewiast, oglądało telewizję i popijało winko. Na pierwszy rzut oka wyglądały bardzo sympatycznie. Kaśka, współlokatorka Asi, którą poznałam już kiedyś wcześniej, podsunęła mi krzesło i nalała kieliszek wina. A potem… Aśka usiadła jej na kolanach.
Zrobiło mi się trochę głupio, nie dlatego, że mam coś przeciwko tego typu relacjom, tylko dlatego, że znam Aśkę od czasu studiów i nie miałam pojęcia, że jest zainteresowana kobietami. Nigdy nawet słówkiem się przede mną nie zdradziła, wręcz przeciwnie, wciąż opowiadała mi o swoich damsko — męskich miłosnych perypetiach.
Aśka jakby wyczuwając moje zdziwienie, uśmiechnęła się przepraszająco, po czym przedstawiła mnie reszcie koleżanek.
– To jest Ula, moja koleżanka jeszcze ze studiów.
Dziewczyny przywitały się miło i przedstawiły po kolei, po czym zapadła chwila nieco krępującej ciszy, którą z czystej grzeczności postanowiłam przerwać.
– Jak tam się udała parada? — zagaiłam wesoło.
– A co, nie byłaś? — zapytała Kaśka.
- Ee, no niee – zawahałam się chwilę, panicznie szukając w głowie jakiegoś wiarygodnego usprawiedliwienia dla tego karygodnego zaniedbania, bo nie mogłam przecież powiedzieć prawdy, że wolałam spędzić sobotę na zakupach niż walczyć o, jak się okazało, ważną dla moich koleżanek sprawę.
– Miałam umówioną naukę jazdy – wydusiłam z siebie w końcu, raczej zdając sobie sprawę z tego, jak idiotycznie zabrzmiała ta wymówka w uszach słuchaczek.
Spędziłam z dziewczynami jeszcze godzinę, ale czułam się, jakby nikt mnie nie zauważał. Dziewczyny całkowicie mnie ignorowały, rozmawiając o ludziach i sprawach, o których ja nie miałam zielonego pojęcia. Kiedy usiłowałam o coś spytać lub zagaić, odpowiadały zawsze patrząc się na Aśkę. Miarka przebrała się, kiedy dolewając wina, jakoś pominęły mój kieliszek. Pożegnałam się chłodno. Do drzwi odprowadziła mnie Aśka.
— Wiesz Ula, ty nas w ogóle nie rozumiesz – powiedziała patrząc w podłogę. – Dlatego przez tyle lat nic ci nie powiedziałam.
— Co? – nie kryłam zdziwienia. – Przecież ja nie mam nic przeciwko homoseksualistom i nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek palnęła coś niestosownego.
— No tak – ciągnęła Aśka. — Ale nigdy nie mówiłaś też, że jakoś popierasz te środowiska, nie chodziłaś na Parady Równości, nie masz żadnych homoseksualnych znajomych…
Czyli wychodzi na to, że jeżeli nie jesteś z nami, to jesteś przeciwko nam. I to po obu stronach barykady. A człowiek, który próbuje po prostu być tolerancyjny, akceptować innych takimi, jakimi są i żyć po swojemu, nie mieszając się w cudze sprawy, skazany jest na ciągłe ataki ze strony ludzi czynnie o coś walczących, którzy próbują przeciągnąć go na swoją stronę. W ten sposób w naszym pięknym kraju nigdy nie zapanuje atmosfera tolerancji. Przecież polega ona na tym, że w ogóle się nie zwraca uwagi na to, czy ktoś jest czarny, biały czy żółty ani czy ma męża czy żonę, a nie maszeruje przez życie z hasłami: „Popieram gejów” i „Nie jestem rasistą” wypisanymi na sztandarze.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze